Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/697

Ta strona została przepisana.

jemu zaczynali się cofać Rzymianie. Gdy to widział Marcyusz, przypadł im na pomoc, i tak dobrze wsparł, iż zwróciwszy się nazad przymusili Wolsków do ucieczki; ścigał w też tropy uchodzących Marcyusz, i oparł się aż o bramy miejskie. Widząc zaś, iż dla pocisków i strzał, które z murów puszczano, nikt się dalej posunąć nie śmiał za uciekającemi, wpadł razem z nimi w miasto; tam gdy się sam tylko obaczył, wzmógł wszystkie siły, i z taką żartkością stawił się, iż żaden mu się oprzeć nie śmiał. Pędził więc tłum zbiegły przed sobą. Rzymianie wzmożeni i pobudzeni przykładem jego, uderzyli na miasto, i otwartemi bramami weszli. Rzucili się na rabunek, ale ich wstrzymał Marcyusz, a osadziwszy miasto szedł na pomoc konsulowi, i zastał, iż jeszcze do bitwy z nieprzyjacielem nie przyszło. Doniósł zatem o zdobyciu Koryolów, a stawiony przeciw Ancyatom, którzy byli na pomoc Wolsków przyszli, złamał pierwszy ich szyki; obskoczony od bocznych hufców, ledwieby już im podołał, gdyby mu konsul nie przysłał na wsparcie kilka rot świeżych : z temi do reszty pokonał nieprzyjaciela. A poszedłszy w pogoń, gdy zbyt znużonego zatrzymać chciano, wyrwał się z rąk swoich żołnierzy mówiąc « Zwyciężca być zmordowanym nie może, » i jeszcze dzielniej niż zaczął, dokonał boju.
Otrzymali Rzymianie zupełne zwycięztwo a gdy nazajutrz zgromadziło się wojsko, zaczął rzecz konsul od dziękczynienia bogom; obróciwszy się potem do Marcyusza, uwielbiał czyny jego, i dziesiątą mu część wszystkiej zdobyczy nieprzyjacielskiej odkazał, a nadto dał mu jeszcze od siebie dzielnego konia w upominku. Pochwaliło wojsko szczodrobliwość wodza. Marcyusz zaś zabrawszy głos tak mówił. « Z wdzięcznością odbieram konia, pochwały wodza mojego czule przyjmuję, i na tem przestawać chcę; niech zdobycz wszystka idzie na moich współbraci; tego tylko żądam, aby, ponieważ w liczbie niewolników się znajduje jeden, z którym w przyjaźni zostawam, ten mógł wolność pozyskać. » Zezwolił nato konsul, i powtórzonemi odgłosami uwielbiło wojsko wzgardę bogactw i czułość znakomitego bohatyra. Gdy okrzyki ustały, rzekł Kominiusz : « Towarzysze! nie rzecz przymuszać Marcyusza do brania darów. To mu dajmy, czego odrzucić nie może : na wieczną pamiątkę dzieł swoich znamienitych, niech się zwie odtąd Koryolanem. » Jakoż do dwóch, które przedtem nosił, nazwisk, Kajus, Marcyusz, trzecie to powziął naówczas, i od niego się pospolicie mianował.
Po szczęśliwie zakończonej wojnie znowu lud powstał przeciw Patrycyuszom z przyczyny drogości zboża. Trybunowie widząc żywności niedostatek, złożyli winę drożyzny na majętnych, jakoby oni zamknąwszy swoje szpichlerze, byli przyczyną głodu jedynie dlatego, aby się mścili nad ludem. Gdy się to działo, przybyli posłowie od Welitrów poddając miasto swoje, a bardziej chcąc się złączyć i przyswoić z Rzymianami. Prosili więc, aby przysłano do nich osadę, ponieważ dla chorób zaraźliwych ledwo ich dziesiąta część została. Bardzo radzi temu byli znakomitsi obywatele : wysyłając albowiem z miasta mieszkańców, znajdowali ulgę zgłodniałemu Rzymowi, a przez to zabiegali buntom, któreby z takowej przyczyny powstać mogły.
Spisali konsulowie tych, których posłać miano, i kazali im się wybierać; wielu innych zaciągnęli na nową wyprawę przeciw Wolskom. Takowemu rozrządzeniu sprzeciwili się Trybunowie Sycyniusz i Brutus, ganiąc osadę w miejscu zapowietrzonem, i zaciąg na wo:nę mniej potrzebny, i owszem szkodliwy: ale senat przeparł ten odpór za przewodnictwem Koryolana, stanął za konsulami, i osada z Rzymu wyszła. Lecz gdy do zaciągu przyszło, lud rozgniewany użyć się nie dał. Widząc to Koryolan zebrał przyjaciół, powinowatych i domowników, i lubo w małym poczcie szedł na nieprzyjaciela, i tak szczęśliwie, iż powrócił do Rzymu ze zdobyczą : nic z niej jednak dla siebie nie zatrzymując, wszystkę między towarzysze wyprawy rozdał, tak zaś była znaczna, iż wielu się z niej dostatnie zapomogło. Dzieło takowe zamiast tego iżby szacunek Koryolanowi i miłość zjednało, tym srożej oburzyło lud, zwłaszcza gdy widzieli, iż zdobycz nie dla nich poszła.
Gdy czas przyszedł obierania konsulów, stanął w liczbie starających się o ten urząd Koryolan; lud chociaż mu był przeciwny, miał jednak wstręt odrzucić prośby tak zasłużonego ojczyznie męża, zwłaszcza gdy ukazywał blizny ran, i przypominał siedmnastoletnie wojny, na których tyle niebezpieczeństw poniosł; i już był skłonił do siebie umysły. Ale gdy dnia ostatniego wszedł na plac, otoczony senatem i w wielkim orszaku Patrycyuszów, okazałość takowa zdała się być mniej przyzwoita proszącemu : odrzucili go więc powszechnie, i dwóch innych konsulów wyznaczyli.
Wzgardzonym się uznał senat i Patrycyuszowie. Koryolan popędliwy odchodził prawie od siebie z gniewu, i pałał zemstą. Ujęło mu albowiem było przyrodzenie dwóch najistotniejszych przymiotów do zyskania serc : umiarkowania i cierpliwości; a zbyt ulegające wychowanie nie wykorzeniło, a przynajmniej nie zmniejszyło przeciwnych przywar. Szedł więc pełen rozpaczy do domu z licznem, które go otaczało, gronem młodzieży : ci im większą cześć wyrządzali mistrzowi swemu w żołdzie wojskowym, tym żywiej ich oświadczenia żarzyły gniew jego.
Właśnie w tych czasach wiele żywności do Rzymu przyszło : jedne zboża kupiono w Sycylji, drugie Gelon tyran Syrakuzy przysłał w podarunku. Zgromadził się natychmiast lud zgłodniały, i otoczył miejsce rady, spodziewając się, iż to co dał Gelon, darmo rozdane, co w Sycylji kupiono, tanio przedawane będzie : i takie było zdanie niektórych senatorów; ale Koryolan sprzeciwił się i podziałowi i taniej sprzedaży, mieniąc w uraźliwych wyrazach lud buntowniczym; nieposłusznym, zuchwałym, i zbyt zaufanym w mocy swojej. Powstał przeciw świeżo nadanemu przywilejowi obierania trybunów; gdyż zdawało się, jakoby był nagrodą rokoszu i obelżywej ucieczki. To słysząc trybunowie wyszli z senatu, i udali się do pospólstwa, opowiadając, jak je znieważano, i wzywając ku wspólnej obronie. Słowa takowe złączone z narzekaniem obruszyły gmin niezmiernie, i ledwo nie przyszło do kroków gwałtownych. Trybunowie wstrzymali lud, iż się na senat nie rzucił, zwalając winę na samego tylko Koryolana. Posłano więc, aby go senat stawił; ale gdy liktorów ode drzwi odepchnięto, szli sami trybunowie wraz z edylami, aby go przywieść. Jakoż już był ujętym, lecz go Patrycyuszowie z rąk ich wyrwali; i przyszłoby było do większych gwałtowności, gdyby noc nie zaszła.
Widząc konsulowie nazajutrz rozruch i zamięszanie,