nikt szczęścia nie zazdrościł. W młodym wieku zwiedził był rozmaite kraje, odwiedzał je zaś nie tylko jak kupiec, ale jako obywatel celniejszy wolnego państwa, wszędzie uważając z pilnością naturę rządu, prawne ustawy, zwyczaje narodów; jako filozof rozmaitość charakterów ludzkich roztrząsał, zgoła, ten zacny i chwalebny mąż, tak umiał korzystać ze wszystkich okoliczności życia swojego, iż się stał ojczyznie pożytecznym, familji zdatnym, przyjaciołom szacownym, współobywatelom miłym. W jego domu przepędzone lat 23 dotąd są najsłodszą epoką życia mojego. Przyszedł nakoniec termin życia jego, ludzkości konieczny, mnie i wszystkim, którzy go znali, fatalny.
Mie mogąc wytrwać w tem miejscu, gdzie mi wszystko stratę przyjaciela mojego przypominało, zabrawszy znaczną summę pieniędzy, szedłem do portu, wsiadłem w pierwszy okręt, który z niego wychodził, nie pytając się nawet, gdzieśmy żeglować mieli.
XI. Jużeśmy bardzo daleko od brzegów byli, gdym się dowiedział, że okręt na który wsiadłem, płynął do Hiszpanji, gdzie w południowej tego kraju części Besyce mieli Kartagińczykowie osady swoje. Ucieszyłem się z tego, iż mi się zdarzyła sposobnosć poznać kraj, nie tylko naówczas kruszcami złotemi, ale łagodnością powietrza i obfitością ziemi sławny i znakomity. Że zaś nie byłem tam znajomy, obrałem sobie porę tamtejszego przemieszkiwania do zażycia mojego balsamu, ile że już zbliżałem się do lat ośmdziesiąt.
Przebywszy cieśninę Herkulesową, stanęliśmy u portu Gades, który teraz Kadyx zowią. Nie długo w tem miejscu bawiąc, kupiwszy konia, jechałem w głąb kraju szukając miejsca odludnego, gdziebym albo odmłodniał, albo życia dokonał. Po kilkudniowej podróży, wjechałem między góry, które naówczas zwano Orospeda, teraz Siera Morena. Przez dni kilka szukałem jak najskrytszego miejsca, znalazłem podobne nieco do owego, gdziem pierwszy raz odmłodniał. Opisawszy więc przypadki życia, dzielność balsamu, czyniąc tego, któryby ciało moje znalazł, dziedzicem wszystkich dostatków, 25go dnia Lipca, roku przed narodzeniem Pańskiem 254 Olympiady 131, właśnie o samym zachodzie słońca między bojaźnią a nadzieją, podobnąż, ile mogłem miarkować cząstkę owego balsamu włożyłem w usta i połknąłem. Smak niewymowny, którym uczuł, uczynił mi nadzieję, że balsam dzielności swojej bynajmniej nie stracił.
Gdym po śnie twardym, albo raczej zamarciu, pierwszy raz oczy otworzył, wstałem lekki i rzeźwy, a pobiegłszy do wody, zobaczyłem się w porze wieku piętnastoletniego, że zaś właśnie słońce naówczas zachodziło, wniosłem sobie stąd, iż pora odmiany przez godzin dwadzieścia cztery trwać mogła. Podziękowawszy z najżywszem serca wynurzeniem Opatrzności bozkiej za tak wielkie dobrodziejstwo, zastanowiłem się myślą nad dalszym sposobem życia, a żem się przedtem zwał Orospes, postanowiłem odmienić przezwisko i zwać się Eulamidas.
W tej nowej sytuacyi udałem się w głąb kraju, który, lubo od brzegów zdawał się być poddany Kartagińczykom, przecież i tam bardzo lekkie ciężary znosił; wreszcie rozmaite były narody, wszystkie wolne, i choć miały rządców, nie mieli ci nadanego sobie, a bardziej przywłaszczonego prawa czynić innych nieszczęśliwymi. Starszeństwo było dobrowolnem jarzmem, jarzmo nie było ciężarem.
Szczęśliwe te narody nie znały szacunku kruszców, i gdy obfite w złoto i srebro ich góry, Kartagińczykowie otwierać poczęli, nie tylko im zysku takiego nie bronili, ale nawet dopomagali pracy. Patrzali z politowaniem na chciwość przychodniów, szukającą w wnętrznościach ziemi tych korzyści, które w roli łatwiejby znaleźć mogli. Śmieli się Kartagińczykowie z ich prostoty, a jakby za wspólną umową obie strony były wewnętrznie przeświadczone o sprawiedliwości sposobu myślenia i czynów swoich. To jednak przeświadczenie nie pobudzało Hiszpanów do nienawiści przeciw Kartagińczykom; Kartagińczykowie zaś z swojej strony szanowali cnotliwą prostotę rodaków tamtejszej ziemi; mniej dbali o rozszerzenie granic, byleby handlownemi przemysły mogli zyskać jak najwięcej.
Taki był stan Hiszpanji za mojem w tamtejszy kraj przybyciem. Wiele krajów i narodów odwiedziłem, bezpieczen wśród cnotliwego, i jakby świeżo z rąk natury wyszłego ludu. Po dwuletniem pielgrzymowaniu zbliżyłem się ku brzegom nadmorskim, tam gdym w rozmaitych miejscach lat kilka przemieszkał, słysząc rozmaite pochwały rządcy Kartagińskiego, umyślnie, żeby go poznać, wróciłem się do miasta Gades. Byłto ów Amilkar z przydomku Barkas, ojciec sławnego Annibala. Rzadkim przykładem zgodził ten wielki człowiek w osobie swojej wszystkie cnoty prawego obywatela z przymiotami wielkiego wodza.
Już duch ambicyi rzymskiej wkradł się był w spokojne Hiszpanów osady. Skończywszy nie dawno pierwszą wojnę z Kartagińczykami, nie mogli tego znieść, żeby się wzmagały siły tej Rzeczypospolitej; rozmaitemi więc sposoby waśnili przeciw nim sprzymierzone zdawna narody. Łatwo dała się usidlić prostota Hiszpanów, w chytrości rzymskiej upatrująca heroiczną jakowąś ludzkość. Zastraszeni utratą wolności, wypowiedzieli wojnę Kartagińczykom.
Amilkar chcąc odwrócić od ojczyzny tak szkodliwą burzę, musiał nakoniec, gdy łagodne sposoby nie pomogły, udać się do oręża. Z żalem został zwyciężcą, a poznawszy doskonale rzymskie podejście, tak dalece do dawnej nienawiści przydał wzgardę, iż młodemu Annibalowi rozkazał przysiądz wieczną nienawiść tym ludziom, którzy najistotniejsze obowiązki śmieli gwałcić, byleby ambicyi swojej dogodzić mogli.
Właśnie natenczas, gdy byłem w Gades, umarł Amilkarowi sekretarz od expedycyj greckich : świadom tego języka, udałem się za Greka pod mojem nowem nazwiskiem, i skorom dał próbę zdatności mojej, dostąpiłem łatwo tego miejsca.
X, Amilkar wojnami zatrudniony, nie opuszczał jednak obowiązków cywilnych. Czas dobrze oszczędzony wystarczał mu do wszystkiego, tak dalece, iż wojowanie szło dobrym trybem, prowincya należyte miała opatrzenie, sprawiedliwość ani była zwleczona, ani źle administrowana, handel kwitnął.
Napisał późniejszemi czasy Tacyt o wyniesionych urzędem, lub urodzeniem ludziach, iż się nadal lepiej wydają[1]. Toż ja mniemałem o Amilkarze; ale gdym się do niego dostał, poznałem własnem doświadczeniem, że w tym wielkim człowieku można było osobę oddzielić od rządu, a w tem oddzieleniu sam przez się uważany nieskończenie zyskał. Rzadkim naówczas przy-
- ↑ Major e longinquo reverentia. Tacit.