Lycynus. Wyznaję winę moję, powinienbyś mnie do sądu pozwać, jak zbójcę. Ale nie trwóż sobą. Sowicie com wziął nagrodzę, gdy ci daję pięć okrętów nierównie i większych i kształtniejszych, i ładowniejszych, niż ten, któryśmy oglądali. Żaden z nich rozbić się nie będzie mógł, a pięć razy do roku przywozić ci będą obfite korzyści. Płyńże teraz szczęsny żeglarzu, a my siedząc u portu, wypytywać się będziem przybywających, gdzie się obracasz, i co poczynasz.
Adymant. Wszak zgadłem, iż przyjdę na pośmiewisko. Bądźcie zdrowi, wolę ja z mojemi majtkami przestawać, którzy mnie szanują, niż z wami, co się ze mnie śmiejecie.
Lycynus. Nie opuszczaj nas przyjacielu! pozwól wnijść na twój okręt!
Adymant. Każę odbić od lądu, żebyście nie weszli.
Lycynus. Wpław cię dogonimy.
Adymant. Siadajcież więc, kiedy się was, jak widzę, pozbyć nie można.
Lycynus. Kiedy nas niechętnie przyjmujesz, wolimy zostać. Bój się jednak kary za twoję nieludzkość : kiedy więc nas nie chcesz, przywieź nam za powrotem ciekawości jakowe z krajów, które odwiedzać będziesz.
Tymolaus. Nażartowaliśmy się do woli. Czas do domu powracać; aże podróż daleka, podzielimy ją na cztery części takowym sposobem. Jest nas czterech, niech każdy w przeciągu wyznaczonego na część swoję chodu, opowiada nam żądania swoje, jakie mu się zamarzą. Nie kładźmy granic żądaniom i przekonajmy się, iż każde z nich uiszczonem zostanie. Powieść takowa będzie nam snem wdzięcznym na jawie, i czyli w opowiedzeniu, czyli w słuchaniu, podróży przykrość osłodzi się i skróci.
Adymant. Kto z nas ma zacząć?
Lycynus. Ty, co nas zagadnąłeś; po tobie Samip; po nim Tymolaus; ja najmniejszą część podróży na siebie biorę, bo moje żądania są skromne.
Adymant. A ja nie wychodząc z okrętu mojego, przydam tylko jeszcze cokolwiek do tego, com był już marzyć zaczął. Merkuryuszu! bóztwo handlu, potwierdź czego żądam! żądam być panem okrętu, okrętów, i tego wszystkiego, co się tylko na nim, albo na nich znajdować może; i to tylko dodaję do żądań moich, aby każde źdźbło żyta, pszenicy, jęczmienia, zgoła każdego rodzaju ziarna zbożowego, które się na moim statku znajdować będzie, przemieniło się w złoty pieniądz.
Lycynus. Co mówisz! a wzdyć pod tak nieznośnym ciężarem okręt zatonie.
Adymant. Aleja chcę, żeby utonąć nie mógł. A tobie przestrzegaczu powiadam, iż kiedy ja mam wolność chcieć, co mi się podoba, ty przeciwko mojemu przywilejowi nie powstawaj. Wolno tobie mieć będzie góry złote, kiedy będzie twoja kolej, ale teraz przeciw moim ziarnom nic nie mów.
Lycynus. Przepraszam, jeżelim cię uraził : bojąc się o twój okręt, przerwałem powieść, a gdyś nam pozwolił żeglować z tobą, szło o nas, żebyśmy dla zbytniego ciężaru, nie utonęli.
Adymant. Próżny był twój strach, miałem ja na pogotowiu Delfinów, któreby i nas, i skarby nasze uniosły, gdyby mimo chcenie moje, okręt mógł być w jakiemkolwiek niebezpieczeństwie.
Lycynus. A nie lepiejżbyto było znaleźć wór złota, i używać bez pracy dobrych czasów?
Adymant. Jakto wór złota? korcami go będę mierzył, a naówczas kupować będę nie wsi, ale miasta i powiaty; pałace i gmachy takie stawiać, o jakich przedtem nie słyszano. A że srebro niedość szacowny kruszec, pod złotem będą się gięły stoły moje, a każdy kubek przynajmniej będzie ważył pięćdziesiąt grzywien.
Lycynus. Taką rzeczą olbrzyma mieć będziesz za podczaszego, bo któż czaszę złota o pięćdziesiąt grzywnach uniesie?
Adymant. A ty widzę uwziąłeś się na to, abyś się sprzeciwiał. Zle czynisz bracie gniewając pany.
Lycynus. Dobrze, żeś mi to przypomniał; ale się już twój wydział kończy, a zatem i państwo, teraz kolej na Samipa.
Samip. Jak wiecie, jestem rodem z Mantynei w Arkadyi, a więc daleki od morza; nie pragnę okrętów, złota nie żądam : a gdy pewen z nas każdy według wspólnej umowy, iż to otrzyma, czego będzie żądał; je chcę być królem, a zatem jestem, ale nie takim jak to drudzy, co spadkiem po rodzicach korony biorą; ja cnocie, pracy, i waleczności mojej będę ją winien.
Lycynus. Dobrześ zaczął; jakoż gdy idzie wybrać, czemu nie być królem. Proszę więc waszej królewskiej mości, iżbyś nam wielkie swoje dzieła opowiedział.
Samip. Z początku byłem rozbojnikiem.
Lycynus. Najjaśniejszy panie, to niepięknie.
Samip. Tam się zaprawiwszy w odwagę, zostałem wodzem współtowarzyszów; pomału wzmagaliśmy się, nakoniec wstępnym bojem zawojowałem państwo moje. A na oznaczenie tobie względów moich pańskich, czynię cię przełożonym nad 5,000 jazdy wojska mojego.
Lycynus. Jam takiej łaski niegodzien, bo przyznać się muszę ze wstydem, iż na koniu jeździć nie umiem.
Samip. To cię nad piechotą przełożę.
Lycynus. Chodzić nie lubię.
Samip. Powiedz prawdę, nie masz serca. Żal mi cię nieboże, nie będziesz miał u mnie miejsca. Słuchaj więc, a nie przerywaj mojej powieści. Urządziwszy wewnątrz państwo, wpadam na Korynt, i posiadam go; płynę morzem, i przybywszy do Azyi, podbiłem Syryą, Licyą, Pamfdią, Cylicyą i t. d.
Lycynus. A nie chciałbyś mi powierzyć rządów jakiego państwa?
Samip. Jużem ci powiedział, iż mi się do niczego nie zdasz, i teraz mimo mój zakaz, zatrzymałeś mię wśród zwycięztwa. Gdzieżeśmy byli?
Lycynus. Nie powiem, kiedy mi nic dać nie chcesz.
Samip. Mało to dla mnie, posiadać nadbrzeżne Azyi kraje, idę w głąb, i przebywszy Eufrat, pomykam się aż do Indów i Garamantów. Co mi dalej czynić radzisz Lycynusie?
Lycynus. Oto siąść przy drodze, bo słońce dopieka, a mamy cień pod drzewem. Uszliśmy też prawie połowę drogi do Aten.
Samip. Co ty nam prawisz o Atenach, wszakżeśmy pod Babilonem.
Lycynus. Jam zapomniał, że my śpimy; ale jednakowo trzeba odpocząć, jużeś się też dość nawojował. Teraz kolej na Tymolausa. Cóż też on nam nowego powie?
Tymolaus. Nie pragnę ją, ani kubków o pięćdziesiąt grzywnach, ani pieniędzy korcami, ani wojska i rozszerzonego po świecie panowania. Wszystkie te rzeczy spokojności wewnętrznej, a zatem prawdziwego szczę-
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/607
Ta strona została przepisana.