Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/479

Ta strona została przepisana.

kunsztów wymyślnych i próżnych. Proszę więc teraz, żebyś mnie raczył wprowadzić w zgromadzenie tych ludzi rozmyślnych i mądrych, bo mądrość nad wszystko przekładam, i nie masz nic w życiu pożądańszego nad towarzystwo takich, co istotne prawidła rzeczy czują.
Mądrość, o której mówisz, rzekł duch przywodca, jest rzecz śmiechu godna, nie masz jej tu, i wcale jest niepotrzebna. Prawdziwa, a więc nie taka, jaką ją być mienicie, jest poznanie stosunków i obowiązków względem nas. A do czegoby tu ta mądrość była zdatna? Każdy tu w szczególności czyni, co jemu pożyteczne, o innych nie dba. Jeźli przez to, co ty mądrością zowiesz, rozumiesz płochą ciekawość, uwagi w zbyt rozżarzonej imaginacyi zapędzone, i te uczucia wnętrzne, co z dumy lub zysku pochodzą, nadto tu dobrze ludziom, żeby w to weszli. Może to dobrze, rzekł Azem, ale mi się zdaje, iż tu szczególności powab nadto powszechny. Każda familia odgradza się, od drugich, i chce być samotną. I tak jest, rzekł duch, nie masz tu społeczeństwa i być nie może. Towarystwa ludzi działane są przyjaźnią, lub strachem. Tu lud nie zna jednego i drugiego czucia : a gdy wszyscy jednakowi, żaden nie jest taki, żeby względy szczególne pozyskał.
Dobrze to jest, rzekł Azem, ale iż ja mam resztę osnowy życia mego wśród tego ludu przebyć, jeźli w pośród nich nie znajdę, ani kunsztów, ani mądrości przyjaźni, chciałbym przecież znaleźć kogoś, któremubym myśli moich powierzył, i któryby mi równie podał to, co myśli. A dla czegobyś to chciał? rzekł duch : pochlebstwa i ciekawości tu nie znają, a nauk niepotrzeba.
Ale przecież, rzekł Azem, są tu szczęśliwi tem co mają dostatni, nie trudzą się o więcej : a zatem mają i żądzę i porę mniej mających zapomódz.
Gdy to mówił Azem, obiły się o jego uszy krzyki i płacze; nędznik w pobliżu jęczał. Azem wzruszony przypadł ku niemu i rozrzewiony rzekł : Jakże to u wspólnych ojca pierwszego synów, jakto u tych, u których sądziłem, że nie masz występku, może się znaleźć nieszczęśliwy bez wsparcia?
Nie dziwuj się temu, rzekł nędzarz umierający. Byłobyto największą niesprawiedliwością, gdyby istności, które nic więcej nie mają, nad to, co im koniecznie potrzeba, użyczyły mi tego, bez czego się obejść same nie mogą. I jakby mogli to zrobić, rzekł Azem, kiebyby sobie od gęby musieli ująć? Niejest więc u tych ludzi niecnotą być niewdzięcznym, ponieważ u nich dobroczynności nie masz. Ale musi być przecie w czułości coś innego, miłość ojczyzny musi być w ich sercu. Milcz, rzekł naówczas duch przywodca. Pobudka szczególna, która w was przenosi swój zysk nad innych, taż pobudka każe kochać kraj swój nad inne. Ale wszystko jest mniejsze nad dobroczynność powszechną.
Cóżto za dobroczynność? rzekł Azem, i w jakimże ja to świecie teraz jestem?
Skoro to rzekł, obaczył się nad brzegiem jeziora, i z nogą już podniesioną, gdy miał weń wskoczyć. Wyszedł z dzikiej pustyni, wszedł między ludzi : pracował, zyskiwał, wdawał się, poznawał, znosił, przebaczał, i był szczęśliwym.



HAMID.

Napadł na xiążkę Saadego Hamid, syn kupca bogatego w Alepie, i pasterskie życie tak mu się spodobało, iż kupiwszy sobie tajstrę, a do kija przywiązawszy fontazik, szedł paść owce na górach Anti-Libanu : znalazł tam wielu pasterzów, i u jednego z najbogatszych służbę przyjął, kontent, iż znalazł wiek złoty. Serwatka, którą pił zdawała mu się nektarem, a gdy owce pędził w rozległe doliny pomiędzy góry i skały, każdy strumyk coś wdzięcznego mruczał, każdy liść od wiatru powiany, szelestem swoim mówił do serca. Jagnięta oznaczały niewinność, owce czułość, baranki radość uprzejmą; zgoła Hamid był szczęśliwym i wielbił Saadego, wielbił i pana, u którego służył, ponieważ starzec poważny miał siwą brodę po pas, i zdał mu się patryarchą.
Jednego razu zanurzony w słodyczach szczęścia swojego, rozrzewniony strumykiem, mruczeniem wód, szelestem gałęzi, odgłosem echa, chciał też z przyjemno-ponurej xiężyca światłości korzystać, ile że dzień pogodny, obiecywał noc jasną. Zszedł xiężyc, przebijała się srebrzysta jego światłość pomiędzy rozłożyste cedrów gałęzie, wydawała się na skałach, kształciła doliny; strumyki mruczały jeszcze wdzięczniej, gałązki chwiały się jeszcze milej, liście szeleściały jeszcze raźniej, echa odpowiadały w dwójnasób : zgoła już zachodził xiężyc, gdy się Hamid z zachwycenia swego ocucił. Szedł więc do trzody, ale już się była wróciła do domu : udał się za nią, a gdy ku owczarni zmierzał, zastał u wrót pana, który go innym pasterzom kazawszy ująć i skrępować, za to iż kilka owiec nie dostawało, zbił okrutnie, i ledwo czołgać się mogącego kazał wywlec za wrota, z tem patryarchalnem ostrzeżeniem, iż jeźli by się śmiał wrócić, dwakroć tyle, co już wziął odbierze.
Nie miał i czasu i sposobności do uwag porzucony na drodze Hamid : jęczał w boleści złorzecząc zepsutemu wiekowi : zwlókł się jak mógł, gdy słońce zeszło, i odrzekł się pasterskiego życia, mruczenia strumyków, szelestu gałęzi, odgłosu echa, nawet i ponuro przyjemnej światłości srebrzystego xiężyca. Szedł więc z kijem bez fontazia prosto do Alepu, i łatwo ojca przebłagał. Że miał chęć wielką do czytania, o poety mu się nie nadały, siedząc w sklepie postrzegł xięgę, i gdy ją wziął, znalazł, iż była o rolnictwie, i zawierała w sobie przepisy, jakto gospodarować należy. Zanurzył się natychmiast w niej, a rozważając słodycz wiejskiego życia, i najpierwsze w rolnictwie człowieka rzemiosło, zysk zaś obfity i pewny, zebrawszy pieniądze z handlu, mając też i od ojca wsparcie, kupił sobie niedaleko Alepu folwarczek, i osiadł na nim. Wziął z sobą xiążkę, a zapomniał o inwentarzu. Trzeba było na uprawę roli najmować i woły i konie i poganiaczów. Zaczął uprawiać rolą, z politowaniem patrząc na sąsiadów, którzy że nie mieli xięgi, nie tak czynili, jak on. Rzekł więc sam w sobie : próżno tych prostaków uczyć, ja ich uporu nie przeprę, ale doświadczenie nada im rozum, kiedy na przyszły rok obaczą, co u mnie będzie, a co u nich.
Nie żałował więc siarki, saletry, i innych przypraw, gnoił ziemię raz wraz, zasłaniał od ulewy, strzegł od upałów. Lato przyszło, wszędzie była plenność, a u niego chwast. Że zaś trzeba było inwentarz sprawić, od najmu zapłacić, czeladź żywić, a siarka, saletra, i inne