Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/625

Ta strona została przepisana.

Merkuryusz. Przyjdźcie tu Heraklicie z Demokrytem. Oto zbiór mądrości i głupstwa świata tego.
Kupiec. Cóżto za różność! jeden płacze ustawicznie, drugi się razwraz śmieje. Z czego się ty śmiejesz mój przyjacielu?
Demokryt. Z tego, iż cokolwiek czynicie zdaje mi się być godnem śmiechu, i ty także.
Kupiec. To ty się śmiejesz, jako widzę, i z ludzi, i z ich spraw?
Demokryt. Zgadłeś : cóż bowiem na świecie jest stałego? wszystko próżność. Człowiek jest zbiorem atomów, igrzysko losu i szczęścia.
Kupiec. Ty sam głupi jesteś, i marzy ci się we łbie. Coto za zuchwałość! a śmieje się razwraz. Udam się teraz do drugiego, zdaje się być roztropniejszy. Powiedz nieboże, dlaczego ty płaczesz?
Heraklit. Dlatego, iż stan człowieczy godzien płaczu. Nic na świecie trwałego niemasz. Rozkosz boleścią jest, rozum głupstwem, wielkość podłością, a co mniemamy być mocą, szczera jest niedołężność. Żałuję czasu przeszłego; nudzi mnie teraźniejszy, przyszły straszy, to jest koniec świata, który ogniem spłonie.
Kupiec. Co jest świat?
Heraklit. Dziecko, co się cackami bawi, fraszkami zatrudnia.
Kupiec. A ludzie co są?
Heraklit. Są bogi śmiertelne.
Kupiec. A bogi?
Heraklit. Ludzie nieśmiertelni.
Kupiec. Prawisz ty rzeczy trudne do pojęcia, coś nakształt wyroków.
Heraklit. Bo też nie dbam o to, żeby mnie zrozumiano.
Kupiec. Nikt też o ciebie nie będzie dbał, nikt cię nie i kupi.
Heraklit. A ja wam wszystkim przykazuję, żebyście płakali, czy mnie kupicie, czy nie kupicie.
Kupiec. Jeden głupi, a wesoły, drugi głupi, a smutny. Żadnego z nich nie chcę.
Merkuryusz (no Jowisza). Tych podobno nie przedamy.
Jowisz. Zawołaj no tego wymownego Ateńczyka.
Merkuryusz. Zbliż się ku nam Sokratesie. Oto sposób życia roztropny, umiarkowany. Kto go chce kupić?
Kupiec. Co ty umiesz?
Sokrates. Umiem kochać.
Kupiec. Niebardzo to pożyteczny kunszt.
Sokrates. Nie zmyślność, ale duszę ja kocham.
Kupiec. Ja temu nie bardzo wierzę.
Sokrates. Poprzysięgam przez psa i jawór.
Kupiec. Co to za bogi?
Sokrates. Alboż pies nie bożyszcze? czy nie wiesz, iż Cerber w piekle, a w Egipcie Anubis?
Kupiec. Prawda, zapomniałem. Jakaż twoja nauka?
Sokrates. Wymarzyłem sobie rzeczpospolitę, i życie według jej praw.
Kupiec. Jakież są te prawa?
Sokrates. Naprzykład, iż niewiasty są wspólne.
Kupiec. A w co pójdą ustawy przeciw cudzołoztwu?
Sokrates. To bajki.
Kupiec. Jakież są inne twoje maxymy?
Sokrates. Idee są prawidłami wiecznemi tego, co jest na świecie. Wszystko to albowiem, co widzimy, jest tylko naśladowaniem rzeczy nie będących w przyrodzeniu.
Kupiec. A gdzież te rzeczy są?
Sokrates. Nigdzie; bo żeby gdzie były, toby nie były.
Kupiec. Ja tych rzeczy i prawideł wiecznych nie dostrzegam.
Sokrates. Bo nie patrzysz oczyma duszy. Ja widzę je i ciebie i mnie. obudwu niewidomych; jednem słowem, widzę wszystko w dwójnasób.
Kupiec. Masz bystry wzrok, kupuję cię. Co za niego?
Merkuryusz. Tysiąc talarów.
Kupiec. Zapłacę niezabawnie.
Merkuryusz. Jak się zowiesz?
Kupiec. Dyon z Syrakuzy.
Merkuryusz. Weźże go sobie.
Jowisz (do Merkuryusza). Wołaj.
Merkuryusz. Epikurze![1] na ciebie kolej. Oto jest! uczeń owego śmieszka, coście go niedawno widzieli; owego rozpustnika, co się chwiał i jąkał pijany. Jeszcze rozpustniejszy, jeszcze bezbożniejszy niż jego mistrzowie, ale uprzejmy, towarzyski, rozkoszny.
Kupiec. Co za niego?
Merkuryusz. Pięćdziesiąt złotych.
Kupiec. Oto są : a co on lubi?
Merkuryusz. Rzeczy smakowite i słodkie.
Kupiec. Nakupię mu rozynków.
Merkuryusz. Tego mu też właśnie potrzeba.
Jowisz. Niechno przyjdzie ów Stoik, z długą brodą a krótkiemi włosami.
Merkuryusz. Dawno też oczekują na niego kupcy. Chryzypie[2] przystąp! Oto cnota istotna, doskonała, poprawiacz człowieczych spraw; oto ten, w którym wszystko.
Kupiec. A to jakim sposobem?
Merkuryusz. Oto tym, iż on jest sam tylko mądry, wymowny, bogaty, kształtny, sprawiedliwy i t. d.
Kupiec. Taką rzeczą wszystkie nauki, kunszta i rzemiosła posiada.
Merkuryusz. I mnie się tak zdaje.
Kupiec. Przyznaj mi się, przyjacielu Chryzypie, a szczerze, wszak cię to dolega, iż musisz służyć?
Chryzyp. Bynajmniej, bo to nie jest w naszej mocy, a co nie jest w naszej mocy, jest obojętne.
Kupiec. Ja ciebie nie rozumiem.
Chryzyp. Nie wieszże o tem, iż są jedne rzeczy większe, a drugie mniejsze?
Kupiec. Cóż z tego?

Chryzyp. Przymiotu jak widzę pojętności nie nadto masz, i do naszych wyrazów przyzwyczajony nie jesteś : ale jak się nauczysz Filozofji, nie tylko te rzeczy, ale i to pojmiesz, co jest przypadek, i przypadek z przypadku.

  1. Epikur tak jak i Arystyp zasadzał szczęśliwość ludzką na rozkoszy, z tą jednak różnicą, iż pierwszy kładł ją w lubieżności, on zaś w tem ukontentowaniu wewnętrznem, które wstrzemięźliwość, i cnota nadarza. Uwłoczy mu więc Lucyan, gdy go do Arystypa przyrównywa : w tem jednak naganny, iż sprzeciwiał się powszechnemu innych zdaniu twierdząc, iż bogowie nie zatrudniali się rządem świata i ludzi.
  2. Zenon był mistrzem i stanowicielem pierwszym szkoły stoików; Chryzyp, o którym tu wzmianka, najcelniejszym był jego uczniem. Nie śmiał Lucyan, wyszydzać Zenona, przez wzgląd na żyjącego wówczas jeszcze Marka Aureliusza, który był tej szkoły uczniem.