wielkie mnóztwo wieśniaków do miasta w czasie najścia nieprzyjacielskiego, a to mnóztwo ludu skaziło powietrze. Żeby ile możności, złemu zabieżeć, kazał uzbroić sto pięćdziesiąt okrętów, i napełniwszy je żołnierzem, sam je wiódł ku nowej wyprawie, chcac przez to ulżyć miastu i obywatelów ocalić, którzy się z nim wyprawiali. Gdy miał wsiadać na okręt, słońce zaćmiło się nagle, aże widok takowy przestraszył żołnierzy i majtków, widząc to, zasłonił płaszczem swoim sternikowi oczy, i pytał go : czyli to zasłonienie sądził być rzeczą straszną; gdy odpowiedział, iż nie sądzi, rzekł : « Ta tylko teraz różnica między moim płaszczem, a tem co słońca zaćmienie sprawuje, iż ten mniejszy, a tamto większe. »
Podstąpił zatem pod miasto Epidaurum z flotą swoją, i obiegł je; ale zaraza na okrętach się pokazała; a nakoniec i jego samego doszła. Wrócić się przeto musiał, i chociaż chory, ile możności, zdobywał sił, aby przynajmniej poruczone sobie wojsko nazad do Aten odprowadził. I w tym stanie, w którym zostawał, doznał co może lekkość ludu i niewdzięczność : bezskuteczną wyprawę jemu jeszcze przypisano, odjęte mu zostało nad wojskiem przełożeństwo, i na grzywny skazanym został.
Stracił dalej w tej zarazie siostrę i syna starszego, ciosy te jednak zniósł mężnie : gdy nakoniec jedyny syn, który pozostał, umarł, silił się wprawdzie stłumić niezmierność żalu który ponosił, i był przytomnym pogrzebowi; gdy jednak przyszło kłaść wieniec, jak był zwyczaj, na martwe ciało, zwyciężyło kunszt przyrodzenie, i rzewnie zapłakał.
Widząc się bezdzietnym, zyskał, mimo własne prawo swoje, pozwolenie, iżby płód z nieprawego łoża mógł urzędownie przyswoić, i za zgodą obywalelów syn jego takowy, domieszczony był do prawa obywatelstwa, a jako prawemu potomkowi i następcy nazwisko ojcowskie nosić dozwolono.
Pamięć zasług jego i prac dla dobra kraju zmiękczyła nakoniec zawziętość nieprzyjaciół. Przywrócono mu jednostajnemi głosy pierwszą władzę, i wezwany był do objęcia rządów państwa; ale nie długo korzystał z tych względów sprawiedliwych wdzięcznego przecież nakoniec ludu. Osłabiony zarazą powszechną, śmiertelnie zachorował. I w tym jednakże stanie, póki mu tylko sił stawało, dopełniał obowiązków swoich; lud zaś im bliższą przewidywał śmierć jego, tym bardziej czuł stratę takową; gromadząc się więc zewsząd około domu jego, dawał znaki żalu, tym prawdziwszego, im mniej już było przyczyny, ażeby zwierzchnie tylko miał to okazywać.
Przed samem skonaniem, gdy siedzący przy łóżku jego najznakomitsi obywatele rozmawiali, jak wiele ojczyznie usłużył, i wielkiemi dziełmi sławę swoję wzniósł; przerwał rozmowę i rzekł : « Dziwuję się, iż stąd mnie wielbicie, w czem i los mógł mieć część swoję, a o tem nie wspomnieliście, iż przez cały czas władzy, żaden obywatel z mojej przyczyny płaszcza żałobnego na siebie nie przywdział. »
Dóm Fabiuszów przewyższał inne w Rzymie tem, czem się w równości przewyższać godzi, tojest wielkością dzieł i usługą ojczyźnie. Ten którego się życie, opisuje, nosił przydomek pradziada swego, dla wielkich zasług zwanego Maximus, a od brodawki, którą miał na twarzy, Verrucosus; że zaś w pierwiastkach wieku, dla dojrzałego nad lata rozsądku, zdawał się być zbyt powolnym i gnuśnym, rówiennicy przez żart mianowali go owieczką, Ovicula. Gdy wszedł w młodziaństwo, dał poznać, iż to co mniej bacznie gnuśnością mianowano, było rozsądkiem; nieporywczość, roztropnością; a mniemana nieczułość stałością i męztwem.
Poznając, iż stan Rzeczypospolitej potrzebował usług pracowitych i rady dzielnej, przyzwyczajał się wcześnie do wytrwałości i trudów, a w takowym tylko ćwiczył się rodzaju krasomowstwa, które uczy i wzrusza, nie wdziękiem brzmienia i wyrazów, lecz rzeczy istotą. Jakoż wymowa jego stosowała się do charakteru, który miał; me zasadzała się albowiem na kunszcie, ale pełna była rzeczy, zwięzłości i mocy.
W pierwszym konsulacie miał zdaną sobie wyprawę wojenną przeciw narodom Liguryi; pokonał je w bitwie, i zapędził w miejsca odludne, gdzie szukając ocalenia skryć się musiały.
W kilka lat potem przebył Annibal góry Alpy, i na czele dzielnego wojska wszedł w kraje włoskie. Zwyciężył wojsko rzymskie pod Trebią, i uprzątnąwszy takową postępowania przeszkodę, rozpostarł się w Toskanji, burząc i pustosząc tamtejsze okolice. Smutne zewsząd wieści przychodziły do Rzymu. Nie strwożyły jednak konsula Flaminiusza; zagrzewał on senat i pospólstwo, aby stawiwszy nowe wojsko wyprawili je na poskromienie nieprzyjaciela. Sprzeciwiał się takowej porywczości Fabiusz, radząc poczekać lepiej, aż się sam Annibal zle opatrzony, własnem zwycięztwem zniszczy, a dopiero wówczas dokonywać jego zgubę. Ale umysł burzliwy Flaminiusza nie dał się przeprzeć; wstydem Rzymu mianował zwłokę w ukaraniu zuchwałego zaczepnika. Nie ścierpię tego (mówił) abym go, jak niegdyś Kamillus, u bram Rzymu zwyciężał. Szedł więc z nowo zaciężnym żołnierzem przeciw Annibalowi, i przy brzegach jeziora Trazymenu zwarł bitwę, w której taką żwawością z obustron potykały się wojska, iż żaden z walczących nie postrzegł trzęsienia ziemi, które wówczas przypadło, a było tak gwałtowne, iż góry się padały, a kilka miast okolicznych wywróconych z gruntu zostało. Zginął Flaminiusz stawając mężnie. Rzymianie, mimo najusilniejszy odpór, strociwszy wodza, cofać się musieli, a tak natarczywie ścigani byli, iż piętnaście tysięcy na placu legło, bardzo zaś wielu dostało się w niewolą. Kazał szukać Annibal ciała Flaminiusza, aby mu obchód pogrzebowy sprawił, ale w liczbie pobitych znaleźć go nie można było.
Wiadomość o tak wilkiej porażce przeraziła Rzymiany: zdało się wszystkim w tak nagłym przypadku obrać dyktatora, któryby złemu jak najśpieszniej zaradził, i nikt się zdolniejszym nie znalazł do piastowania tej władzy, nad Fabiusza. Obrał natychmiast namiestnikiem swoim Lucyusza Minucyusza; a oddawszy zwykłe bogom ofiary, wyszedł z Rzymu; nie żeby się wstępnym bojem ze zwyciężcą Trazymenu potykał, ale z mocnem przedsięwzięciem opierać się takowym sposobem, iżby do boju nie przyszło, a zwłoką czasu zmniejszały się siły nieprzyjaciela, zwycięztwy już znacznie osłabione.
Nim jeszcze z Rzymu wyszedł, żądał aby uwolnionym był od zwyczaju dawnego, który zabraniał dyktatorowi używać konia; w czasie wojny rzecz była, we-