włoskich rodzi, tam się udać postanowili. Jakoż przeszedłszy Alpy, wkroczyli w kraj Toskanów, i obiegli miasto Kluzyum. Mieszkańcy jego udali się natychmiast do Rzymian prosząc o pomoc. Wysłuchawszy poselstwa wysłali Rzymianie do Gallów trzech braci Fabiuszów; ci ze czcią przyjęci gdy weszli w zgromadzenie, zapytali Gallów, coby za przyczynę mieli urazy do Kluzyanów, których miasto trzymają w oblężeniu. Brennus ich król śmiejąc się takową dał odpowiedź: « Ta jest a nieinna : « krzywdę nam w tem czynią Kluzyanie, iż mając więcej ziemi, niż im potrzeba, nie chcą jej ustąpić nam cudzoziemcom zbyt rozmnożonym, a ubogim. Takież same było niedawno wykroczenie przeciw wam Alhanów, Fidenatów, a świeżo, Kapenatów, Falisków i Wolsków, przeciw którym wodziliście i wodzicie wojska wasze; i gdy się z wami tem co mają nie dzielą, pustoszycie ich własności, palicie miasta, i ludzi bierzecie w niewolą. My was o to nie obwiniamy, bo używacie dawnego prawa, które każe, aby słaby mocnemu ulegał. Nie wstawiajcież się za innemi, żebyśmy się do was podobnie nie odezwali.
Po takowej odpowiedzi udali się posłowie rzymscy do Kluzyum, a widząc, iż rzecz była niepodobna Gallów od przedsięwzięcia odwieść, dodawali serca oblężonym, zachęcając ich ku jak najżwawszej obronie; jakoż ułożono z miasta uczynić wycieczkę i napaść na stanowiska Gallów. Wyszli zbrojno Kluzyanie w niemałej liczbie, i stoczyli bitwę, w której Fabiusz Ambustus poseł rzymski jednego z przedniejszych Gallów na placu położył. Skoro to Brennus postrzegł, wojsko z bitwy odwołał, a wzywając bogów na świadectwo, jako on pierwszy z narodem swoim od Rzymian był zaczepionym, porzucił oblężenie, i szedł prosto ku Rzymowi : wprzód jednak wysłał przed sobą woźnego, który gdy stanął w senacie domagał się imieniem Brenna aby mu był wydany, jako zaczepnik, Fabiusz Ambustus.
Większa część senatu, a najbardziej kapłani Feciales ganili Fabiuszów postępek, i żądali aby Gallom wydany był : ale gdy rzecz do ludu poszła, próżne były żądania, i owszem Fabiusz trybunem wojskowym okrzykniony został.
Obranie takowe mając sobie za wzgardę, zamyślali Gallowie o zemście, i zbliżali się ku Rzymowi, po drodze jednak, nad zwyczaj swój, zachowywali się skromnie. I gdy szli pomimo miasta, kazali obwoływać, iż do Rzymu jedynie zmierzają, i z Rzymianami tylko chcą mieć sprawę, wszystkich zaś innych narodów pragną zachowywać przyjaźń.
Nie ścierpieli Rzymianie, iżby ów dziki naród bez odporu kraj ich pustoszył : wyszli przeciw nim w liczbie czterdziestu tysięcy, zbrojnego w prawdzie, ale naprędce zaciągnionego żołnierza, i rozłożyli się obozem nad rzeką Allią. Gdy przyszło do bitwy, z taką natarczywością wpadli Gallowie na hufce rzymskie, iż oprzeć się ich popędliwości nie mogły : zajadłe a mnogie tłumy przeparły lewe wprzód skrzydło, to cofając się ku rzece wiele utraciło z żołnierzy, reszta chcąc iść w pław, w wielkiej liczbie pogrążoną została. Ci co byli na skrzydle prawem, mniej utraciwszy, poszli w rozsypkę zmierzając ku Rzymowi, reszta nocą schroniła się do Wejów.
Skoro wieść przyszła do Rzymu o tak wielkiej porażce, niezmierna powstała trwoga, i gdyby byli Gallowie szli prosto po otrzymanem zwycięztwie, nie znaleźliby żadnego odporu; ale zostali przez czas niejaki w obozie, trawiąc go na okazaniu radości i zbytkach, jako też i na podziale zdobytych łupów. Przez ten czas opłonęli Rzymianie z przestrachu; a nie dufając murom i twierdzom, któremi miasto było osłonione, przenieśli się do Kapitolu, i zabrali z sobą broń, rynsztunki wojenne, zgoła cokolwiek tylko ku obronie służyć mogło : reszta ludu schroniła się do okolic.
Gdy przyszło miasto opuszczać, panny Westalskie zabrawszy z sobą posągi bogów i rzeczy ku tajemnym ofiarom służące, schroniły się w miejsce bezpieczne, toż samo uczynili kapłani i ofiarnicy innych bożyszcz. Starcy zaś najznakomitsi, z których wielu takowych było, co pierwsze niegdyś piastowali urzędy, i tryumfy odnieśli, nie dali się do tego przywieść, iżby opuścić mieli rodowite siedlisko; a niegodną powagi i sławy swojej mieniąc ucieczkę i bojaźń, postanowili zostać, oddając się na ofiarę miłej ojczyźnie. Przybrani zatem w urzędowne szaty swoje, zasiedli wpośród rynku na krzesłach ze słoniowej kości, których używali w senacie, czekając spokojnie, jaki ich los potkać miał.
We trzy dni po bitwie podstąpił Brennus pod Rzym, a widząc bramy otwarte, zrazu wnijść nie śmiał, obawiając się jakowego podejścia; gdy jednak po niejakim czasie uznał, iż miasto było od mieszkańców opuszczone, wszedł w nie, i opanował Rzym w lat trzysta sześćdziesiąt po jego założeniu. Zastał na rynku starców owych poważnych, siedzących na krzesłach, wspartych na laskach, w głębokiem milczeniu; żaden z nich z miejsca się swego nie ruszył, z twarzy ich ani trwogi, ani zadziwienia znać nie było. Widok takowy zastanowił Gallów, i zdaleka patrzali na nich; w tem jeden śmielszy nad innych przystąpił do Maniusa Papiryusza, i zlekka ruszył dostatnią brodę jego. Nie zniósł tej nieczci starzec, i laską, którą w ręku trzymał, ranił mu głowę; czem żołnierz rozgniewany mieczem go przebił, a zatem i wszyscy inni, tak jak siedzieli na krzesłach, legli. Nastąpił potem rabunek miasta, a chcąc Gallowie zatrwożyć, a zatem przywieść do poddania tych, co się byli zawarli w twierdzy, zapalili domy, i całe miasto w perzynę poszło.
Przypuścili potem szturm do Kapitolu, ale gdy mężny odpor znaleźli, widząc iż oblężenie długo trwać będzie, rozdzielili wojsko, część jedna z królem została w Rzymie, druga we trzech częściach szła kraj okoliczny pustoszyć. Gdy niektórzy z nich zbliżyli się ku Ardei, gdzie wygnany naówczas Kamill przemieszkiwał, widok takowy wzbudził w nim chęć ratowania ojczyzny, i przemyślać począł, jakimby sposobem dać odpór nieprzyjacielowi, i przymusić go do odstąpienia od Kapitolu i wyjścia z kraju. Że zaś lubo liczni i dostatni Ardeanie, nie przywykli jednak byli do wojny, a bojaźń Gallów tym bardziej ich od przedsięwzięcia wojennego wstrzymywała, im mniej zdatnych do boju wodzów mieli; udał się przeto Kamili do ich młodzieży, i przekładał im, iż zwycięztwy, które nad Rzymianami odnieśli Gallowie, nie męztwu ich przypisać należało, jak raczej losowi, który w tym razie zwyciężonym sprzyjać nie chciał; że im oczywistsze jest niebezpieczeństwo, tym większa dla tych, którzy się na nie narażają, sława roście; teraz czas i pora zyskać ją, gromiąc tłumy dzikiego ludu : co łatwo stać się może przy stałości i męztwie. Skuteczne były Kamilla namowy, udał się zatem do starszych, i do tego przywiódł nakoniec, iż wszyscy jęli się do oręża.
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/682
Ta strona została przepisana.