wi, gdy go ku wspólnictwu gotowym znalazł, wraz z nim przedsięwziął zrzucić jarzmo tyrana. Wygnanie Tarkwiniusza skutkiem było dzielności żarliwej ludu i odwagi przywodzców, gdy zaś przyszło do wyznaczenia urzędników, których konsulami mianowano, spodziewał się, iż jako towarzysz, razem tę godność z Brutusem obejmie, ale lud wybrał Kollatyna, małżonka Lukrecyi. Poczytując to sobie za krzywdę, oddalił się od spraw publicznych, przez co wpadł w podejrzenie, iż królom sprzyja. Gdy jednak nakazano przysięgać uroczyście każdemu zosobna, iż o powrócenie królów żaden kroku nie uczyni, ani się wspomnieć o tem odważy, przyszedł natychmiast, i najpierwszy wśród zgromadzonego ludu przysięgę wykonał, dodając, iż do śmierci samej w tem zdaniu trwać będzie, wolności bronić, i że się żadnemi obietnicami Tarkwiniuszów nie wzruszy.
Jakoż wypełnił, co przyrzekł, gdy albowiem wkrótce przybyli posłowie od Tarkwiniusza z pokornemi prośbami, aby na tron przywróconym został, a konsulowie to poselstwo przed ludem sprawiać dozwalali, sprzeciwił się ich zdaniu Waleryusz, twierdząc, iż mógłby się takowym widokiem lud zmiękczyć, a mianowicie ubożsi z obywatelów, którychby dostatnie obietnice, a zatem nadzieja zapomożenia ku takowemu zezwoleniu przywiodła. Powrócili nazad posłowie wygnańców, Tarkwiniusz zaś nowych przysłał; a zwątpiwszy o przywróceniu, żądał, aby przynajmniej, gdy go z tronu wyzuli, oddali mu tak jego własność, jako też i powinowatych, którzy z nim wyszli. Zdawał się nakłaniać ku temu żądaniu Kollatyn, ale okrzyknął go natychmiast Brutus i zdrajcą nazwał : lud jednak sprzeciwił się porywczości Brutusa, i oświadczył, iż przestając na swobodzie, o zdobycz tyrana nie dba.
Zatrzymali się więc posłowie Tarkwiniusza w Rzymie, a pod pozorem zbierania ruchomości, sprzedawania domów i gruntów, starali się obietnicami i datkiem ujmować obywatelów, i tak się im powiodło, iż przekupili Akwiliuszów i Witellów : pierwszych trzech było, drugich dwóch, którzy zasiadali w senacie, spokrewnieni byli z Brutusem i z Waleryuszem; Kollatyna zaś byli z matek siostrzeńcami; nadto jeszcze dwóch synów Brutusa do tego przywiedli, iż weszli w spisek wraz z innymi na przywrócenie Tarkwiniusza.
Już blizka była zmowa ku wykonaniu, i tak dostatecznie rzeczy ułożone, iżby mogły wziąć pożądany skutek, gdy odkrył zdradę niewolnik, nazwiskiem Vindex : ten wysłuchawszy zmowy rokoszanów, udał się do Waleryusza, i jakie były, opowiedział. Zszedł ów niespodzianie posłów i tych, którzy się byli z nimi zawarli : mimo odpor, papiery, treść spisku zawierające, które tam znalazł, zabrał, i samychże buntowników pojmanych przed lud stawił wraz z Vindexem, objawicielem zdrady. Struchleli przytomni patrząc zwłaszcza na Brutusowe dzieci; ten nieporuszony słuchał zaskarżenia, i gdy przyszło do ostatniego wyroku, a niektórzy z sędziów przez wzgląd na ojca, wskazywali winowajców na wygnanie, Kollatyn milczał, Waleryuszowi łzy w oczach stały; Brutus mianując po imionach każdego z synów, rzekł do nich: « Jakową macie na zadane wam zarzuty odpowiedź? » Trzy razy to pytanie powtarzał; a gdy w milczeniu zostawali, obróciwszy się ku liktorom, którzy go otaczali, rzekł : « Czyńcie waszę powinność. » Netychmiast ci obnażywszy z szat winowajców, smagali ich rózgami; zwracali oczy przytomni, sam ojciec stał trwale, i zwyciężywszy drętwiący wstręt przyrodzenia, widział ucięte toporem głowy synów swoich. Wyszedł potem ze zgromadzenia, gdzie innych winowajców podobnież karać miano. Dzieło to nad moc ludzkości wzniesione, dziwi z odrazą, i zdaje się mieć przysadę w niekoniecznie potrzebnej naówczas przytomności.
Po odejściu Brutusa trwało milczenie przerażonego ludu czas niejaki, przerwali je oskarżeni Akwiliuszowie żądając, aby im pozwolono czasu do usprawiedliwienia się i odpowiedzi na zarzuty, i żeby im oskarżyciel Videx, jako ich niewolnik był oddany; niemiał albowiem prawa zostawać w cudzych ręku, według ustaw krajowych. Oparł się takowemu żądaniu Waleryusz, a widząc iż Kollatyn zdawał się nakłaniać ku ich usprawiedliwieniu, wzywać począł Brutusa, i sam zatrzymał winowajców. Obraził się takowym postępkiem Kollatyn, i kazał swoim liktorom brać Vindexa : wszczął się natychmiast rozruch, gdy się liktorowie na Vindexa rzucili; co gdy usłyszał Brutus, wrócił się natychmiast, i stanąwszy wśród ludu rzekł : « Ukarałem własne moje dzieci, jako ich należyty sę-
« dzia, resztę innym zostawiłem do ukarania; wy sę-
« dziami jesteście, którzyście wolni, od was ma iść
« wyrok życia, lub śmierci; niech więc kto chce, głos
« zabiera i ludowi radzi. » Nikt się nie odezwał, i jednomyślnem wskazaniem śmiercią wszyscy ukarani zostali.
Od niejakiego czasu Kollatyn był w podejrzeniu, iż Tarkwiniuszowi sprzyjał; wzmogła je ta świeża okoliczność, on też coraz bardziej poznając, jak był ludowi niemiłym, złożył urząd, i z Rzymu ustąpił. Gdy przyszło obierać następcę, jednostajnemi głosy Waleryusz konsulem został.
Pierwszy krok urzędowania jego nadanie wolnością owego niewolnika Vindexa; przypuścił go lud do wszystkich przywilejów obywatelstwa, i pozwolono mu wejść w pokolenie, któreby sam sobie obrał, i w któremby na zawsze potomki jego zostawały. Wówczas albowiem wyzwoleńcy nie zyskiwali obywatelstwa, aż się to dopiero za czasów Appiusza stało, który dla przypodobania się pospólstwu, domieścił takowych w poczet pokoleń rzymskich; obrządek wyzwolenia z niewoli od tegoż czasu, na pamiątkę pierwszego Vindexa, nazwano Vindicta.
Dobra Tarkwiniuszów, tak ruchome, jako i ziemne, poszły na łup pospólstwu, domy które mieli i w Rzymie i w okolicach porozbierano, w samem zaś mieście plac jeden wielki do nich należący, poświęcono na cześć Marsa, i odtąd tam się lud zgromadzać począł.
Zyskawszy od Toskanów znaczne posiłki, szedł wstępnym bojem i zbliżał się ku Rzymowi Tarkwiniusz. Wojsko rzymskie mające na czele konsulów zastąpiło mu drogę, i wszczęła się bitwa nie daleko gaju, zwanego Arsya. W pierwszym zapale potykając się Brutus z Arunsem, starszym synem Tarkwiniusza, na placu legli. Wielkie było krwi z obu stron rozlanie, strata prawie równa, jednakże w nocy Toskanie obóz porzucili, który z pięcią tysiącami niewolnika i wielką zdobyczą Rzymianom się dostał. Powieść bajeczna tamtejszych czasów była, iż głos dał się słyszeć oznaczający, że jednym więcej Toskanów zginęło, i gdy potem na pobojowisku zabitych liczono, znalazło się Rzymian jedenaście tysięcy dwieście dziewięćdziesiąt dziewięć, Toskanów jedenaście tysięcy trzysta.
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/674
Ta strona została przepisana.