Co niegdyś w Troi był posąg Pallady,
Co w Rzymie wieczne Westalskie ognisko;
Tym był ten puhar, czczony przez pradziady:
Starożytności wdzięczne widowisko.
Wyjęto ze czcią z najpierwszej szuflady.
Przytomni zatem skłonili się nisko;
I tę wieczystej załogę rozkoszy
W obiedwie ręce wziął xiądz podkustoszy.
Któż cię nad niego mógł lepiej piastować,
Zacny puharze? kto nosić dostojnie?
On jeden z tobą umiał dokazować;
On cię wart dźwigać w pokoju i w wojnie.
Szli dalej, żeby ten skarb uszanować,
Dzwonnik z szafarzem ubrani przystojnie:
I Krzysztof trębacz, co w post i wielkanoc,
Z kościelnej wieży trąbił na dobranoc.
Już się zbliżają ku miejscu strasznemu,
Gdzie się zwaśnione mnichy potykają.
Czynią plac wszyscy dzbanu poważnemu,
Wszyscy ciekawie skutku wyglądają.
Mężny nosiciel, jednak po staremu
Myśli trwożliwe pokoju nie dają:
Umysł wspaniały podłej trwodze przeczy,
Orzeźwia dobro pospolitej rzeczy.
Już są u fórty: ta stoi otworem:
Zły znak! w tym punkcie zdaleka postrzegli,
Jako mecenas, prałat wraz z doktorem,
Na przywitanie szybkim krokiem biegli;
I żeby z zwykłym wprowadzić honorem,
Niektórych ojców i braci przestrzegli.
Wchodzi szczęśliwie puhar między braty,
Do doktorowskiej zaniesion komnaty.
Jużto ostatnia pieśń, mili ojcowie!
Miejcie cierpliwość, czekajcie do końca.
Jeśli czujecie niesmak w przykrej mowie;
Znalazł się krytyk, znajdzie się obrońca.
Pocóż się gniewać? wszak astronomowie
Znalezli plamy nawet wpośród słońca.
W szyszaku, w czapce, w turbanie, w kapturze,
Wszyscyśmy jednej podlegli naturze.
Postawion puhar na miejscu osobnym;
Odkrył go prałat, aby był widziany.
Zadziwił oczy widokiem ozdobnym,
Śklni się w nim kruszec srebrno pozłacany.
Wiele pomieścić trunku był sposobnym
Miara oznacza: byłto dzban nad dzbany!
Rzeźba wyborna na górze, a z boku
Wyryte były cztery części roku.
O wdzięczna wiosno! twoje tam zaszczyty
Kunszt cudny wydał! tu w pługu zziajane
Ustają woły, oracz pracowity
Nagli; już niwy na pół zaorane.
Śpiewa pastuszek w chłodniku ukryty,
Skaczą pasterki w wieńce przyodziane.
Pękają listki, krzewią młode trawki:
Echo głos niesie niewinnej zabawki.
Gospodarz z domu, do wiernej czeladzi,
Na oglądanie roli swojej śpieszy;
Małe wnuczęta za sobą prowadzi,
Widok go zboża już weszłego cieszy.
Niesie posiłek; czeladź się gromadzi,
Porzuca brony, odbiega lemieszy.
Kmotry śpiewają, skaczą, lud się mnoży:
Pleban wesoły, uznaje dar boży.
Już kłos dojrzały ku ziemi się zgina.
Już wypróżnione są gniazdeczka ptasze.
Lato swych darów użyczać zaczyna;
Parafianie jadą na kiermasze.
Pije xiądz Wojciech do xiędza Marcina:
Piją dzwonniki, Piotry i Łukasze;
Gromady, odpust, wesela, jarmarki,
Skrzętne po domach biegają kucharki.
Jesień plon niesie, korzyści zupełne,
Jesień radości pomnaża przyczyny:
Składa gospodarz owiec miękką wełnę,
Tłoczy na zimę wyborne jarzyny:
Cieszy się, patrząc, że stodoły pełne.
Śmieje się pleban, kontent z dziesięciny.
Codzień odbiera nowiny pocieszne,
Codzień rachuje wytyczne i meszne.
Mróz rolą ścisnął, śnieg osiadł na grzędzie,
Zima posępna przyszła po jesieni;
Wrzaski po karczmach, radość słychać wszędzie,
Trunek myśl rzeźwi, i twarze rumieni.
Idzie z wikarym pleban po kolędzie;
Żaki śpiewanie zaczynają w sieni.
Gospodarz z dziećmi dobrodzieja wita.
Kończy się kuflem pobożna wizyta.
Wierzchołek dzbana przedziwnej roboty,
Grono prałatów w kapitule stawił:
Ogromne barki kształcił łańcuch złoty,
Dalej wspaniałą ucztę proboszcz sprawił.
Znużonej trzodzie z przykładnej ochoty
Pulchnokarczysty pasterz błogosławił.
Śmierć była na dnie; za nią w ścisłej parze
Obfite stypy i anniwersarze.
Pasą się oczy wspaniałym widokiem,
Już zapomnieli o bitwie i radzie.
Wtem ojciec Kasper leci szybkim krokiem:
Oko podbite świadczy, że był w zwadzie.
Doktor zwyczajnym tonem i wyrokiem,
Iść z kuflem w bitwę, za pierwszy punkt kładzie,
Z pełnym, rzekł prałat: i tak rzecz wywodzi:
Puhar ich wstrzyma, a wino pogodzi.