trwożni o bezpieczeństwo publiczne zwołali senat, aby uradzić sposoby, któremiby lud mógł być ubłaganym. Przekładali i wymawiali senatorom niewczesną porywczość, którą oburzyli lud przyzwyczajony do rozruchów, i tym większą mający śmiałość, ile że mu się ostatni powiodł. Większa część senatorów skłoniła się ku ubłaganiu : wyszli więc z rady konsulowie, i udawszy się do zgromadzonego ludu, uśmierzyli go nieco, usprawiedliwiając senat z zarzutów, które nań czyniono, i upewniając względem nadeszłego zboża, jako wszystko się statnie, wedle powszechnego żądania.
Powstali trybunowie z miejsc swoich i chwaląc umiarkowanie senatu, tożsamo za lud przyrzekli, z tym jednak dodatkiem, iż Koryolan obrażający stawić się ma ku usprawiedliwieniu; dla tego zaś to czynili, aby jeźli się nie stawi (czego po jego sposobie myślenia spodziewać się było można), obruszył hardziej jeszcze na siebie lud; jeźliby zaś stanął przełamaliby upór nieprzekonanego dotąd w zawziętości nieprzyjaciela.
Stanął Koryolan, ale zamiast prośb i upokorzenia przywdział postać napominającego i oskarżyciela; zuchwałemi wyrazami lżył lud nieposłuszny i krnąbrny. Gdy mówić przestał, weszli trybunowie w radę : po tej skończonej dał wyrok jeden z nich Sycyniusz, iż lud skazuje na śmierć Koryolana, aby ze skały Tarpejskiej zepchniętym został.
Chcieli się go więc jąć edylowie, jak im było przykazano, ale otaczający zewsząd Patrycyuszowie Koryolana, jedni błagali lud, drudzy mieli się ku obronie; i już tylko co nie nastąpiło krwi rozlanie; gdy wdawszy się pomiędzy ów tumult niektórzy z celniejszych obywatelów, uśmierzyli trybunów, i na tem stanęło : aby pierwej był sąd, nim wyrok nastąpi. Zapoznano więc Koryolana, aby się trzeciego dnia stawił.
Właśnie w przeciągu tych trzech dni powróciły z zakończonej już wojny przeciw Ancyatom wojska rzymskie : wzniosło to lud, ale zatrwożyło Patrycyuszów. Bojąc się więc o los Koryolana szukali sposobów, jakby go z niebezpieczeństwa uwolnić. Senat lubo mu sprzyjał, nie wiedział co czynić, zostając w niepewności między nadzieją wybawienia jego, a bojaźnią nowego zamięszania.
Widząc na co się rzeczy zanosiły Koryolan, pytał trybunów, o co go przed pospólstwem skarżą? Oto rzekli, iż chcesz być królem, i mamy na to dowody. Stawię się więc, odpowiedział Koryolan, stanę przed ludem nienawistnym i uprzedzonym, i gotów jestem śmierć podjąć, jeźli przekonanym zostanę. Jakoż w dniu wyznaczonym stanął u sądu, ale o królestwie nie uczyniono wzmianki : o to go powoływano, iż urząd trybunów chciał znieść, rozdawaniu i przedaży nadeszłego zboża sprzeciwiał się, a nakoniec, iż zdobyczy z Ancyatów nie wniósł do skarbu, ale między swoich rozdał. Gdy przyszło do kreskowania, padł wyrok skazujący go na wygnanie wieczne. Zdał się być nań nieczuły, a powróciwszy do domu, płaczącą żonę, z matką gdy żegnał, wzbudzał je ku mężnemu wytrzymaniu srogiego losu, a to wyrzekłszy z miasta wyszedł, i dni kilka na wsi przemieszkał, myśląc o tem, gdzieby się dalej miał udać.
Po wielu rozmaitych uwagach przemógł nakoniec duch zemsty; postanowił więc iść do nieprzyjaznych Rzymowi sąsiadów, nakłanić ich do wojny i walczyć na ich czele przeciw niewdzięcznej ojczyźnie. Najzdatniejszy ku takowemu przedsięwzięcu zdał mu się naród Wolsków, lubo świeżo przez niegoż samego zwyciężony, przecież jeszcze w siły zamożny.
Był w mieście Ancyum, i tam przemieszkiwał zwyczajnie niejaki Tullus Amlidyus, mąż między Wolskami znamienity i walecznością sławny tak dalece, iż go na wzór króla wszyscy szanowali. Do jego domu prosto przyszedł Koryolan, z tej najbardziej przyczyny, iż go znał być Rzymianom najprzeciwniejszym. Nie mówiąc żadnego słowa, usiadł w przysionku domu jego. Zadziwieni domowi nie śmieli go z miejsca ruszyć, dali tylko znać gospodarzowi, który natychmiast przyszedł, i pytał Koryolana, ktoby był? i czego żąda? Podniosł głowę naówczas Koryolan, i rzekł : « Jeźli mnie jeszcze nie poznawasz, albo jeżeli nie dowierzasz wzrokowi i swemu, gdy mnie oglądasz, wiedz, ja jestem ów Marcyusz, którym tyle złego Wolskom nadziałał. Przydomek mój Koryolan dowodem tego, co mówię. Jeżeli śmiesz wojować z Rzymiany, korzystaj z mojego nieszczęścia; stanę na czele, i dzielniej jeszcze, niż z wami niegdyś, z nimi walczyć będę. Jeźli się mimo to, coć mówię, wojny z nimi lękasz, na nic mi się zda żyć, ani tobie oszczędzać nieprzyjaciela. » Niezmiernie ucieszony Tullus rzekł : « Wstań Marcyuszu, i zabieraj ufność; czynisz nam dar bez szacunku, gdy siebie dajesz : bądź pewen o Wolsków wdzięcznosci. »
Po odejściu Koryolana powiększyły się jeszcze bardziej w Rzymie zamięszania, poróżnienie Patrycyuszów z gminem przyszło do ostatniego stopnia zapalczywości, a bojaźń coraz większych rozruchów przerażała umysły obywatelów nieuprzedzonych.
Złączony z Tullusem Koryolan wzbudzał Wolsków do wojny : wyprawiono zatem do Rzymu posły, wymagając oddania miast i krajów przez wojny dawniejsze zdobytych. Obrażony takową zuchwałością senat, dał odpowiedź : « Jeźli Wolskowie pierwsi broń podniosą, Rzymianie ostatni ją złożą. »
Uchwalono więc wojnę przeciw Rzymowi, i wezwano do rady Koryolan, po której władza nad wojskiem jemu z Tullusem oddana została.
Zemsty niecierpliwy, nim się wojsko skupiło, zebrawszy domowników i przyjaciół, których był tam sobie zjednał, wpadł w kraj rzymski, i taką zdobycz zyskał, iż wystarczyć jej dowozowi Wolskowie nie mogli. Żeby zaś tym bardziej jeszcze Rzymianom dokuczył, umyślnie ocalał i nietykane zostawiał włości Patrycyuszów a co było gminnych należytością, rabował i niszczył. Gdy się o tem dowiedziano w Rzymie, tym większe wszczęły się rozruchy; rozdrażnione albowiem pospólstwo zadawało ocalonym spółkę z Wolskami i Koryolanem.
Za zgromadzeniem się wojska pierwszy Koryolan z przednią strażą wyszedł w pole. Opanował Cyrceum, wszedł potem w kraj niegdyś Latynów, gdzie mu się kilka miast poddało; te które przystępowały dobrowolnie, nie doznawały żadnej przykrości; gdzie znalazł odpór, surowo karał. Wziął szturmem miasto Bole o dwanaście mil od Rzymu, a że tamtejsi mieszkańcy najdłuższy dawali odpór, zburzył miasto i w pień ich wyciął. Gdy obiegł Lavinium, strwożyli się Rzymianie, i chciał lud znieść wyrok przeciw Koryolanowi, ale się senat takowej (jak zwał) podłości oparł; o czem gdy się dowiedział Koryolan, porzuciwszy Lavinium szedł prosto do Rzymu.
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/698
Ta strona została przepisana.