Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/579

Ta strona została przepisana.

Juliusz. Czemże mnie być sądzisz?
Przewoźnik. Tem, czem byłeś, najsławniejszym za twoich czasów krwi ludzkiej rozlewcą.
Juliusz. Było tylu innych.
Przewoźnik. Przeszedłeś ich Juliuszu.
Juliusz. Więc moja sława i ciebie doszła; zdajesz mi się albowiem być człowiekiem z gminu.
Przewoźnik. Alboż cię i tacy nie znali; gdyś ich kraje pustoszył! Tyś teraz z gminu, gdy cię ta łódka trwoży, a ja w niej z twojem podziwieniem spokojnie siedzę. Nie rozumiej jednak, że się z ciebie natrząsam, bo to byłoby nieludzkością; muszę ci się jednak przyznać, iż przyczyną śmiechu mojego to było, żem cię poznał.
Juliusz. Alboś mnie kiedy widział za mego życia ?
Przewoźnik. Pewnie twarzy mojej nie przypominasz sobie, bo wy panowie z góry tylko na nas rzucając okiem, nie mogliście, ani możecie zatrzymać nas w pamięci; my przeciwnym sposobem ciekawie patrzyliśmy na rzadkie dla nas widoki, a dopieroż gdy straszne, jakim ty byłeś i tobie podobni.
Juliusz. Mnie chwalili z dobroci.
Przewoźnik. Z tego może, żeś mniej był strasznym : byłeś nim jednak. Chwalili cię z dobroci, ci co się ciebie bali, ci co chcieli cię oszukać. Ale ty coś nie tylko był panem, ale miałeś rozum, alboś im wierzył?
Juliusz. A ty choć z gminu i niby prostak, nie źle widzę i myślisz i mówisz.
Przewoźnik. Jeżeliś mniemał, iż w gminie nie można dobrze ani myślić, ani mówić, jak się to z twego zagadnienia wydaje, ja ci choć gminny i prostak wręcz powiem, iż wy niegminni umieliście mówić, ale nie myslić.
Juliusz. Obeszłoby się bez tych uwag; powiedz gdzieś mnie widział.
Przewoźnik. Pamiętasz, kiedy nie mogąc się okrętów twoich doczekać, puściłeś się sam jeden w łódce na morze z Epiru do Brunduzyum?
Juliusz. Któżby o takiem dziele zapomniał? pokazała się w niem moja odwaga i stałość umysłu.
Przewoźnik. Może inni tak myśleli : jam cię w owej łódce przewoził.
Juliusz. Więc miałeś zaszczyt być uczestnikiem wielkiego dzieła.
Przewoźnik. Bynajmniej ja sobie tego zaszczytu nie przywłaszczam, boś mnie przymusił puszczać się na morze, kiedy się puszczać nie należało. Wybacz, coć powiem : gdybym był to dobrowolnie uczynił, co z musu czynić musiałem, nie brałbym stąd dla siebie zaszczytu.
Juliusz. Znać, żeś z gminu, gdy nie czujesz, jakiem to było dla ciebie szczęściem wieźć Cezara i losy jego.
Przewoźnik. Pamiętam, żeś to powiedział, gdy się morze burzyło, i rozumiałeś, iż tak się ciebie zlęknie, jak Gallowie i Hiszpani; ale, jak na złość, burza coraz się wzmagała, i gdyby nie ja...
Juliusz. Śmiesz sobie moje ocalenie przypisywać?
Przewoźnik. Zapewne, żeś go winien mojemu wiosłu, a jeżeli los jednego z nas miał zmiękczyć bogi, nie wiem kto bardziej zasłużył na takie względy : czy ten co ludzi gnębił, czy ten co się w stanie swoim poczciwie sprawiał. Na innej teraz płyniemy łodzi; Charon nas wiezie i losy nasze; ja się śmieję, a ty wzdychasz.


ROZMOWA XVIII.
Między Dyonizyuszem[1] młodszym, tyranem Syrakuzy, a Auzoniuszem[2] konsulem.

Auzoniusz. Nie spodziewałem się tego, iżbym Tyrana na polach Elizejskich zastał.
Dyonizyusz. Tak jak się Rzymianie nie spodziewali, aby bakałarz konsulem został.
Auzoniusz. Jakżeś tu trafił?
Dyonizyusz. Tem trafiłem, iż umiałem znieść nieszczęście moje, tak jak teraz twoje niewczesne i grubijańskie pytanie znoszę. Żebym cię jednak przeświadczył o tem, jak nie trzeba sądzić o rzeczach z nazwiska i pozoru, wiedzże o tem, mistrzu krasomowstwa : iż nazwisko Tyranów w Grecyi nie oznaczało okrucieństwa i dzikości, tak jak u was, gdyście niem uczcili Tyberyusza, Kaligulę, i Nerona. Gelon i Hieron poprzednikowie moi w Syrakuzie, więcej nierównie byli warci nad Gracyana wychowania twojego, który gdyby od ciebie przechwalonym nie był, ledwoby o nim wiedziano.
Auzoniusz. Tak, jak o tobie, gdyby cię był Platon nawiedzinami swojemi nie uczcił.
Dyonizyusz. Obszedłbym się był bez tej grzeczności.
Auzoniusz. Wszakżeś go sam do siebie zaprosił.
Dyonizyusz. Bom się tego nie spodziewał, na co mi te nieszczęsne nawiedziny potem wyszły.
Auzoniusz. I owszem, jakem już wspomniał, bez Platona ledwoby kto o tobie wiedział.
Dyonizyusz. Wolałbym, iżby o mnie nie wiedziano, i byłbym albowiem spokojnie na ojcowskim tronie życia dokonał. Ale mojego nieszczęścia i upadku ten sam, o i którym mówisz, że mnie wsławił, stał się przyczyną.
Auzoniusz. To być nie może, wszak Platon był najznamienitszym z filozofów.
Dyonizyusz. Tem też mnie podszedł. Ujęty miłością nauk sprowadziłem go, uczył on niby, a tymczasem wzbudzał przeciw mnie Dyona[3], także swojego ucznia, i na tem się skończyła nasza Filozofia, iż ja tron, on życie stracił.
Auzoniusz. Mówisz to przez żalu twojego i zemsty uprzedzenie : i owszem zato żeś rad Platonowych słuchać nie chciał, oburzyłeś przeciw sobie lud Syrakuzy.
Dyonizyusz. Już przygotowany od Platona i filozoficznych uczniów jego na oburzenie.

Auzoniusz. Gdy się nie znaleźli takowi, którzyby

  1. Dyonizyusz młodszy syn i następca Tyrana Syrakuzy tegoż nazwiska, dla złych rządowi rozpusty dwukrotnie z Syrakuzy ustąpić musiał; po powtórnem wygnaniu osiadł w Koryncie, i tam ucząc szkół życia dokonał.
  2. Auzoniusz (Decius Magnus) mistrz Grammatyki i Retoryki w szkołach Burdygaleńskich, miał zaszczyt być nauczycielem Gracyana syna Walentyniana cesarza. Wdzięczny mistrzowi wychowaniec, wyniósł go, wstąpiwszy na tron, na godność znamienitą Konsulatu. Dzieła jego prozą i wierszem pokilkakrotnie z druku wyszły. Do niego był przystosowany ów wiersz :

    Si fortuna volet, fies de Rhetore Consul;
    Si volet hæc cadem, fies de Consule Rheter.

  3. Dyon obywatel Syrakuzy miał poślubioną sobie córkę Dyonizyusza pierwszego, a zatem siostrę następnego po nim Syrakuzy jedynowładcy: ścisłą powziąwszy z Platonem przyjaźń, gdy rozpoczynał bunty, z Syrakuzy wygnanym został : powrócił z wygnania z zaciężnym z Koryntu ludem, i Dyonizyusza do ustąpienia przymusił, wkrótce jednak potem od współobywateli zabity został.