Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/490

Ta strona została przepisana.

chodził, ujęła się go małpa i chyżym skokiem, a zwykłą sprawnością windowała się ku górze. Zdziwił się podróżny, gdy ją przyciągnął, i ledwo powrozu nie upuścił, ale małpa rzekła : w ręku twoich moje ocalenie, daj mi życie, kto wie, czy i ja się tobie nie przydam, a pewniej może niż ten, który od ciebie ratunku czeka. Wyciągnął ją więc i w las uciekła. Puścił zatem znowu powróz, i gdy go nazad ciągnął, uczuł ciężar nadzwyczajny i zdrętwiał z bojaźni, gdy ujrzał lwa; ten rzekł: nie bój się, zyskasz przyjaciela; lepiej zwierz, niż człowiek dotrzyma słowa, poznasz ze mnie, jak wdzięczny jestem i obaczysz różnicę od tobie podobnych, kiedy uznasz jak ci ten, którego wybawisz, nagrodzi. Wyciągnął więc lwa na brzeg jamy; oswobodzony wstrząsnął grzywą wspaniale, mówiąc : łożysko moje niedaleko, bądź zdrów, mam nadzieję, iż się obaczymy. Jeszcze raz spuszczony powróz ukazał węża, ten rzekł : wężów podziałem roztropność, tej ci radzę na dowód wdzięczności, iżbyś tego, który w jamie siedzi, nie wyciągał. Ile sądzić mogę, i z postaci jego miarkuję, złem ci za dobre odda. Sunął się zatem w trawę i zniknął.
Zastanowił się podróżny nad węża przestrogą, ale czułość poczciwemu sercu wrodzona, nie kazała źle trzymać o podobnym sobie, i wyciągnął Sadego : ten padł mu do nóg i wzywał, płacząc, nieba i ziemi na świadectwo i rękojmią nieśmiertelnej wdzięczności. Spytany ktoby był? zaczął odpowiedź od kłamstwa, mieniąc się być najszczerszym, a zatem najnieszczęśliwszym od wszystkich ludzi. Byłem rzekł w najwyższych stopniach, cnota mnie moja wygnała od dworu : nienawistny dworakom i monarsze, tułam się teraz po świecie, mieszkam na przedmieściu, bo w mieście być mi nie wolno; pytaj się tam o mnie, znajdziesz na wszystkie skinienia gotowego.
Rozstał się zatem podróżny z Sadym, a przyszedłszy do miasta portowego, płynął z towarami. W rok gdy z wielką korzyścią powrócił i tenże las przebywał, obskoczyli go zbójcy, a obrawszy ze wszystkiego, przywiązali do drzewa, i odeszli. Płacząc wołał ratunku przez długi czas nadaremnie; już się zabierało ku zmrokowi, gdy nadbiegła małpa, a poznawszy wybawiciela, przegryzła i rozerwała więzy jego, i zaprowadziła do swojej jamy, tam zastał wiele owoców; i gdy się niemi zasilił, zabrał się do spoczynku, a małpa prosząc, iżby zaczekał do jej powrotu, chyżym skokiem biegła w las. Nad świtaniem wróciła dźwigając znaczny w worze ciężar, rzuciła pod nogi jego, i ujrzał swój trzos złota, który mu byli zbójcy wzięli. Opowiedziała zatem, iż wiedząc gdzie były ich kryjówki, tam biegła, a zastawszy śpiących odkradła nazad, co byli wzięli.
Dziwiąc się wdzięczności czułego źwierza, gdy z jamy wychodził, postrzegł lwa, ten rzekł : przestrzeżony od małpy, gdy szła twój zbiór odzyskać, jam cię tu strzegł : idź do miasta, jest tu wąż na pogotowiu który cię wiadomemi sobie ścieżkami bezpiecznie z lasu wyprowadzi, i tam zastanowi, gdzie się jeszcze ze mną obaczysz.
Stało się tak, i gdy się już miasto ukazywało, zastanowili się, a wkrótce nadszedł lew, i przyniósł turban ze wszystkich stron drogiemi kamieńmi lskniący, i tak mówił : przyjm odemnie ten mały dowód obowiązanego serca, im więcej ci będę mógł usłużyć, tym szczęśliwszym zostanę.
Podziękowawszy wdzięcznym zwierzętom, szedł do miasta, i pytał się na przedmieściu o dóm Sadego : ukazano go, i był przyjęty z wielkiemi oświadczeniami, ale i z przeproszeniem, iż tak, jakby należało, podejmowanym być nie mógł. Przyniesiono zatem chleb i wiadro wody, zdziwił się, ile że dóm nie okazywał ubóztwa. Zaczął opowiadać przygody swoje, a gdy pokazał turban, prosił Sady, iżby mu pozwolił wyjść z domu dla skupienia żywności na wieczerzę. Biegi zatem prosto do zamku, dając znać sułtanowi, iż zabójcę syna jego ma w ręku. Od dni kilku bowiem przyszła wiadomość, iż był zginął na puszczy, a turban był właśnie jego. Posłano więc z Sadym wartę, który powracając do domu z temi się słowy odezwał do gościa. Niech będą dzięki Bogu i prorokowi jego, iż wysłuchał niegodnych modlitw moich, i dał mi dostać zabójcę syna najdobrotliwszego pana mojego. Tymczasem małpa wpadła do miasta, i dowiedziawszy się o przypadku wybawiciela swego, biegła w puszczą dając o tem znać współtowarzyszom swoim.
Oczekiwał podróżny wyroku śmierci, gdy postrzegł, iż pomiędzy żelazne kraty wąż się do niego ciśnie, który położył przed nim ziółko i rzekł : najzjadliwsze rany w momencie uzdrawia : powiedz stróżowi, jak ci będzie mówił o skaleczeniu małżonki sułtana, iż ty ją pewnie uleczysz. Wyszedł wąż, a gdy przyszedł czas, w którym stróż do więzienia przynosił obiad, stawiając go, rzekł : wyszedł wyrok sułtana takowy, iż ktoby małżonkę jego skaleczoną od węża uleczył, coby tylko chciał pozyska. Powiedz sułtanowi odpowiedział podróżny, iż ja to uczynię. Pobiegł stróż na zamek, i zaraz tam zaprowadzono podróżnego, który skoro tylko ziółko przyłożył do rany, w momencie sułtanowa odzyskała zdrowie. Stał się okrzyk podziwienia, sułtan radością zdjęty, nie tylko dał mu życie i wolność, ale rozkazał, iżby opowiedział, czegoby tylko żądać mógł : tego pragnę, rzekł podróżny, abym był wysłuchany. Umilkli wszyscy, on zatem powiadać zaczął wszystko, co mu się stało, a nakoniec, jak się z nim Sady obszedł. Pokazało się naówczas, iż zwierzęta powiedziały prawdę, a Sady wskazany na śmierć, gdy na plac prowadzonym był, wpadł lew między tłum prowadzących, i zdrajcę rozszarpał. Daj to Boże podobnym jemu.



POWIEŚĆ ARABSKA.

Człowiek jeden dobroczynny chcąc sługę swego uszczęśliwić, obdarzył go wolnością, dał mu okręt, a w nim towary, któremiby handel mógł prowadzić. Puścił się ów sługa na morze, i wkrótce taka powstała burza, iż zapędzony na skały okręt się rozbił. Utonęły towary, i ledwo się sam na ląd dostał. Opłakiwał swój stan nędzny, siedząc na brzegu, gdy zaś wszedł na wzgórek, postrzegł zdaleka miasto, i zaraz się tam udał. Jeszcze był pół drogi nie uszedł, gdy spotkał wielki tłum ludzi, którzy go z radośnemi okrzykami królem swoim głosząc, przybrali w kosztowne szaty, i z czcią wielką ku miastu wiedli. Tam wprowadzony do zamku, osadzony na tronie został, i zacząwszy od przedniejszych, wszyscy przysięgli mu na posłuszeństwo i wierność. Rozumiał zrazu, iż to sen : ale gdy po uroczystych obrządkach nastąpiła uczta, i za ustąpieniem innych, w pośrodku sług swoich i dworzan się obaczył, i potem na wspaniałem łożu odpoczął, postanowił o nic się nie badać i w cichości korzystać z szczęścia, którego nie pojmował. Co