Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/573

Ta strona została przepisana.

przybył do Ameryki, gdzie mnie dla mojego sposobu myślenia prześladowanie zapędziło, znalazłem ludzi dzikich; tychby najprzyzwoiciej złymi osądzić było można, i byli wprawdzie; ale ich zły przykład z Europy przybyłych, choć wiadomszych i nierównie oświeceńszych, popsuł. Znaleźli oni w mojem postępowaniu otwartość i szczerość, i natychmiast wrócili się do dawnego sposobu działania swojego; tojest do tego, czem przyrodzenie chce mieć człowieka. Zgodziliśmy się przez sposób zamian o ten kawał ziemi, gdziem wśród ich kraju założył osadę; pierwsza to podobno była w świecie, która się bez gwałtu obeszła.
Likurg. Trzeba, widzę nowego świata szukać, żeby ludzi poczciwych znaleźć.
Penn. Ze starego do dobrych przyszli dobrzy : spokojność to uczyniła, coby się może wojownictwu nie udało.
Likurg. Więc, jak dajesz poznać i uczuć pokornie, lepsze Kwakry, niż Spartany.
Penn. Daję uczuć i poznać, iż różnicy między ludźmi, a dopieroż między narodami, czynić nie należy.
Likurg. Usprawiedliwiła trwałość Sparty ustawy moje.
Penn. Moi, byleby się przepisów moich, a raczej przyrodzenia trzymali, wieczyście trwać mogą.
Likurg. Bez surowej ostrości ustaw, stałość zgromadzenia utrzymać się nie może.
Penn. A na co się zda trwałość w ustawicznej przykrości, cierpieniu i niewygodzie? nadto dziką dałeś cnocie postać.
Likurg. Pewnie dlatego, żem ją pracą i wstrzemięźliwością oszańcował, a przeto niezwyciężonych Sparcie nadał obrońców.
Penn. Nadarzyłeś wojowników, ale ci zbyt ujęci miłością sławy, zamiast obrońców własnego siedliska, stali się z czasem najezdnikami cudzych. Chęć pierwszeństwa skaziła wstrzemięźliwość, a z jej utraceniem stracili sławę, a potem i owę trwałość, z której się chlubisz.
Likurg. Nie uwłaczam ja spokojności, i jak mówisz, otwartej upzejmości, nie ale idzie zatem, iżby waleczność naganną była.
Penn. I lwy ją mają.
Likurg. Zowią ich też królami zwierząt.
Penn. Nie jestto na pochwałę królów, chyba twoich w Lacedemonie.
Likurg. Usprawiedliwiasz takową powieścią przydomek twoich, których pospolicie drżącemi zwano.
Penn. Żeś w żart rzecz obrócił i zwięźle, uznawam w tem Spartana; że się ja o to nie urażam, poznaj Kwakra.
Likurg. Pokornego, który się chwali.
Penn. I to przycinek, ale odstąpiliśmy od rzeczy. Wielbili ciebie i słusznie, boś był cnotliwym; wielbili twoich, i sprawiedliwie ze wstrzemięźliwości : ale kto wie, czy osobliwość postępków waszych nie przyczyniła się do tego uwielbienia. Chcąc mieć pokój ze wszystkimi, z tobą ile wymowniejszym w zatargę nie wchodzę. Nie jestem upartym w zdaniu : pozwól mi jednak myslić po mojemu, a przebacz, gdy ci w prostocie powiem, iż wolę snopek zboża, niż wieniec z lauru.


ROZMOWA X.
Między Kalistenem filozofem[1], a Sułtanem Bajazetem[2].

Kalisten. Ktoby się tego mógł spodziewać, iżby między, nami było podobieństwo?
Bajazet. Dwie rzeczy przeciwne zgodziły bakałarza z wojownikiem.
Kalisten. Poznawać się dajesz po twojej grzeczności.
Bajazet. Tak jak ty po zuchwalstwie.
Kalisten. Niech i tak będzie, jednakże to prawda, com powiedział.
Bajazet. W czemżeśmy do siebie podobni?
Kalisten. Oto w tem, żeśmy obadwa siedzieli w klatce.
Bajazet. Masz szczęście, że cię tu mój pałasz dosiądź nie może, inaczejbym cię zuchwalcze rozpłatał.
Kalisten. Alboś nie siedział w klatce u Tamerlana?
Bajazet. A tobie co do tego?
Kalisten. Oto do tego, żeśmy stąd do siebie podobni, bom i ja w klatce siedział.
Bajazet. Pewnie za zuchwałość.
Kalisten. I ty nie za pokorę. Jam za to siedział, żem prawdę mówił, i nie chciałem na wzór Persów bić czołem Alexandrowi.
Bajazet. Dobrze uczynił, że cię tak osadził : nauczyłbym i ja ciebie, jakto monarchów szanować należy.
Kalisten. Bo też miałeś dobrego nauczyciela w Tamerlanie.
Bajazet. Los szczęśliwy dał mu zwycięztwo, a mnie przeciwnym zwrotem i tron i wolność odebrał.
Kalisten. Zwyczajna zwyciężonych na los skarga, gdy częstokroć sami nieszczęścia swojego bywają przyczyną.
Bajazet. Jeżeliś tak był gadatliwym i zjadłym za życia, zamiast tego, że ci nos i uszy oberżnięto, lepiej było na kłódkę usta zamknąć.
Kalisten. Znać, iż nie wiesz, co to jest filozof.
Bajazet. Cóżto za zwierze?
Kalisten. Względem nich inni są zwierzętami, a oni tylko sami godną postać człowieka noszą; z pozoru i przyrodzenia takimi są jak drudzy, z dowcipu, nauki i wzniosłości umysłu, przewyższają i przewyższać będą wszystkich.
Bajazet. To i Tamerlan musiał być filozofem, kiedy mnie zwyciężając przewyższył wszystkich współczesnych.
Kalisten. Nie na sile i zwycięztwach postronnych zasadza się mądrości wzniesienie i wspaniałość : filozof z sobą walczy i siebie zwycięża.
Bajazet. Takie mi rzeczy prawisz, iż domyślam się, dla czegoś w klatce siedział. Moja rada wróć się do niej, póki cię znowu nie wsadzą.
Kalisten. Wsadzić teraz nikt nie może, i klatki tu nie masz. A zatem i ty bądź bezpieczen. Jam siedział w niej za życia, i chlubię się z tego, żem w niej siedział.

Bajazet. Znać, iż wy filozofowie przywykliście do chluby, kiedy się nawet i z klatki chlubicie. Wróć się do swojej, a mojej daj pokój.

  1. Kalisten filozof, za to iż czci na wzór Persów Alexandrowi oddawać nie chciał, pozbywszy uszu i nosa w klatce zamkniętym został.
  2. Bajazet II. cesarz Turecki zwyciężony i w niewolą wzięty od Tamerlana (jak wieść niesie), w klatce życia dokonał.