Kupiec. To śmieszna niepewność. Co znaczą te szale, co w ręku trzymasz?
Pyrron. Ważę dowody z obu stron, a dokładnie zważywszy wszystko postrzegam, iż nic nie umiem.
Kupiec. Jesteś ty tak dziwaczny w życiu, jak w sposobie myślenia?
Pyrron. Wszystko. ile możności, porządnie czynię, oprócz tego, iż uciekającego nie ścigam.
Kupiec. A dlaczego nie ścigasz?
Pyrron. Bo łapać i ująć nie umiem.
Kupiec. Wierzę temu, boś tłusty. Cóż jest za cel twojej nauki?
Pyrron. Ani wiedzieć, ani słyszeć, ani rozumieć.
Kupiec. Tojest, być głuchym, ślepym i głupim.
Pyrron. I być tem, co robak.
Kupiec. Tyś wart, żeby cię kupiono za osobliwość.
Co za niego?
Merkuryusz. Trzydzieści złotych.
Kupiec. Mówże teraz, czyś nie jest mój?
Pyrron. Nie wiem.
Kupiec. Kupiłem cię jednak, i towar mi jest oddany.
Pyrron. Jam jeszcze na tem nie przestał, szala równo waży.
Kupiec. Jednak trzeba iść za mną.
Pyrron. A kto to wie?
Kupiec. Świadkowie i woźny.
Pyrron. Albo tu jest kto?
Kupiec. Dowiesz się, że jest, a kiedy nie będziesz chciał procować, kij cię nauczy.
Merkuryusz. Idź za nim, a nie mrucz. Mościpanowie, jutro będzie na przedaż życie mieszczan, rzemieślników i innych, o których mało dbają.
Urodził się na wyspie Cypru, z rodziców zacnych i majętnych, gardząc jednak przypadkowemi losu darami, udał się jedynie do tej nauki, którą się mądrość prawa nabywa. W sposobie życia wstrzemięźliwy, prawdy wielki miłośnik, łącząc ustawnie przykład z nauką, przez cały ciąg życia swego prawdziwie był swobodnym. Ustawiczna praca zdarzyła mu czerstwość ciała : wzgarda tego wszystkiego, co się zmysłom podoba, wzniosła umysł, zgoła w ścisłym, który sam sobie oznaczył obrębie, zyskał szczęśliwość.
Do żadnej się sekty filozofów nie przywiązywał, ale korzystał z tego, co w której z nich dobrego znalazł; znać jednak było, iż przenosił nad innych Sokratesa, w wstrzemięźliwości zaś zdawał się Dyogenesa naśladować. Nie przesadzał jednak tak, jak Cynicy w niezgrabnem grubiaństwie, i zuchwałem zwyczajów wzgardzeniu. Wystrzegał się więc osobliwości, i stosował do sposobu życia drugich, nie szukając ze zwierzchniej postaci chluby, a zatem poważania. W posiedzeniu był uprzejmy; lubo wielbiciel Sokratesa; nie używał w mówieniu żartów i przymówek.
Sposób mówienia jego, tak był słodki i powabny, iż ujmował serca słuchaczów : tak zaś łagodnie wiódł ku dobremu, iż przestrogi jego nie obrażały, i owszem choć w błędnych tkliwe sprawiały uczucie, nadawały nadzieję powstania łatwiej, niżliby się spodziewać mogli; wychodzili zatem od niego wzruszeni i pocieszeni.
Wydawał się w dalszem ich postępowaniu skutek przestróg i nauki, którą odbierali : ostróżniejszemi zostawali, niż byli przedtem, na podejścia żądz, którym się dawali powodować, i nabierali męztwa do coraz większego postępu w obyczajności.
Napomnienia jego nie były przykre; głosu na wzór i innych nie wznosił; sprzeciwiającym się łagodnie odpowiadał; nad tem co mniemał, nie zastanawiał się uporczywie, owszem sam pierwszy uznawał niekiedy sprawiedliwość odporu, który mu czyniono. Gromił przestępstwo, ale miał politowanie nad przestępnym; czynił zaś to, jak sam mówił, na wzór lekarzów, którzy lecząc choroby, ile możności ulegają chorym. Rzecz ludzka błądzić, powstać z błędu, to bóztwa dzieło.
Sposób myślenia i działania jego wzniósł go nad potrzeby; niczego więc nie żądał : dogadzał zaś, ile mógł, potrzebom przyjaciół swoich; to jednak dogodzenie jedynie stosowało się do takich potrzeb, które prawą w nich korzyść przynieść mogły. Gdy więc widział ich zbyt wzniosłych pomyślnością, przekładał nietrwałość i zmienne zwroty. Gdy się na starość, niezdrowie, lub i ubóztwo uskarżali, uśmiechając się mówił : prędko to się skończy, a wolność nieokreślona zacznie. Godził niesworne stadła, braci i powinowatych niezgody i sprzeczki; a gdy jednego razu dla nowo nałożonych podatków zbuntował się lud w Atenach, szedł wśród tumultu, i wzniósłszy głos tak mówił dzielnie, iż z ochotą przestali na tem, co dla dobra krajowego zwierzchność rozkazała.
Przyjaźni szacownik, zwał ją największem człowieka dobrem; gdy więc który z przyjaciół jego chorobą był złożony, wylewał się na jego usługi, nad stratą bolał niezmiernie.
Przeciwny zdaniom mędrków, w sobie się tylko zasklepiających, kochał rodzaj ludzki, a ta powszechna uprzejmość celem była działania jego.
Sposób takowy życia zjednał mu powszechną nie tylko u Ateńczyków, ale i u cudzych wziętość, i czczonym był dla cnoty, dobroci, nakształt bóztwa. Mówił śmiało, gdy tego było potrzeba : i znalezli się takowi, których otwartość jego obraziła. Chcąc się w więc zemścić i umyślili powtórzyć na nim przykład Sokratesa : donieśli go do zwierzchności, iż bogom ofiar nie czyni, i niechce być uczestnikiem tajemnic Cerery w Eleuzynie. Stanął w czasie do sądu wyznaczonym przed ludem zgromadzonym i tak mówił : Ateńczykowie! jeżelim jeszcze Minerwie ofiar nie czynił, dziwować się temu nie macie, mniemałem albowiem, iż ofiar moich nie potrzebuje. Jeźlim się wstrzymał od uczestnictwa tajemnic Cerery, nie bez przyczyny tom uczynił; jeźli albowiem są zdrożne, nie przemógłbym tego na sobie, iżbym zdrożności takowej nie objawił; jeźli dobre, objawiłbym je dla dobra powszechnego. Sposób usprawiedliwienia, wyzwolił go od kary, i jeszcze bardziej niż przedtem, przeciwnych serca mu zjednał.
Pytano go się razu jednego, jakiej sekty był filozofem? a kto wam powiedział, rzekł, żem filozof?
Sydoniusz sławny sofista chlubiąc się przed zgromadzonym ludem, takich używał wyrazów : niech mi tu jakich kto tylko zechce filozofów nastręczy, co rzekną, uczynię. Zawoła Arystoteles, pójdę za nim do Lyceum : Plato, stawię się w Akademji : Zeno, idę do Pecylu, gdzie jego szkoła. Pitagoras, umilknę. Słysząc to Demonax krzyknął : Sydoniuszu! Pitagoras cię woła.
Zapytany na czem szczęście zawisło? rzekł : mieć wolność. Gdy powiedziano, iż wolnych wiele, szczęśli-