Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/64

Ta strona została przepisana.

— «Ale mnie wytknął? — Przypadkiem się stało.
— «Jak to przypadkiem? szydzić moje lata! —
— «W myślito jego może nie postało,
«Osławiać, szydzić z ojca Honorata.
«Co tam wyraził, u nas się nie działo,
«Jakaż stąd sławy być może utrata?
«Nigdy się, ojcze, taki nie frasuje,
«Który zarzutu przyczyny nie czuje.

«Hazard nadarzył twe imie w pisaniu,
«Ale opisał nie tem, czem cię znają.
«Alboż upartym jesteś w twojem zdaniu?
«Alboż cię o złość bracia posądzają?
«Alboż nie trawisz dni, nocy, w czytaniu?
«Alboż cię flaszki przyjacielem mają?
«Dobrzyście, mądrzy, na xiążkach się znacie;
«To nie o tobie, ojcze Honoracie. —

— «Piękneto słowa, ale nic nie znaczą,
«Krzyknął Honorat; śmiał się z nas dowoli.
«Są uprzedzeni, co dobrze tłumaczą
«To, co jest skutkiem nieprawej swawoli.
«Niech mi mędrkowie dzisiejsi wybaczą,
«Jakto nie sarknąć, kiedy kogo boli!
«Pożal się Boże, widzę, naszej pracy!
«I waszeć zmodniał, ojcze Bonifacy.»




PIEŚŃ III.


Jędza przebudza Gaudentego i złością zapala. Zrywa się, burzy i spotyka Honorata. Słysząc jego narzekania na obraze honoru zakonnego, chce wszystkich użyć sposobów, aby się pomścić na oszczercy.


Bodajto zasnąć! byle sen był smaczny,
Mniejsza na miękkiem łożu, czy na ławie.
Bodajto zasnąć! chociaż sen dziwaczny,
Słodsze te baśnie, niż troski na jawie.
Niechaj mnie łudzi, niech będzie opaczny,
Stawia częstokroć w szczęśliwej postawie.
Płyną w śnie miłym rozkoszne momenty,
Nie śpią królowie, spał ojciec Gaudenty.

Myśli swobodna! twojeto są dzieła;
Ty prace wieńczysz rozkosznem uśpieniem,
A co zbyt skrzętnem staraniem ujęła,
Najpożądańszem wracasz zasileniem.
Gnuśność, co twardym letargiem zasnęła,
Nie zna snów smacznych, mży za przebudzeniem.
Usnął Gaudenty w spokojnej zaciszy,
Powszechnej trwogi nie czuje, nie słyszy.

Postrzegła Jędza, co się wrzawą cieszy,
Że na ustroniu rozkosznie spoczywa
Jeden Gaudenty, z tak gromadnej rzeszy;
Jadem się nowym sroży zapalczywa.
Do jego celi szybkim krokiem śpieszy.
Nową się zdradna postacią okrywa,
I żeby wsparcia dzielniejszego dostać,
Bierze na siebie żarliwości postać.

Świętym pozorem tai myśli zjadłe,
Pokornem słodzi jad swój ułożeniem:
Spuszczone na dół, zmrużone, zapadłe,
Pałają oczy jaskrawym płomieniem:
Usta zsiniałe i lica wybladłe,
Głos drżący coraz przerwany westchnieniem.
W taką się postać Jędza przemieniła,
Do Gaudentego kiedy przystąpiła.

«Śpisz, rzecze, wtenczas kiedy drudzy czują.
«Zażywasz wczasu, kiedy bracia płaczą:
«Gnuśne umysły nieprawie próżnują,
«Zbyt wolnie kiedy powinność tłumaczą.
«Nie tak się dzieci matce wysługują,
«Nie tak jej wdzięczność oddają i znaczą.
«Jeśli masz serce, porwij się i wzmagaj,
«Jeśliś syn jeszcze, wstań, ratuj, wspomagaj.

Gdyby się była Jędza nie umknęła.
Byłby jej dostał za pierwszym zamachem:
Tak się w Gaudentym złość sroga zajęła,
Złość, rozpacz, zjadłość powiększona strachem.
Wzmaga się raźno na wspaniałe dzieła:
Jędza tymczasem już buja nad dachem,
Zająwszy żądzę zemsty niewygasłą,
Już strasznej wojny dała srogie hasło.

Jak syn Alkmeny, gdy na wielkie sprawy,
Walki z olbrzymy i smoki wychodził,
Pałając chęcią wiekopomnej sławy,
Nadzieją bitwy żądze zjadłe chłodził:
Zdobycz Nemejską, zysk sławnej wyprawy,
Przywdziewał gdy na nieśmiertelność godził;
Tak i Gaudenty w tej walnej potrzebie,
Porwał za kaptur i wdział go na siebie.

Wypadł rozjadły, sam nie wie, gdzie leci,
Woła na bitwę, choć bez przeciwnika:
«Do mnie, kto śmiały, do mnie moje dzieci!»
Woła, a coraz żwawiej się pomyka.
«Kogo trwożliwość podląca nie szpeci,
«Kogo zaszczyca imie zakonnika,
«Kupcie się ze mną, nacierajcie żwawo;
«Tak się najlepiej utrzymuje prawo.»

Noc była jeszcze, a słabe promienie
Najpierwsze zorza puszczać zaczynały:
Słyszą krzyk bracia i nagłe wzruszenie,
Słyszą, jak echo gmachy powtarzały.
Nowy strach nastał, nowe zatrwożenie.
Stanął z swojemi Honorat struchlały:
A gdy się ku nim Gaudenty przybliża,
Uciekła rzesza trwożliwa i chyża.

Został Honorat laty ociężały,
Strach nogi zemdlił, strach przeraża, mroczy:
Postrzegł go zdala bohatyr zuchwały,
Niezwykłym pędem ku niemu przyskoczy.
Padł z strachu starzec napoły zmartwiały,
Już ciosu czeka, nie śmie podnieść oczy;
Już się na niego Gaudenty zamierzył,
Wtem poznał starca, i gniew swój uśmierzył.