Greków względem ciebie! Ubóztwili cię, skoroś Persy pokonał, i stawiali kościoły synowi smoka. Powiedz teraz bożku, gdzie cię pochowano?
Alexander. Jeszcze moje zwłoki są w Babilonie : Ptolemeusz obiecał mi wystawić grób wspaniały w Egipcie, i tam mnie między bogi osadzą.
Dyogenes. Jakże się tu jeszcze i z tego nowego głupstwa nie śmiać i jesteś tu między nami, a chce ci się tego, czem, jak nie byłeś, tak też być nie możesz. Porzuć te płonne myśli, bo Minos surowy, a Cerber nie tylko szczeka, ale i kąsa.
Radbym teraz wiedział od ciebie, co czujesz, gdy stan twój dawny sobie przypominasz. Owe warty, hufce, dworzany, Satrapy, wodze Babilonu, Baktrów, Suzy i Ekhatany : wyniosłość, dostatek, moc i ogromność, wszystko to przeszło, został Alexander, a z nim żal tego co stracił, i odzyskać nie może. Płaczesz! alboś się nie nauczył od mistrza twego Arystotelesa, iż na płonnych fortuny darach mąż prawy zasadzać się nie powinien.
Alexander. Ach! przyjacielu! mędrzec ten mniemany najlepszym był z moich wielbicielów; używał na złe zapału mojego do nauk i sławy wojennej. On pierwszy wysławiał zręczność, piękności dzieła moje. Wielbił mężność, aby z darów moich korzystał. Nie tem był w istocie, czem się na pozór wydawał, i z jego winy ja na to, co przeszło, płaczę; co widzę, iż było czczem, a jednak wprzód nieostrzeżony takem polubił, iż czuję teraz tym srożej stratę, im większe uznaję niepodobieństwo, iżbym to, co stracone, odzyskał.
Dyogenes. Na tę chorobę nie masz tu lekarstwa; ale udaj się do rzeki Lete, której wody niepamięć rzeczy przeszłych przynoszą; pij, ile możesz, możeć owe Arystotelesa baśnie z pamięci wypadną. Spiesz się, moja rada, bo widzę, iż się Klitus z Kalistenem ku nam przybliżają. Skoro poznają mordercę swego, i śmierć cię od ich zemsty nie zasłoni.
Filip. I będziesz się jeszcze tego zapierał, żeś moim synem? Syn Jowisza nie umiera.
Alexander. Nigdym ja o twojem ojcowstwie nie wątpił, ale mniemane boztwo do zwycięztw mi pomogło.
Filip. I tyś rozumiał, że ludzi omamisz? Śmieli się z twojej dumy, i głupi chyba wieszczbom, któreś kupował, wierzył.
Alexander. Jakoż mi to u dzikich ludzi i prostych posłużyło. Zlękli się bożka, a jam ich zgnębił.
Filip. Jam narodów greckich był zwyciężcą, a bez bóztwa się obeszło. Tych zwyciężyłem, których 10,000 pod Klearchem dali odpór Medom, Persom i Chaldejczykom.
Alexander. Ale mój ojcze, jam Scyty i Indyany pokonał, a nie trzeba mi było do zwycięztw siać między nieprzyjaciółmi niezgody, nie dotrzymywać obietnic i przysiąg; pieniędzmi twierdze dobywać, i używać owego przysłowia : iż byle muł ujuczony złotem mógł dojść, tam mury najtwardsze padną.
Filip. Z tych przymówek domyślam się, dlaczegoś wielbiciela mojego Klita zabił. Ciężała ci ojcowska sława, i wyrzekłeś się nakoniec Macedonów, których męztwem zyskałeś wielkość. Zrzekłbym się ciebie, gdyby mnie twoja wspaniałość i powściągliwość względem pozostałej familji Daryusza nie wstrzymała.
Alexander. A o męztwie nie wspominasz, gdym sam wskoczył wśród miasta Oxydraków?
Filip. Zuchwałości ja nie chwalę. Powinien wódz być mężnym, i podać się, gdy tego trzeba, w niebezpieczeństwo; ale się w nie dobrowolnie narażać, tak jakeś ty u Oxydraków uczynił, jestto skutek zapamiętałości. Podałeś na śmiech bóztwo swoje, gdy cię krwią zbroczonego bez zmysłów niesiono : wieszczbiarstwo wydałeś kłamstwem, a choćbyś się przy twojem mniemanem bóztwie był utrzymał, zmniejszyłoby, zamiast wzniesienia, sławę twoję. Co albowiem na człowieka wiele, dla wyższej istności jest niczem. Poznajże się na twoim nierozsądku; a gdyś za życia nie miał, miej przynajmniej rozum po śmierci.
Tymon. O! Jowiszu ze wszystkiemi przydomkami, które ci ludzie nadali, lub nadać jeszcze mogą rymotworcy, a wówczas osobliwie, gdy im wiersz nie w skład idzie, ciebie to albowiem, jak oni mniemają, wielce obchodzi; gdzież twój łoskot? gdzież twój grom? gdzież twoje błyskawice? trzęsienia ziemi? zburzenie żywiołów? Patrz, jak Salmoneusz zamyśla przeciw tobie piorunami trzaskać, gdy ty na to wszystko niebaczny wśród niebios zdajesz się drzymać i zasypiać! Gdyś był młodszym, drżały szalbierze, oszusty i zdrajcy. Grzmoty, grady, powodzie, oznaką były zapalczywości twojej, i ledwo jednego razu Deukalion tylko ocalał. Teraz świątynie puste, z ołtarzów się ani kurzy, kto wie czy się z tobą nie stanie, coś ty ojcu wyrządził. Oto jeszcze niedawno odarli ci złotą brodę w Olimpji, a tyś z twoim piorunem siedział, jakby kogo innego golono.
A i ze mną patrz co się dzieje! Tylem nędzarzów zapomógł, ubogich zbogaciłem, zgoła będąc dobroczynnym, względnym, ludzkim, to zyskałem, iż jestem w nędzy, a nikt o mnie nie pamięta. Ci co byli na zawołaniu, patrzyć teraz na mnie nie chcą; jeżeli kogo spotkam, albo mnie mija, albo skoro zdaleka spostrzeże, wraca się nazad, jakby węża obaczył. Ściśniony nędzą, uciekłem w las, i za najem ziemię kopię : to mi tylko zostało w zysku, iż na niewdzięczników nie patrzę.
Powstań Jowiszu! rozpal w Etnie grot twój dzielny, i daj poznać, co ten grot może : bo inaczej kto wie, czy nie uwierzą Kreteńczykom, co powiadają, iż tam nie osiadłeś, gdzie mówią, iż siedzisz.
Jowisz do Merkuryusza. Coto za oszarpaniec, co pod górą Himetu ziemię kopie, a na mnie wrzeszczy?
Merkuryusz. Alboż nie znasz, ojcze, Tymona Echekradczyka! Tento jest sam, co nam słał hojne ofiary, i darami świątnice nasze obdarzał.
Jowisz. A czemuż w nędzy? jakże się odmienił! ledwiem go poznał.
Merkuryusz. Zbytnia go poczciwość, i dobroć serca zniszczyła : rozumiał, iż użyczał przyjaciołom, co między kruki i wilki miotał. Ci objadłszy go, skradli i poszli, bo już nie było co jeść i kraść. Musi więc jak wi-