Boileau. W satyrze.
Horacyusz. I w pochwałach.
Boileau. Prawda, iż ten kto powstał przeciw ojczyznie, chwały niegodzien.
Horacyusz. Widzę, iż twoim żywiołem jest zjadliwość : w rozmowie nawet potocznej obejść się bez niej nie możesz. Stosujesz do Augusta, a raczej do mnie uszczypliwość, gdy chwalonego ganiąc, chwalcę potępiasz; ale lubobym ci na odwrót lepiej może przechwalonego od ciebie Ludwika przystosował, wstrzymuję się w tem, coby wam krzywdę uczynić mogło.
Boileau. Tyś zaczął przymawiać chwalcom.
Horacyusz. Nie chwalcom, ale złej pochwale.
Boileau. W czemże ją być złą sądzisz?
Horacyusz. W tem, gdy zbyt natężona zdaje się bardziej uwłoczyć i przymawiać chwalonemu, niżeli go wielbić : i stąd niektórzy wnoszą, iż twoje wielbienia były nieznaczną, a tym zjadliwszą dumnego monarchy satyrą.
Boileau. Gdyby tak było, nie byłby mi tak dobrze płacił, i do tego stopnia majątku przywiódł, żem miał : pod Paryżem folwarczek, tak jak ty w blizkości Rzymu.
Horacyusz. Nie za podłość kupiłem ja mój folwarczek, skromność on raczej moję oznaczał.
Boileau. I jać nie byłem hardy, kiedym do mojego ogrodnika wiersze pisał.
Horacyusz. Nibyto one były pisane do niego, ale w rzeczy samej dla ciebie, iżby wiedziano, iż (co się rzadko poetom zdarza) miałeś ogród i ogrodnika.
Boileau. A to podobno wychodzi na uszczypliwość, którąś mi zadał.
Horacyusz. Gdyby wszystkie twoje podobne do tej i były, oszczędziłbyś wiele umartwienia, którego byłeś przyczyną.
Boileau. Jam sie śmiał z głupstwa nie z obyczajów.
Horacyusz. Ale tak śmiać się należy, żeby nie wymieniać wyśmianego, w czem obadwa powinniśmy się winnymi uznać.
Boileau. Jam z ciebie wziął przykład.
Horacyusz. Tym gorzej i dla ciebie i dla mnie; żałować nam obudwom i przykładu i naśladowania należy; wszyscy zaś po nas następni, niech to mają za prawidło : iż lepiej stracić własny koncept, niż targać się na cudzą sławę.
Apicyusz. Musiała osobliwego być smaku ta rzepa, którą przeniosłeś nad złoto, gdy ci je posłowie Samnitów ofiarowali.
Kuryusz. Dlaczego mnie o to pytasz?
Apicyusz. Boby się to zdało do mojej xięgi.
Kuryusz. Nie spodziewałem się tego po twojej spasłości i żywym rumieńcu, iżbyś się bawił uczonem rzemiosłem.
Apicyusz. Moja xięga do tego służy.
Kuryusz. To nowy rodzaj pisma być musi, bo choć i ja i mnie podobni w pierwiastkach Rzymu nie zatrudnialiśmy się naukami, słyszałem jednak, iż one nie tuczą; trafiło mi się widzieć niekiedy filozofów, pospolicie byli wybladli i chudzi.
Apicyusz. Bo albo nie chcieli, albo (co się najczęściej filozofom trafia), nie mieli co jeść; jam sam zjadł może tyle, ile oni wszyscy.
Kuryusz. I xiążki piszesz?
Apicyusz. A właśnie mi rozdziału o rzepie brakuje.
Kuryusz. Jeżli jak jest tak mówisz; wiedzże o tem, iż się nic nowego odemnie nie dowiesz; moja rzepa taką była, jaką jest, i jaką będzie, póki tylko jej na świecie stanie.
Apicyusz. A dlaczegożoś ją nad złoto przeniósł?
Kuryusz. Dlatego, żem na rzepie przestał.
Apicyusz. Więc może rzepa była zwyczajna, ale ty wynalazłeś przyprawę, która ją uczyniła tak szacowną.
Kuryusz. Mój kochany, ja ciebie nie znam, i przyznam ci się, iż nie rozumiem, czego ty chcesz. Powiedziałem ci już, iż moja rzepa, taką była, jakie są wszystkie inne; powiadam ci teraz, iż nie miała żadnej przyprawy. Położyłem ją w popiele żarzystym, żeby się upiekła, i właśniem ją wygarniał i strugał, kiedy mnie posłowie Samnitów zeszli.
Apicyusz. I ofiarowali ci złoto?
Kuryusz. Ofiarowali.
Apicyusz. I tyś go nie przyjął?
Kuryusz. Nie przyjąłem. A jakem im wówczas powiedział, żeby mi dali pokój, tak i tobie teraz toż samo powiadam.
Apicyusz. Więc sposób pieczenia dawał owej rzepie smak nadzwyczajny.
Kuryusz. Co tobie do tego wiedzieć, jak ja rzepę piekł. Ja ciebie o to nie pytam, jakeś ty sam jeden mógł tyle zjeść, ile wszyscy filozofowie, którzy tylko byli, są, a może, którzy i potem będą.
Apicyusz. Jużem ci powiedział, piszę xięgę.
Kuryusz. A mnie co do tego, że ty xięgę piszesz.
Apicyusz. Że mi właśnie rozdziału o rzepie brakuje.
Kuryusz. Niech brakuje i o marchwi, mnie to bynajmniej nie obchodzi.
Apicyusz. Więc nie jesteś przyjacielem ludzkości.
Kuryusz. Rzepa do tego nie należy.
Apicyusz. Należy i wielce, kiedy ja tobie powiem, o czem piszę.
Kuryusz. Mów co prędzej, bo nie mam czasu.
Apicyusz. Piszę xięgę znamienitą, kunsztowną, dowcipną.
Kuryusz. To niedobrze, kiedy się kto sam chwali.
Apicyusz. Nie siebie ja chwalę, ale kunszt o którym piszę.
Kuryusz. Jakiżto ten kunszt?
Apicyusz. Kuchenny; i o nim moja xięga, której tytył: Claudii Apici de re Culinaria, etc. W tej xiędze potrzebny rozdział o rzepie, na dopełnienie którego ciebie ja, jako tego który najlepiej o niej sądzić możesz, wybrałem.
- ↑ M. Anniusz Kuryusz z przydomku Dentatus (zębaty) sławny wódz Rzymski, wielokrotne otrzymał zwycięztwa. Gdy mu wojna z narodem Samnitów zlecona była, a wysłani od nich posłowie pieniędzmi i złotemi naczyniami przekupić go chcieli, przyjął ich skrobiąc rzepę przed kominem, a gdy stąd oznaczyli zadziwienie, rzekł : « Kto na rzepie przestaje, złota, nie potrzebuje : wiedzcie zaś o tem, iż wolę bogatym rozkazywać, niż być bogatym. »
- ↑ Apicyusz sławny żarłok, niezmierny majątek stracił na biesiadach, i gdy mu jeszcze dość znaczne zbiory zostawały, mniemając jednak, iż następnym zbytkom nie wystarczą, trucizną życia dokonał. Napisał xięgę de re Culinaria.