Virgil.
Już się był mieczem zwycięzkim zbyt wsławił
Naród, na zemstę od Boga zesłany;
Już w krwi niewinnej od wieków się pławił;
Jednak w zapędzie nieuhamowany,
Niesyt, że tyle dzieł okrutnych sprawił;
Dumny potęgą i sławą zagrzany,
Groził i reszcie, a srogim bułatem
Chciał przelęknionym zawiadować światem.
Na państwa Greków wspaniałych ruinach,
Tron swój postawił Bisurman zuchwały,
Rozciągnął władzę po wielu krainach,
Mnogie królestwa jemu hołdowały:
Miasta i grody zagrzebał w perzynach,
Na hasło jego narody zadrżały;
Zadrżały państwa trwożnemi odgłosy,
Kiedy się wzmagał na śmiertelne ciosy.
Miasta pańskiego padły świetne mury,
Córki Syonu jęczały od wieka:
Gmachy wybornej upadły struktury;
A które wielbił przychodzień zdaleka,
Opustoszałe miejsca świętej góry,
I grób, co chował Boga i człowieka,
I gdzie zbawienia dzieło rozpoczęte;
Sprośny pohaniec deptał miejsca święte.
Osman waleczny nad niemi panował,
Osman co państwa granic rozprzestrzenił:
W ślady ubite swych ojców wstępował,
I do dzieł wielkich nigdy się nie lenił.
Żeby ich jednak lepiej naśladował,
Pragnął, ażeby wiernych wykorzenił.
Bezbożny! mniemał, że to ludzka siła
Zniesie, co bozka ręka uczyniła.
W tych był zamysłach; a duchy piekielne
Coraz goręcej chciwe żądze pasły:
Snują mu w oczach laury nieśmiertelne,
I uszy pieszczą zwycięzkiemi hasły.
Mienią płacz nędznych w okrzyki weselne,
A w sercu niecą ogień niewygasły:
Tymto pozorem szczęśliwi i zręczni
Gnębią narody zbójcy stutysięczni.
Nie zna spokojność gmachów okazałych,
Częściej sen smaczny w lepiankach się mieści.
Ucieka z tłoku projektów wspaniałych,
Rzuca monarchów, z rolniki się pieści:
Nie może zamknąć powiek ociężałych
Osman, chociaż się w miękkiem łożu mieści;
Już nad świtaniem blask jutrzenki gasnął,
Kiedy strudzony, mdłym snem ledwo zasnął.
Ten, co fałsz sieje i nieprawość miota,
Duch odrzucony od Stwórcy oblicza,
Staje przy łożu, gdzie kotara złota
Śklniła, danina Indów hołdownicza.
Zmyśla postawę, a tajemna cnota
Głos mu człowieczy i członki użycza.
Wziął Mahometa podobieństwo na się,
I tak do tego, co śpi, odzywa się.
«Nie czas, ò synu, na miękkiej pościeli
«Wygody szukać i rozkosz używać.
«Już świetna zorza poranek weseli,
«Już gwiazdy zgasły, już się pokazywać
«Zaczyna słońce. Czas, by cię widzieli
«Ci, którym dzielnie zwykłeś rozkazywać.
«Wstań, i daj przykład obudzony wcześnie,
«Że nie gnuśniejesz zatopiony we śnie.
«Wstań, a bądź takim, jakim być przystoi
«Temu, kto rządzi zwycięzkim narodem,
«Co nie do pierza przywykł, lecz do zbroi,
«I słońce czuły uprzedza przed wschodem;
«Już cię na placu oczekują twoi,
«Ukaż się, i bądź do tego powodem:
«Ażeby mężność, co twój naród wzniosła,
«Wzmogła się jeszcze i bardziej urosła.
«Masz pole do niej otwarte przed tobą;
«Sława, cel wielkim duszom pożądany,
«Niechaj cię wzbudzi: sam twoją osobą
«Staw się na czele wojsk, zgnęb Chrześcijany:
«Niech się ich ziemia okryje żałobą,
«A krwią niewiernych miecz zafarbowany,
«Niech czyni twoim wdzięczne widowiska,
«Miecz Ottomański, co się na śmierć błyska.»
Jak żubr ogromny, co w pieczar zaciszy,
Mocnym snem zdjęty, na miękkim mchu leży,
Kiedy głos trąby myśliwskiej usłyszy,
Powstaje z rykiem, grzywa mu się jeży,
Pryska zajadły, i okropnie dyszy,
A próżen strachu, oślep w odgłos bieży.
Takim się z łoża porwał Osman skokiem,
Wskróś przerażony prorockim widokiem.