Dawneto już bardzo czasy, jak postawiona była kamienica narożna w mieście Kukurowcach. Rozmaite przygody, ba i ognie to sprawiły, iż w aktach miejskich niczego się o tem dowiedzieć nie można. Co więc z powieści ludzkiej mogło się powziąć, tu się kładzie.
Z razu, przy pierwszem założeniu, musiałato być lepianka, a ten pierwszy, który ją stawił i lepił, musiał być przychodzień, bo tameczni jeszcze i lepianek nie znali. Kto on był ten przychodzień? skąd był? i kiedy przyszedł? różnie o tem powiadają, a niewiedzieć komu dać wiarę: a zatem jak się prawdy dowiedzieć? To najpewniej, iż tę lepiankę, budkę, a może i szałasz, musiał ktoś postawić, bo się sama postawić nie mogła.
Naówczas tak tam, jako i w okolicach nie umiano ani czytać, ani pisać; żyli więc mieszkańcy poprostu, dla siebie tylko, a nie dbali o to, co o nich potem ludzie mówić będą. W dalszych czasiech, mówili o tem różni różnie, każdy po swojemu, a jak się to zazwyczaj trafia, jedni uwłoczyli, bo sąsiedzi, a drudzy przechwalali, bo swoi. Skoro się więc ci nauczyli jakoż takoż pisać, i czytać, chcąc uszlachcić pierwiastki swoje, podali pismem, jako pierwszy budownik (już kamienicy naówczas) byłto człowiek zacny, możny, zabiegły. Według tejże ich powieści, (bo najciężej zacząć) nim przyszedł do Kukurowic, miał być przedtem wójtem czyli burmistrzem gdzieindziej; przyprowadził z sobą niemało czeladzi, i gdy mu się dawni mieszkańcy nie dali rozpostrzeć, on tyle dokazał, czyto mocą, czy przemysłem, iż musieli mu nakoniec ustąpić najlepszego placu na rogu, i odtąd kamienica zaczęła się zwać narożną.
Jak o pierwszym budowniku, tak o następcach pewności nie masz, a bajek aż nadto. Ale poco bajki prawić, kiedy się ma powieść prawdziwą pisać? Jak tylko był dóm, a więc miał stawiacza, musiał mieć dzierżycielów. Czyli syny i dalsi potomkowie byli pierwszego, czyli od następców inni nabyli prawa, czyli (jak się to czasem dzieje) gwałtem od nich wzięto, nikt o tem ani wie, ani wiedzieć nie może; bo jak się już powiedziało, wówczas nie umiano ani czytać, ani pisać.
Powszechna wieść taka jest: iż ów dóm dostał się przypadkiem zagrodnikowi z przedmieścia, a jego potomstwo długo się trzymało w dzierżeniu. Jeden z nich plebanią jednę i drugą założył, i dobrze nadał: drugi rozszerzył dóm znacznie, i mówią, iż tak go obszernym udziałał, iż wychodził na cztery ulice, i on znaki tam na pamiątkę owego rozszerzenia postawił. Powiadają i to, iż burmistrz blizkiego miasta przyjechawszy jednego razu na kiermasz do Kukurowic, zrobił go wójtem; ale co miał za prawo burmistrz skądinąd robić wójta u sąsiadów? którzy, gdyby im się było podobało, mogliby sobie sami zrobić takiego wójta jak i on. Bajkito więc, które podobno owi sąsiedzi wymyślili i podali innym do wiadomości; bo pierwej od Kukurowczanów umieli pisać i czytać.
Jakim sposobem odpadły i budynki i place od owego naówczas czworograniastego domu, byłoby o tem wiele mówić, a na niewieleby się to podobno przydało; bo kto co wziął, to jego, a do tego żeby odzyskać, pismo niewiele nada. Jednakże pisma stare (co to jeszcze za łaską bożą nie ze wszystkiem zbutwiały), zaczynają napomykać, iż się dzieci po rodzicach zaczęły dzielić, a zatem swarzyć; a że się swarzyły między sobą, jedni potracili co mieli, na swarach, drugim, co mieli mniejsze kawałki, ci co mieli większe, wydarli : jak się to trafiło i trafia tak po miastach, jak i po wsiach : bo wszędzie ludzie są ludźmi, a zatem jestto i bywało, z tą może tylko różnicą, iż teraz nibyto grzeczniej.
Następcy, o których była mowa, jedni byli rozrzutni, drudzy leniwi, albo niegospodarze, zgoła jakto panicze, rozumieli, iż co łatwo przyjdzie, samo się dzierży. Jeden z nich powadził się z plebanem i do czegoś gorszego przyszło, tak że musiał uciekać : krótko mówiąc, niedołężnością dziedziców dóm się zmniejszył i spustoszał. Szczęściem nadarzył mu się dziedzicznym spadkiem za dzierżyciela, jużto ostatni potomek owego zagrodnika, o którym się wyżej namieniło.
Rzadkito był człowiek ten dzierżyciel. Skoro rodzic pomarł, a on dóm objął, poznał on zaraz, że źle około domu; i niedość to było, że się poznał, i że chciał aby go naprawić, ale jął się zaraz do roboty, a niezasadzając się na swoim rozumie (co rzecz u panów rzadka) sprowadził skądinąd cieśli i mularzów, ażeby oni zobaczyli i zmiarkowali, czego domowi brakuje. Osądzili ci, po należytem przejrzeniu i rozpatrzeniu się, iż podwaliny dawnego domu drewnianego były zbótwiałe, ściany spaczone, krokwie nadgniłe, a w niektórych miejscach spróchniałe; zgoła iż wszystko było złe. Radzili zatem tak owi, jako i swoi, każdy podług swojego sposobu myślenia i sądzenia; jedni więc chcieli, żeby dać podpory, drudzy żeby podwaliny jedne odmienić, drugie zmocnić : byli tacy, którzy mniemali, iżby dóm zostawić jak był, a ściany i dach zewnątrz i wewnątrz pozalepiać. On to wszystko biorąc na uwagę, postanowił u siebie nakoniec zrzucić stare graty, a wystawić kamienicę murowaną. Jakoż zaraz, aby trwalsza była, głęboko fundamenta kopać zaczęto.
Po śmierci nieboszczykowskiej siostrzanek jego osiadł w kamienicy narożnej, i wziął ją na siebie, ale niedługo w niej siedział, że bowiem był skądinąd, mieszkał też gdzieindziej, a rządy i handlu i domu i gospodarstwa spuścił na czeladź. Tak jakto zwyczajnie, czeladź źle gospodarowała, a udawając przed panem, iż była pilna i starowna, wymagała na nim co chciała. Co przedtem każdy z nich u siebie musiał mieszkać, a na robotę to wspołem, to kolejno, chodzić : oni udawając, iż to im było bardzo ciężko, a pracy przeszkadzało, a zatem mniejszą panu przynosiło korzyść; wyrobili sobie, iż im dano mieszkanie w kamienicy, zrazu razem, dalej po kil-
- ↑ Domyślić się każdy potrafi że powieść ta jest allegoryą historyi polskiej. Przyp. Wyd.