« Inne części strumyka, jakby szły na wyścigi, czasem się oddalają od siebie, niekiedy prawie łączą : ożywiają zaś swojemi biegi kwiecistą murawę, łączą się nakoniec w zaciśnieniu brzegów skalistych, i tam się wsparłszy w biegu, spadają z szumem.
« Na północ od pierwszego gmachu, rozmaite są altany, jedne na wzgórkach, drugie na dolinie, i miły sprawują widok.
« Od wschodu, łąkę rozmaitym osadzoną kwiatem, kończy i zasłania od wiatrów północnych lasek starożytnych cedrów; ustawiczną wiosną to się miejsce zaszczyca, zefir go przyjemny ożywia i chłodzi.
« Z drugiej strony jest gaik granatów, pomarańczy, cytryn, miły owocem, wdzięczny kwiatem. Wśród łąki jest mały wzgórek, nieznacznie się krętą ścieżką nań wchodzi do chłodnika, z którego się cała okolica najlepiej wydaje. Od zachodu ulica jest zasadzona schylonemi na dół wierzb wzniosłych gałęźmi, wiedzie do spadku strumienia ze skał; pieczara w nich zrazu wązka i ciasna, dalej się znacznie, jako gmach ogromny rozszerza i wznosi, z boku ma oświecenie : w niej w największy upał chłód przyjemny orzeźwia szukających schronienia i odpoczynku : strumyk spadający miłem mruczeniem bawi i wpada w przyległe jezioro, które skały osłaniają, i czynią miejscem najsposobniejszem do kąpieli.
« O jak miła jest ta osobność! Wysepki małe jakby wzrastały wśród wód, pełne są drzewa i trzcin wzniosłych, ptastwa mnóztwo w klatkach umieszczone, z miłą rozmaitością wydawa odgłosy, te zaś po skałach odbijające się echo powtarza. Z żalem się to miejsce rozkoszne porzuca, a gdy ścieżka nieznaczna na szczyt najwznioślejszej skały doprowadzi, z altanki tam wystawionej, zadziwiający patrzących odkrywa się widok. Wspaniały bieg rzeki Kiang, rozmaitemi kręty wsi nadbrzeżne ożywia i kształci; niezliczonemi czółny okryta rzeka, daje poznać mnóztwo nadbrzeżnych mieszkańców, pola żyznym plonem okryte, płodność ziemi i dogodną uprawę.
« Znudzony pracą, gdy się od xiąg odrywam, wsiadam w czółno, i korzystam z wdzięków ogrodu mojego. Niekiedy mnie rybołowstwo zatrudnia, a myśl w zdradnym na wędzie osadzonym powabie, znajduje to co i nas łudzi.
« Uzbrojony łukiem, czatuję na króliki ostrożniejsze od czatującego, znają niebezpieczeństwo i kryją się przed zabójcą.
« Zbieram woniejące kwiaty dla miłego zapachu, lekarskie zioła i rośliny dla ich zbawiennego użytku : osłabione upałem gdy skrapiam, czuję rozkosz dobroczynności. Zasilają mnie z zasadzonych i pielęgnowanych ręką moją drzewek owoce, miłe iż skutkiem są własnej pracy.
« Zastaje mnie częstokroć zachód słońca gdy się przypatruję gniazdeczkowi ptasząt i czułości ich w pielęgnowaniu płodu. Wschodzi xiężyc, i noc przy srebrzystym jego promieni rozpostartych blasku; ponurą wprawdzie, ale wdzięczną i tkliwą widokom nadaje postać. Mruczenie spadków wody, szelest liści, z któremi wiatr igra, zatapia w myślach i czułe przysparza wzruszenia. Iskrzące się wypogodzonego nieba gwiazdy, późno mnie w noc zatrzymują, i ledwie się oderwać mogąc od takich widoków, wracam do domu. Zastaję w nim nieprzykrzące się przyjaciół towarzystwo. Nim sen siły wzmoże, przy skromnej wieczerzy, z nimi używam darów słodkiego posiedzenia, i wówczas gdy nędzna, bo czcza dworaków zgraja, używa przemyślnej w zbytkach rozkoszy, potwarzą się czerni, i kształtem wzajemnie oszukiwa; my wzywamy wsparcia mądrości, i ku niej nasze zwracamy oczy. Daje się ona postrzegać, ale, niestety! jak w ciemnej mgle okryta, rozpędza ją cierpliwe, a stałe usiłowanie; a wówczas najposępniejsza z pierwszego wejrzenia osobność, stawa się niewyczerpanej rozkoszy źródłem. Ojciec, małżonek, obywatel, czuję wielkość obowiązków moich. Odrywam się od ciebie rozkoszne ustronie : miłość ojczyzny, krwi związek, przyjaźni ponęta do miasta wabi; zachowaj wdzięki twoje naówczas, gdy znużony dworszczyzną, na spoczynek i ochłodę do ciebie powrócę. »
W porównaniu z Grecką i Rzymską Architekturą, w rozmiarach dokładną, w ozdobach skromną, była dzika jej nastepczyna, Gotów i Lombardów tworzydło, z pierwszego wejrzenia śmiałością dziwiące, ale w ozdobach przesadzone niezgrabnie. Toż się wydarzyło pierwiastkowym ogrodom, względem późniejszych. Kunszt, zabierając miejsce przyrodzenia, przyćmił, i jeżeli nie zupełnie starł, skaził jego wdzięki.
Największą przyczyną skażenia gustu w ogrodach była źle tłumaczona wspaniałość. Nie zasadzali jej założyciele tak, jak się należało, w ukształceniu przyrodzenia; ale mniemając to być rzeczą zwyczajną chcieli bardziej zadziwiać, niż nadawać rzeczom wdzięki. Stąd największą, bo przyrodzoną okrasę każdego drzewa przeistaczali w kunsztowne, a dziwaczne widoki. Bukszpan sztucznie zasadzony z pomocą piasku, cegły, węgli i tłuczonych skorupek, wydawał na wzór adamaszku kwiaty i floresy. Niekiedy ziemne bywały wśród ogrodu zegarów naśladowania.
A czas z kosą na łące, wśród kompasu z gliny,
Nie wiedział, czy siec trawę, czy znaczyć godziny.
Do tego nawet stopnia doskonałości przychodziły kwatery, iż się w domu bez Paprockiego, Okolskiego i Niesieckiego, obejść było można.
Widział z okna Jegomość klejnot rodowity,
Koroną uwieńczony, laurami okryty :
Na tarczy, którą ledwo mógł znieść olbrzym srogi,
Właściwy domu zaszczyt, dwa ogromne rogi.
Na wstępie straż : posągi z deszczek jaskrawo, a więc dokładnie, sztucznie, dowcipnie, a wspaniale malowane wydawały się :
Stał i w prawą i w lewą rycerz wąsem hardy,
Bo sążniste trzymając w rękach halabardy,
Każdy z nich na przychodnie, gdy oczy wytrzyszcza,
Zastępowały miejsce ogrodów bożyszcza.
Nie dość było kunsztownej sztuce, Hollenderskich zwłaszcza i Niemieckich ogrodników, czynić z drzew słupy, obeliski i piramidy, ledwo pojętem wysileniem przeistaczali je w posągi.