Jedyny był prawie w liczbie ubogich współziomków jego Epaminondas, który ofiarowanych sobie darów przyjmować nie chciai. Gdy go więc Pelopidas zbogacić, tak jak pragnął, albo przynajmniej zapomodz nie mógł; postanowił naśladować go w wstrzemięźliwości, pracy, mierze, cierpliwości, zgoła w tem wszystkiem, co czyni człowieka prawym, a przez to zdatnym towarzystwu.
Powziął był Epaminondas, jako szacowne po przodkach swoich dziedzictwo, ubóztwo i wstrzemięźliwość, i uszlachciał sposobem myślenia swój niedostatek. Wstępując w ślady cnotliwego współziomka Pelopidas, wylał się cały na usługi kraju, i zmniejszył przez to majątek swój; o co gdy był strofowanym, wskazał na przytomnego kalekę i rzekł : « Tacy tylko bez pieniędzy obejść się nie mogą. »
Równie z Epaminondą Pelopidas zrodzony był do cnoty, bardziej się jednak nad tem zastanawiał, co zwierzchnie wzmacnia, niżli towarzysz i przyjaciel jego. który jedynie do tego dążył, aby doskonalił umysł i brał coraz większy postęp w cnotliwem ćwiczeniu.
Gdy więc czas trawił Pelopidas na polowaniu, szermierstwie, i kunsztach zapaśniczych; Epaminondas odwiedzał szkoły filozofów, pisma ich czytał, i szukał rozmów uczonych, którym się z korzyścią mógł przysłuchiwać.
Pierwiastki więc ich młodości, lubo w odmiennych zabawach strawione, zmierzające jednakże do jednegoż wspólnego celu, skojarzyły między nimi ścisłą i nierozerwaną przyjaźń do śmierci. I chociaż piastowali urzędy najwyższe w ojczyźnie, wiedli wojska, zgoła do najcelniejszych spraw kraju użyci byli, żadna okoliczność uszczerbku w wspólnem przywiązaniu nie uczyniła. Rzadki wprawdzie i ledwo kiedy widziany ten przykład oznacza, iż cnota, a przeto wzajemny szacunek, ogniwem był tych wspólnych związków.
Od niejakiego czasu powzięli byli Lacedemończykowie przeciw Tebanom nienawiść, a ta stąd pochodziła, iż widząc, jak się coraz bardziej wzmacniali, obawiali się, iżby takowe wzmożenie nie było im ku szkodzie. Przemyśliwali więc, jakby temu zabieżeć, i nakoniec dokazali tego podejściem, gdy zdobyli zamek w Tebach i zwany Kadmeą. Tebańscy obywatele nie mogąc wyprzeć tam osadzonych Spartanów, słali posły do Sparty zanosząc skargi przeciw wodzowi ich Febidzie, który takowe bezprawie ważył się w czasie pokoju zdziałać. Ale Spartanie zbyli rzecz godnym wzgardy i pośmiewiska wynalazkiem; skarali albowiem grzywnami winnego niby Febidę, wziętego zaś zamku oddać nie chcieli.
W takowej okoliczności szukali Tebanie wsparcia i pomocy od sąsiadów; jedni więc opuszczając miasto udali się do Aten, drudzy chcąc się schronić w okolicach, postradali życia w zasadzkach, które tyran Teb Archias był zgotował. Znajdował się naówczas Pelopidas w Tebach, a widząc z niezmierną czułością zamek od Spartanów opanowany, miasto w jarzmie tyrana; udał się do Aten za ziomkami swojemi, którzy tam byli pierwej schronienie znaleźli.
Chwalebna żądza wybawienia ojczyzny tkwiła ustawicznie w ich sercu; zmawiając się na to, a szukając i sposobów, jakby dzieło wykonać, zebrali się w liczbie czterdziestu sześciu, i postanowili między sobą zacząć przedsięwzięcie od zgładzenia ze świata tyrana. Wrócili zatem do Teb, a dowiedziawszy się o tem Archias, iż się znajdowali w domu niejakiego Charona, kazał go do siebie przyzwać. Gdy przyszedł, zastał go przy bankiecie; spytany : coby byli za ludzie, którzy kryjomo tego wieczora do Teb weszli, lubo strwożony zapytaniem, śmiało odpowiedział, iż na rozkaz jego będzie się o nich badał. Puścił go zatem tyran od siebie, sam zaś znacznie podpity, wrócił do biesiady. Gdy rzecz jak się miała, opowiedział Charon Pelopidzie i towarzyszom jego, zgodzili się wszyscy, aby iść tam, gdzie Archias godował, i odebrać mu życie. Jakoż zastawszy go w pijaństwie, łatwo dzieło wykonali, a przy tyranie wspólnicy jego Filip, i wielu ze straszyzny jemu sprzyjającej, zginęło.
Skoro się to stało, wysłał Pelopidas do Aten dając znać znajdującym się tam wygnańcom, aby jak najśpieszniej przybywali na pomoc; a tymczasem miasto całe w niezmiernej zostawało trwodze i zamięszaniu. Zbiegli się zewsząd mieszkańcy na odgłos tumultu, a nie wiedząc doskonale, co się stało, wszyscy z niecierpliwością czekali poranku. Pora takowa nader była zdatna Spartanom w zamku zawartym, opanować miasto, ale bojąc się podejścia, nie umieli z niej korzystać, i tym sposobem uszły Teby niewoli.
Gdy się dzień pokazał, i już dobrze widoki rozeznać było można, złączył się z Pelopidą i towarzyszmi jego Epaminondas, i przywiódł z sobą wielu przyjaciół i znajomych, a wezwawszy jeszcze do siebie ofiarników, w znacznej już liczbie okazali się na rynku, i tam zgromadzonemu ludowi ogłosili śmierć tyrana, a zatem powrót wolności. Potwierdził okrzyk radosny spełnione dzieło, i natychmiast przywódcą wojka ogłoszony Pelopidas wraz z wygnańcami, którzy właśnie wtenczas z Aten nadeszli, przypuścił szturm do zamku, i zostających tam Spartanów po krótkim odporze do wyjścia przymusił. Niedaleko od miasta spotkał ich przybywający na odsiecz z znacznem wojskiem Kleombrot; wrócił natychmiast do Sparty, gdzie dwóch ze starszyzny, którym straż zamku Kadmei była poruczona, Hermippa i Arcyssa skazano na śmierć : mniej obwinionego trzeciego Dyzaoryda na tak wielkie grzywny, iż nie mogąc ich wypłacić, z kraju wynieść się musiał.
Wkrótce potem zebrali Spartanie wojsko znaczne i wkroczyli w Beocyą. Ateńczykowie nie chcąc się wdawać w wojnę, zrzekli się byli przymierza z Tebanami. Widząc jednak, iżby nakoniec ci opuszczeni wydołać nieprzyjaciołom tak potężnym nie mogli, odnowili związki przyjaźni i społeczeństwa, i wygotowali posiłki naprzeciw wspólnemu naówczas nieprzyjacielowi.
Wojna zrazu nie szła natarczywie, częste jednak bywały potyczki, w których Tebanie okazywali dzielność swoję, i opierali się żwawo nieprzyjaciołom; często przychodziło, iż Spartanie ustępować z placu musieli. Razu jednego gdy z takowej mniej fortunej dla siebie bitwy raniony ich król Agiezylaus powracał, napotkawszy go Antalcydas w tym stanie rzekł : « Otoż masz nagrodę tego, żeś Tebanów wojować nauczył. » Luboć to poniekąd prawdziwie było powiedziano, przykładali się jednak do takowego ćwiczenia wodzowie Tebanów Pelopidas z Epaminondą, równie waleczni, jak i roztropni. Umieli oni wzniecać zapał, ale też wiedzieli, kiedy go hamować, a korzystając z najmniejszych okoliczności, dążyli do jednego celu, aby jak najdogodniej ojczyźnie służyć. Miedzy wielą innemi dzielnemi czynami, które w tej wojnie zdziałane były, w jednej
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/709
Ta strona została przepisana.