Umysł mój ustawicznemi niegdyś wzruszeniami skołotany, dopiero naówczas w pożądanem uspokojeniu odetchnął. Podobien do owego, który u portu siedzi, zapatrywałem się z politowaniem, jak drugimi fala rzuca; a gdy zmordowanych i napoły żywych niedaleko brzegu widziałem, podawałem rękę tonącym, tak jednak ostrożnie, żeby mnie z sobą nazad nie wciągnęli.
Niech mówią, co chcą, mizantropi, może być człowiek w tem życiu szczęśliwym, ja się im naówczas oprę, i śmiało powiem, iż w ręku każdego jest szczęście, byleby się nadto w żądaniach swoich nie zaciekał. Sposobu życia mojego w Efezie czułem coraz żywiej korzyści : temi, które wyżej wyraziłem, maxymami uzbrojony i wsparły, wystrzegałem się wszelkiemi sposobami być przykrym moim współobywatelom, do usług każdego byłem ochoczy i skory, zyskałem przeto powszechną aprobacyą, a co najpożądańsza, znalazłem dwóch przyjaciół Arystona i Neoklesa.
Równy wiek, sytuacya, podobieństwo humorów, charaktery jednakie, nieznacznie nas przyswoiły; z czasem rozpatrzywszy się w sobie, powzięliśmy przyjaźń wzajemną, trwałą, bo wspartą na zobopólnym szacunku. Tego stopnia szczęśliwości gdym doszedł, nie zazdrościłem Rzymianom tryumfów, królom rozkoszy i wspaniałości. Jednegoż zdania ze mną byli moi przyjaciele, i choć drudzy nie tak, jak my o rzeczach sądzili, nie było nam to odrazą od ich towarzystwa.
Zdarzył los, iż Neokles doznawszy w handlu wiele przeciwności do tego stanu przyszedł, iż zaczynał wątpić o utrzymaniu kredytu swego. Zrazu przez delikatność nie śmiał się z tem przed nami otworzyć, gdy zaś go okoliczności przyparły, uczynił to bez płochych narzekań, bez podłości. Podziękowaliśmy Bogu z Arystonem, że nam zdarzył porę dobrego zażycia bogactw, które przyjaźń wspólne czyniła między nami. Przyjął dary nasze Neokles bez wykwintnych oświadczeń, wstrzemięźliwe jego milczenie mówiło do serc naszych. Temi posiłkami wsparty przyszedł wkrótce do przeszłego stanu. Za wspólnem zaś zezwoleniem, to, co był od nas wziął, obrócił na poratowanie wielu podupadłych familij w Efezie i okolicach.
Jeżeli co zmniejszało szczęśliwość moję, było natenczas to, co najosobliwszym losu, a bardziej Opatrzności bozkiej uznawam przywilejem, moja nadzwyczajna trwałość. Myśl, że kochanych przyjaciół przeżyję, zaprawiała niekiedy goryczą dni moje słodkie. Zdawało mi się podczas, żem wykraczał przeciwko obowiązkom przyjaźni tając przed nimi sekret balsamu mojego; z drugiej strony bałem się, aby takowe wyjawienie nie uczyniło w nich jakowej prewencji, lub zazdrości, o co w ludzkiej naturze nie trudno.
Po wielu rozmysłach postanowiłem u siebie nie wyjawiać przymiotu tej maści, ale czekać lat dalszych, a dopiero, gdyby który z nich śmiertelnie zachorował, natenczas odważyłbym się ratować go tym ostatnim sposobem.
XV. Życie spokojne jest jednostajne i szczęśliwe, nie zamyka przeto w sobie nadzwyczajnych okoliczności, którychby opisanie bawiło czytelnika. Takie było moje w Efezie. Zestarzeliśmy się z moimi dwóma przyjaciołmi w pokoju i w zgodzie. Już mijał pięćdziesiąty szósty rok po mojem odmłodnieniu, gdy Neokles rachując lat siedemdziesiąt trzy nagle zachorował. Udaliśmy się natychmiast do jego domu z Arystonem, sprowadziliśmy najprzedniejszych lekarzów : ale ich wszyskie zabiegi były próżne, choroba górę brała; Neokles przeświadczeniem własnego sumienia niestrwożony spokojnie czekał zejścia swego.
W tym stanie gdy coraz bardziej słabiał, a lekarze upewniali nas, iż już tylko kilka godzin miał do życia, przyniosłem balsam, i włożyłem tyle w usta Neoklesa, ile sam brać zwykłem. Zasnął snem twardym tegoż momentu. Znać było ostatnie natury wysilenia : po sześciu godzinach snu smacznego przebudził się, ale skutku odmłodnienia znać po nim nie było, przyszedł jednak do sił czerstwiejszych. Lekarze uznawszy nadzwyczajną dzielność balsamu, radzili, żeby, gdy znowu słabieć zacznie, dać mu go cokolwiek. W dni piętnaście, gdy znowu zaczął dogorywać, zasiliłem go na nowo : skutek był prędki, ale spał tylko godzin trzy; polepszenie trwało dni siedm; dalszy balsamu skutek coraz się zmniejszał, nakoniec przezwyciężyła natura, a my z niezmiernym żalem straciliśmy przyjaciela.
W sześć lat potem Aryston podobnież odemnie leczony i rzeźwiony poszedł za Neoklesem; ja zaś żalem i wiekiem przyciśniony począłem myślić o nowem odmłodnieniu. Że zaś mi się najbardziej podobał sposób życia w Efezie, postanowiłem tam znowu podobne pierwszemu życie prowadzić. Żeby więc odmłodnienia mego obywatele tamtejsi nie postrzegli, poszedłem do magistratu opowiadając im, iż się chcę wrócić do mojej ojczyzny bardzo dalekiej, bo w Indyach za rzeką Ganges; że zaś tam mam młodego synowca, powiedziałem, iż przyszlę go na objęcia dóbr moich.
Żeby zaś w czasie oddalenia mojego, awanturnik jakowy udawając synowca mojego, majętności jemu należącej nie posiadł, uczyniłem akt grodowy, w którym wyrażono było, po jakich znakach prawego mojego następcę poznać mogli. Dodałem jeszcze i to dla większego bezpieczeństwa, iż ten synowiec przyniesie do magistratu list własną ręką moją pisany, którego exemplarz i drugi zapieczętowany złożyłem na ratuszu, żeby, gdy zupełnie zgadzający się z oddanym znajdą, dopiero synowcowi oddali majętność. Zostawiłem, jak każdy domyślić się może drugą kopią tego listu u siebie.
Ubezpieczony więc zupełnie, wybierać się począłem w drogę; żeby zaś tym większy dać pozor prawdy przyjazdowi mojemu pod imieniem synowca, umyśliłem aż w rok po odmłodnieniu wrócić się do Efezu, i wtenczas list mój własny, niby stryjowski, oddać magistratowi, zwalając roczny przeciąg na przewlekłą podróż z Indyi. Ułatwiwszy wszystkie inne okoliczności, udałem się do gór Cylicyi, i tam zwykłym sposobem stało się odmłodnienie moje roku przed narodzeniem Pańskiem 118 Olympiady CLXV. trzeciego, dnia 18. Sierpnia.
XVI. Nazwałem był dawniej mniemanego synowca Prosagorą, na tym więc fundamencie, już nie Straton, ale Prosagoras przez rok, który mi do powrotu zbywał objeżdżałem przyległe Cylicyi kraje, tęskniąc do Efezu, gdziem znowu miał zażywać szczęśliwego życia. Przyszedł ten czas pożądany, jam stanął na terminie. Żem od nikogo poznany nie był, sprawiła to różnica młodego wieku od zgrzybiałości; byli jednak takowi, którzy wielkie uznawali we mnie podobieństwo do mego stryja Stratona. Nazajutrz po moim przyjezdzie poszedłem do starszyzny miejskiej, bardziej mi znajomej, niżli się zape-
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/441
Ta strona została przepisana.