Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/408

Ta strona została skorygowana.

sołą solą twarzą gospodarz, oznajmując, iż dnia jutrzejszego będę przyjęty do powszechnego towarzystwa.
III. Powróciwszy do siebie, ciekawie czekałem, jakie będą obrządki przyjęcia mnie do obywatelstwa i społeczności Nipuanów; a wiedząc, że ten naród jest uprzejmy i obyczajny, ale z drugiej strony, co do nauk, kunsztów i sposobu życia, dziki i niewiadomy, wziąłem sobie za punkt największej wdzięczności, oświecić ich niewiadomość i prostotę. Na tym więc fundamencie skomponowałem sobie mowę, którą do nich mieć miałem nazajutrz, podając im sposoby, przez które mogliby wyjść ze stanu swojej dzikości, i wkroczyć w ślady narodów europejskich, wszystkie inne doskonałością i wiadomością rzeczy celujących.
Już się zabierało nazajutrz ku południowi, gdy przyszedł do mnie mój gospodarz, i zaprowadził do domu jednego. Zastałem tam zgromadzonych wszystkich osady gospodarzów; przyjęty od nich byłem mile; a gdyśmy z darnia zrobione stoły w chłodzie drzew sadu zasiedli, stawiano przed każdem zwykłe potrawy. Gdy już się miał obiad kończyć, najstarszy z stołowników zawoławszy mnie do siebie, rzekł: «Bracie! bądź z nami, używaj darów przyrodzenia, a pamiętaj, że istotne obowiązki towarzystwa, miłość i zgoda.» Ułamawszy więc kawałek chleba, rozdzielił go na dwie części, sam jednę włożywszy w usta, mnie drugą oddał: wziąłem z uszanowaniem, a zjadłszy udzielony kawałek, gdym chciał oświecać ten dobry, a dziki naród, mój gospodarz tak zaczął mówić.
«Człowiek ten, którego mi zleciliście, zachował się dobrze u mnie, i już pierwsze kroki są uczynione. Sposoby jego myślenia, mówienia, działania, są zdrożne, ale trzeba mieć litość nad niewiadomością, prostotą i zaślepieniem człowieka, który zapewne temu nie winien, że się w pośrodku grubych i dzikich narodów urodził. Xaoo właśnie teraz nie ma czeladnika, może go wziąć i na naukę i do pomocy...»
Zapomniałem zgruntu o racyi mojej, słysząc tak niespodziewane słowa. Ja, który prostaków i dzikich uczyć rozumu chciałem, od nich samych osądzony za dzikiego, i oddany na naukę, spuściwszy oczy siedziałem w zamyśleniu, gdy ten Xaoo mój, nie wiem, czy pan, czy nauczyciel, wziąwszy mnie za rękę, do domu swojego przywiódł, a oprowadziwszy po gumnie, oborze, stodole i polu, rozdzielił zabawy dnia na dwie części: rano w pole miałem wychodzić pracy, reszta czasu miała być obrócona na dozieranie domowego gospodarstwa.
Czylim się ja mógł tego spodziewać, żebym kiedy przystał za parobka? Trzeba jednak było uczynić z potrzeby cnotę, i ten nowy sposób nie tak szkoły, jak nowicyatu odważnie zacząć. Gdyby mi nie dawał przykładu z siebie mój pan i nauczyciel, byłby mi się wydawał mój stan nieznośny; ale widząc podłość prac moich uszlachcioną pana mojego społeczeństwem, nieznacznie pozbyłem odrazy, a zczasem poznałem niesprawiedliwość uprzedzenia hańbiącego rolnictwo, i inne gospodarskiego rzemiosła części i obowiązki.
Czekałem z niecierpliwością jakiegokolwiek przynajmniej podobieństwa nauki, na którą mnie oddano; ale nic takowego z ust nauczyciela nie wychodziło, coby mogło zmierzać do tego celu. Gdyśmy szli razem na robotę, zadawał mi tak, jak i pierwszy, nieustanne pytania, z których znać było, iż chciał być jak najdokładniej informowanym, nie tylko o obyczajach, prawach, dziełach i kunsztach europejskich, ale i o moim sposobie myślenia.
IV. Już trzy miesiące mijały mieszkania mojego, gdy wziąwszy mnie z sobą w pole Xaoo, a odmieniwszy sposób mówienia, na samych przedtem pytaniach zasadzony, zaczął w krótkości słów zwięzle przekładać, jak wiele każdemu człowiekowi na tem zależy, aby umiał złe swoje skłonności poskramiać, i uprzedzenia wykorzeniać. Proste, ale właściwe rzeczom były jego słowa, ułożenie zaś takie, iż jedna rzecz z drugiej wypadała, a dyskurs cały zdawał się być łańcuchem z koniecznie potrzebnych ogniw złożonym i spojonym. Przyrównał edukacyą do rolnictwa.
«Trzeba, rzekł, wprzód poznać, żeby wiedzieć, jak się wziąć do uprawy, a osobliwie wtenczas, gdy się nowy grunt wydobywa. Jeżeli, gdzie ma być pole, były przedtem krzaki i drzewa; nie dość na tem, żeby drzewo ściąć i krzaki zrzynać; trzeba, ile możności, o to się starać, żeby i drzew i krzaków korzenie wydobyć z ziemi: inaczej i miejsca wiele zabiorą, i pług będzie się na nich zastanawiał i psował. A do tego, gdy w ziemi korzenie trwać będą, zostanie w nich wigor, który coraz szkodliwe, a na nic nie zdatne latorośle będzie wydawał. Jeżeli nie będą na nowym gruncie drzewa i krzaki, będą zielska, choć nie tak mocno, gęściej jednak wkorzenione. Uprawnik więc dobry nie będzie żałował pracy, żeby te pasma korzonków pomału wybierał: co większa, korzystać z nich potrafi, gdy popiołem spalonych czczą ziemię utłuści. Obiecywać sobie wykorzenienie namiętności, rzecz płocha i nierozumna; jak ciało żywiołami, umysł namiętnościami trwa; złe ich użycie, czyni nieprawość.
«Z rozmaitych twoich odpowiedzi na moje pytania, poznałem, jak mi się przynajmniej zdaje: iż w waszych stronach, czyli umysłu przeświadczenie, czyli instynkt jakowyś zbawienny i szczęśliwy, przywiódł was, a bardziej przynaglił do edukacyi młodzieży waszej; ztemwszystkiem śmiem twierdzić, i żeście się grubo pomylili, i w sposobie i w szczególnych stopniach wychowania. Cobyś mówił o takim budowniku, któryby dom od dachu chciał zacząć, albo nie postawiwszy ścian, robił podłogę? Śmiejesz się z głupstwa cieśli, zdaje ci się niepodobna, żeby taki dom stanął; wiedzże o tem, że ty jesteś tym domem, a ten, co cię uczy, cieślą.
«Zepsuty wasz rozum, powymyślał wam jakoweś dziwaczne nauki, których my tu, z łaski najwyższej istności, nie mamy i mieć nie chcemy.
«Powiadałeś mi, iż skoro w niemowlęcym wieku zaczynacie gadać, każą wam znowu wszystko inaczej nazywać, niżeliście dotychczas nazywali, a gdy nauczycie się tego inakszego nazywania, znowu inaczej rzeczy nazywać uczycie się. Powiedz mi, proszę, możeż być większe szaleństwo nad to? Gdyby jeszcze te, coraz inaksze nazywania, wiodły was do lepszego poznania rzeczy, sądziłbym ten sposób, za nie dobrze wymyślony, bo trudny; ale zapatrzywszy się na skutek jego dobry, przepuszczałbym wam tę zdrożność: lecz gdy, jak sam powiadasz, tę tylko przynosi korzyść, iż możecie tak z jednemi mówić, że was drudzy nie rozumieją; nie widzę ja w tem żadnego zysku, żadnego dobra; owszem i złość i głupstwo. Złość, bo gadać tak, żeby drugi nie rozumiał, jest to mu czynić przykrość, wznawiać podejrzenie, i niewiarę, dać uczuć jakowąś zwierzchność i dystynkcyą upodlającą nie rozumiejącego. Głupstwo, samochcąc