Menip. Zatrzymał on i tam, gdzie jest teraz, swój sposób mówienia, głęboki, dowcipny, i uszczypliwy : jest zaś po większej części w towarzystwie najznamienitszych duchów, między któremi znajdował się Ulisses, Nestor, Palamedes; z rozkoszników, łakomców podstępnych naśmiewa się.
Filonides. Racz teraz powiedzieć, jaki to był wyrok przeciw bogaczom, o którym przy początku rozmowy naszej wspomniałeś.
Menip. Jak mogę pamiętać, gdyż zdaleka go słyszałem, był takowy : « Ponieważ posiadacze bogactw, zdradą, podejściem, gwałtem, pospolicie nabywać ich zwykli, a będąc w ich dzierżeniu gardzą ubogimi, i do coraz ich większego ubóztwa zdzierstwem przywodzą; stanowimy, iż skoro z nich który tu do nas przyjdzie, rzucony będzie na ziemię, a dusze takowych, woły, konie, osły, będą ożywiać, aby pracując dla tych, których zdarli, wypłacali się z kradzieży swojej.
Zostawało mi jeszcze dla rady odwiedzić Tyrezyasza. A że dla tej przyczyny jedynie odważyłem się na tak zuchwałą i niebezpieczną podróż, znalazłem go nakoniec; a gdym mu żądanie moje przełożył, rzekł : « Niespokojność twoja pochodzi stąd, iż z rozmaitych zdań mistrzów twoich ten zysk odniosłeś, że nie wiesz sam teraz, czego się masz trzymać. » Wziął mnie zatem za rękę i odprowadziwszy na stronę, to mi poszepnął do ucha: « nie badaj zbytnie; używaj skromnie; a nie wierz filozofom. »
Menip. I tak tedy od ziemi do xiężyca 30,000 mil, gdziem się nieco zatrzymał. Stamtąd do słońca nierównie dalej; z słońca do Empireum, gdzie Jowisz mieszka, i orły nie zmierzą.
Przyjaciel. Menipie! cóż cię to tak zatrudnia? od godziny cię ścigam; słyszę, że sam z sobą rozmawiasz, a z tego co słyszę, nic pojąć nie mogę : wraz powtarzasz o słońcu i xiężycu, o odległości, o milach, o locie orłów : racz powiedzieć co się to znaczy?
Menip. Nie dziw się przyjacielu, że o rzeczach zbyt wyniosłych sam z sobą rozmawiam : przypominam sobie podróż, którąm odprawił.
Przyjaciel. Możeś o gwiazdach myślał; co zwroty swojemi Fenicyanom ułatwiają żeglugę.
Menip. Mylisz się, mój lot był pomiędzy gwiazdy.
Przyjaciel. Więc to był sen?
Menip. Co będziesz o mnie myślał, gdy ci powiem, iż to było na jawie, i że powracam od Jowisza.
Przyjaciel. Od Jowisza? i Menip z przysionków boga bogów powraca!
Menip. Powraca. Widziałem i słyszałem rzeczy niewymowne. Cieszę się z twojej niewinności, bo czuję, iż moja szczęśliwość umysł ludzki przechodzi.
Przyjaciel. I mówisz to szczerze? Nie dziwi się temu mdły ziemi mieszkaniec, iż wzbił się mędrzec nad obłoki, i jak mówi Homer, przypuszczonym został do bóztwa. Racz jednak mieszkańcze Olimpu powiedzieć, jakeś się tam dostał. Orzeł cię tam nie zaniósł podobno, jak Ganimeda.
Menip. Żartuj bracie, jak ci się podoba. Nie mam ci za złe, iż mniemasz mnie bajarzem. Cokolwiek bądź, własnemi skrzydły tam zaleciałem.
Przyjaciel. Toś się pewnie przemienił w sokoła : byłoby to coś więcej, niż kunszt Dedala[1].
Menip. Ledwoś nie zgadł: jego kunsztu użyłem.
Przyjaciel. I nie bałeś się spadku Ikara?
Menip. Bynajmniej; jego pióra wosk trzymał, jam moje utwierdził lepiej.
Przyjaciel. Jakim sposobem? bo jak widzę, przyjdziesz może do tego, iż ja uwierzę.
Menip. Dwam skrzydła dostał, jedno było orle, a drugie sępa : jeżeli zaś chcesz, abym ci wszystko dostatecznie opowiedział, potrzeba będzie z góry rzeczy i zacząć.
Przyjaciel. Słucham : proszę cię i zaklinam Menipie, uspokoj moję niecierpliwość.
Menip. Po wielu uwagach nad istotą rzeczy przyrodzonych, uznałem, iż były czcze i godne wzgardy. Lekce więc ważąc bogactwa, władzę i te wszystkie fałszywe powaby, które nas od rzeczy prawdziwie potrzebnych odciągają; postanowiłem wznieść się nad gmin, i w tem wygórowaniu, dopiero rzucić okiem na to w czem byłem. Niepewność i powątpiwanie towarzyszyły krokom; moim, gdym chciał to poznać, co filozofowie zowią światem. Nie mogłem z siebie pojąć, kto i poco go zdziałał; jaki był jego początek, i jaki będzie koniec. Gorzej było, gdym go chciał w szczególności roztrząsać. Zdało mi się zrazu wszystko przypadkiem; ale się ten z porządkiem nie zgadza. Blask świateł górnych, łoskot grzmotu, deszczu wilgotność, nawałność gradów, białość śniegu; wszystko to dla mnie było niedocieczoną tajemnicą. Chcąc ją objaśnić, udałem się do filozofów; a jakem się nie miał udać, patrząc na długość bród, i bladość twarzy? Przyjęli ucznia, ale nie darmo : rozum drogi, i mój worek to uczuł. Ale jeżeli grzmot, śnieg, deszcz, zdziwił mnie, bardziej jeszcze oni. Zamiast wzmocnienia wzroku, zostałem ślepym. Za rzecz dali te słowa : Początek rzeczy, koniec rzeczy, atomy, ciąg, pociąg, odciąg, próżność, pełność, kształt, ciało, płynność : a co gorsza, każdy co inszego prawił, a jeden drugiemu nie kazał wierzyć.
Przyjaciel. A jak to między mędrcami być mogło?
Menip. Było, a więc mogło : śmiałbyś się, gdybyś był widział, jak się wzajemnie srożyli i dęli; tacy oni są jak i drudzy, ani chodem, ani się wzrokiem od innych nie różnią. Gdyby im jednak dać wiarę, wzrokiem przenikają obłoki, mierzą xiężyc, gwiazdy i słońce, i gdy ledwo wiedzą, jak daleko z Aten do Megary, śmieją upewniać, jakowa xiężyca od ziemi, gwiazd od xiężyca, od gwiazd do słońca odległość : mierzyciele nieba nie znają się na ziemi, a nie wątpiąc, albo raczej udając, iż o niczem nie wątpią, tym jawniej obwieszczają niewiadomość swoję. Sprzeciwienia nie lubią; gdy przeprzeć dowodu nie mogą, gotowi zaprzysiądz to, o czem nie wiedzą. Rzućmy okiem na rozmaite, które zdziałali systemata;
- ↑ Bajeczne Mitologji wieści twierdzą o Dedalu, iż tak wybornym był rzemieślnikiem, iż ruszały się i chodzić mogły zdziałane przez niego posągi. Zabiwszy przez zazdrość, aby go w kunszcie nie przeszedł, własnego synowca, schronił się do Krety, gdzie wystawił ów sławny gmach Labiryntu, w którym go Minos potem, wraz z Ikarem synem jego zamknąć kazał : wydobyli się z niego zrobionemi przez Dedala skrzydły : ale gdy Ikar zbyt się wzbił wysoko stopniał wosk, w którym osadzone były pióra, i wpadł w morze odtąd Ikaryjskiem zwane.