potyczce Pelopidas własną swoją ręką wodza nieprzyjaciół Pantoidę zabił, w drugiej zginął ów Febidas, który był niegdyś podejściem zamek Kadmeą opanował.
Złym zaczętej wojny skutkiem rozdrażnieni Lacedemończykowie, uczynili wyprawę ku Lokrom, z tej gdy powracali, Tebanie którzy ze swojej strony szli od Orchomenu, zaszli im drogę. Stanęły naprzeciw siebie obadwa wojska, gotując się na bitwę : wtem niektórzy z Tebanów strwożeni niespodziewanem zejściem, dali się z tem słyszeć w obecności Pelopidy, iż wpadli w ręce nieprzyjaciół. A czemu nie oni w nasze? rzekł Pelopidas, i nie tracąc czasu rozkazał natychmiast jeździe, która była wówczas na odwodzie, ażeby stanęła na czele, i jednymże zapędem uderzyła zaraz na pierwsze półki Spartanów. Wszczęła się bitwa z obu stron sroga i zapalczywa, gdyż je równie chęć sławy bodła. W pierwszym zapale zginęli wodzowie nieprzyjaciół Gorgoleon i Teopomp : zmieszały się natychmiast Spartanów szyki straciwszy dowódców, a Tebanie korzystając z szczęśliwej pory, zupełne otrzymali zwycięztwo.
Działo się to pod Tegira. Po oddanych bogom dziękach i pogrzebaniu zwłok, Pelopidas na miejscu zwycięztwa postawił, według zwyczaju owych czasów, z łupów nieprzyjacielskich, napomnik wygranej, i wrócił do Teb z tym większą sławą, iż nigdy dotąd tak wielkiej straty w boju Spartanie nie ponieśli. Dała się naówczas poznać, iż nie do miejsca (jak mniemano o Sparcie) waleczność jest przywiązana, ale się tam krzewi i wzrasta, gdzie młodzież ma wstręt od złego, a ku cnocie i sławie się garnie.
Głośne to było zwycięztwo; powzięta o niem wieść zdziwiła Greków i tak wzruszyła, iż obawiając się Tebanów przemocy, słali zewsząd posiłki Lacedemonie. Wzmożeni wsparciem zebrali się na nową wyprawę, i zebrawszy nierównie znaczniejsze, niż przedtem wojsko, wysłali z niem Kleombrota, jednego z królów swoich.
Wzajemnie Tebanie oddali rząd wojska kilku wodzom, między którymi był Pelopidas, i wiódł ów hufiec sławny, który w Tebach świętym zwano, złożony zas był z samej młodzieży, którzy wszyscy wieczną sobie przyjaźń poprzysięgli i nieodstępną w boju pomoc.
Wybór ten młodzieńców stawał zawsze na czele, i aż do owej pod Cheroneą Greków porażki, trwał nigdy nierozerwany. I nie dziw, iż tak czułym sercom towarzyszyło zwycięztwo.
Gdy już miał na koń wsiadać Pelopidas, prosiła go z płaczem żona, aby się ochraniał; zwracając się więc do niej rzekł : « Młodym to, moja żono, zalecać trzeba; wodzom zaś to tylko, aby młodych ochraniali. »
Jak się już namieniło, wyprawa Tebanów miała wodzów kilku : na pierwszej wojennej radzie poparł zdanie przyjaciela swego Epaminondy, aby iść wstępnym bojem bez żadnej zwłoki na nieprzyjaciela. Zgodzili się na to wszyscy. Epaminondas objąwszy najwyższą władzę, otrzymał owe sławne pod Leuktrami zwycięztwo, które go nieśmiertelną sławą okryło, niemniej i Pelopidę, gdyż się do niego najdzielniej przyłożył. Cios ten był srogi na Spartę : odtąd słabieć poczęła, i srożej jeszcze potem znękana pod Mantyneą, już nie odzyskała odjętej sławy.
W następującym roku razem z Epaminodą wysłani byli przeciw sprzymierzeńcom Spartanów; ale tamtejsze okolice zwiedziwszy, a nie znalazłszy odporu, zyskali zdobycz znaczną : szli dalej ku Arkadyi, i tam zamięszania wewnętrzne wdaniem się swojem uspokoili.
Odwiedli potem od przymierza z Lacedemoną Messeńczyków, i kraj ich uwolnili od jarzma które byli włożyli na nich ci zbyt mocni, niby to przyjaciele.
Wewnętrzne w Macedonji zamięszania po śmierci Alexandra króla tamtejszego, którego był brat własny Ptolemeusz z życia wyzuł, sprowadziły tam z nakazu Tebańczyków Pelopidę, ażeby sprzymierzony naród z owego nierządu wywiódł. Ale gdy rzecz już szła do ugody, zdradnie pojmanym został od Alexandra tyrana w Ferach, który go natychmiast w więzieniu osadził. I w tym okropnym stanie zachował zwykłą wspaniałość umysłu : ile razy go albowiem odwiedzał tyran, tyle razy wyrzucał mu na oczy okrucieństwo i bezbożność jego : a gdy tyran rozgniewany rzekł : « Jako widzę, ty chcesz zginąć. Chcę, odpowiedział, abym moją śmiercią twój zgon przyśpieszył. »
Wieść niewoli jego gdy się rozeszła, oburzyli się przeciw tyranowi sąsiedzi jego Tessalczykowie. Tebanie zaś znaczne wojsko słali na wyzwolenie Pelopidy, i przełożyli nad niem Epaminondę. Ten obawiając się, aby rozdrażniony tyran, nie odebrał życia przyjacielowi, zwlekał rzecz tak roztropnie, iż wymusił na nim wyzwolenie jeńca, strasząc tyrana zdaleka, a przez to nakłaniając ku ugodzie, od której widział, że i własne jego życie było zawisło.
Doszła była wiadomość do Teb, iż Spartanie słali posły, chcąc wnijść z Artaxerxem królem Perskim w przymierze, aby ich przy władzy dawnej i górowaniu w Grecyi utrzymał. Chcąc zabieżeć takowym działaniom, wysłali także od siebie w poselstwie do tegoż króla Pelopidę, ile że wiadoma była Persom sława i wziętość jego, i przeto gdy się tam stawił, wielce poważany był i uczczony. Stawiony przed królem, względy jego dla siebie zyskał, i gdy do przełożenia powodów poselstwa przyszło, tak rzecz dokładnie wyłuszczył, iż odwiodł monarchę od przedsięwzięcia, a Spartańscy posłowie próżną się złudziwszy nadzieją, powracać musieli, nie tylko bez otrzymania żądanej odpowiedzi, ale owszem i z tą wiadomością, iż Artaxerxes przyrzekł Tebanom wsparcie i przyjaźń niezawodwą; i na ich żądania Grekom w państwach swoich zostającym wielkie wolności i przywileje nadał, co uczynił nie tylko swojem, ale i następców swoich imieniem. Gdy już odjeżdżać miał z Suzy stołecznego miasta Pelopidas, wielkie mu Artaxerxes słał dary, ale ich przyjąć nie chciał : żeby jednak nie zdał się gardzić łaską królewską, niektóre mniejszego szacunku przy sobie zatrzymał.
Gdy powrócił do kraju swego, zastał go w zupełnem uspokojeniu, jednakże ta spokojność przez wyżej już wspomnionego Alexandra, tyrana Ferów przerwaną została. Wróciwszy się albowiem do dawnych nałogów, zaczął, jak pierwej, nagabać Tessalczyków. Jakoż wszedłszy w ich kraj niektóre miasta opanował, i ludźmi swoimi osadził. Udali się do Tebanów prosząc o pomoc i posiłkowe wojska, żądając aby je sam Pelopidas przywiódł : i nie omylili się w nadziei; jemu rząd i sprawowanie z zupełną władzą powierzono.
Gdy przyszedł czas iść na nieprzyjaciela, wybrał Pelopidas tak z ziomków, jako i cudzoziemców trzysta konnych, i mimo przełożenia wielu, iż z tak małym pocztem podawał się w niebezpieczeństwo jawne, przeciw gromadnym wojskom tyrana stawając, nie zważał
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/710
Ta strona została przepisana.