Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/711

Ta strona została przepisana.

na przestrogi, i wyprawił się tak, jak był ułożył, nie powiększając bynajmniej szczupłego orszaku, który wiódł z sobą, a to w zaufaniu, iż wspartym będzie od samychże Tessalczyków, którym szedł na pomoc; rzecz zaś będzie miał z ludem, któremu rządy tyrana były nieznośne, a przeto go łatwo odstąpią, jak wieść powszechna niosła. Do innych, które miał w tej mierze, przyczyn i ta przystępowała, iż gdy Spartanie gromadne posiłki słali Dyonizyuszowi do Sycylji. Ateńczykowie zaś wspierali drugiego tyrana Alexandra, on chciał pokazać z małą swoich Tebanów garstką całemu światu, jako byli sami tylko wybawicielami Grecyi z jarzma tyranów.
Stanąwszy w Farsalji, po krótkim odpoczynku szedł przeciw Alexandrowi; ten widząc małą garstkę przeciw sobie wyszłych, powziął dobrą otuchę, i wzajemnie szedł śmiało; a naówczas widząc to jeden z towarzystwa Pelopidy, zaczął mu przekładać nierówność sił względem wdwójnasób i więcej jeszcze mocniejszemu nieprzyjacielowi. Wysłuchał go wódz mężny, i takową dał odpowiedź : « Lepiej, iż ich wielu : tym więcej zwyciężymy. »
Miejsce gdzie się wojska spotkały, zwało się Conoscephales, co z greckiego znaczy : « Psie głowy, » Dwa wzgórki przykre dzieliła dolina. Obadwa wojska chciały ubiedz i opanować te wzgórki. Postrzegłszy Pelopidas, iż go Alexander uprzedził, rozkazał jeździe swojej na Alexandrową uderzyć; co gdy się stało, nieprzyjaciele tył podali, a roty swoje Alexander na wzgórku mając, spadł z niego nagle na Tessalczyki : ci po żwawym odporze cofać się i z pola ustępować zaczynali. Przybył im na pomoc z jazdą swoją Pelopidas, i złączywszy się z nimi tak żawawo natarł na nieprzyjacioły, iż wytrzymawszy dwa attaki dość mężnie, za trzecim luboć w porządku, i oni też ustępować byli przymuszeni. Widząc w tym stanie nieprzyjacielskie wojsko Pelopidas, upatrywał pilnie, gdzieby się znajdował sam Alexander, chcąc się z nim wręcz spotkać, aby śmiercią tyrana zwycięztwo swoje uwieńczył. Postrzegł go nakoniec u prawego skrzydła, gdzie posiłkowe roty do boju zachęcał, i naówczas zbyt uwiedziony gniewu zapałem, porzuciwszy swoich, skoczył prosto ku niemu : skrył się tyran między swoje półki : Pelopidas na nie wpadł, i wielu położywszy trupem, sam nakoniec kilkakrotnie ranionym został. Skoczyli, widząc upadającego z konia, Tessalczykowie; ale gdy go ratować pragną, już nie był żywy. Pogrom naówczas wszczął się wielki, rozjuszeni śmiercią wodza swego Tebanie wraz z Tessalczykami, nieprzyjaciół rozproszyli, a pole bitwy trupami usłane zostało.
Szacowne zwłoki tak znamienitego męża prowadziło strapione wojsko do obozu, gdzie zamiast zwycięzkich okrzyków, płacz rzewny powstał. Jęk powszechny i narzekania oznaczały wielkość straty, i jak był czczony i kochany. Gdy się zabierali do powrotu niosąc urnę, gdzie popioły jego złożone były, lud ze wszystkich miast i osad pobliższych gromadnie wychodził, mając na czele urzędników, i niosąc w ręku laury, wieńce i wyobrażenia dzieł znamienitych zmarłego bohatyra, gdy zaś za powrotem przyszło do obchodu pogrzebowego, wyprosili to sobie u Tebanów Tessalczykowie, iż im czynić go dozwolono. Jakoż odprawili ten obchód z wielką uroczystością, i co go znakomitym czyniło, nie tak się wydawało z ozdoby zewnętrznej, jak raczej z powszechnej żałości przytomnych, którą czcili tym godniej zmarłego, im sprawiedliwiej na nię zasłużył.
Ziomkowie dogodniejszym jeszcze obchodem uczcili jego pamięć; skoro albowiem doszła ich wieść, iż zginął, natychmiast nowe wojsko posłali, które zgnębiwszy moc tyrana, przymusiło go do oddania tego wszystkiego, cokolwiek był przeszłemi czasy na sąsiadach zyskał.

MARCELLUS.

Pierwszy z rodu swego Marek Klaudyusz, którego się życie opisuje, nazwany był Marcellus, jakoby Martialis dla przymiotów i dzieł swoich wojennych. Jakoż ze wszech miar był prawie urodzonym de tego znakomitego rzemiosła. Postać jego albowiem była okazała i wzniosła, siłę miał nadzwyczajną, zręczność osobliwą, był zaś równie i dzielnym i śmiałym w tem wszystkiem, co tylko poczynał. Ale te zwierzchnie przymioty, na pozór straszące i groźne, w wojennych tylko okazywały się wyprawach : w innych okolicznościach skromnością, ludzkością, łagodnością wielce był przyjemnym, i ujmował serca wszystkich, z którymi obcował. W naukach się kochał, w kunsztach które szacował, wielkie miał upodobanie, zgoła z nikim ochotniej nie przestawał, jak z tymi, którzy talentami, a zatem użytecznością godni byli poważenia i względów.
W kunszcie wojennym osobliwa się w nim wydawała sposobność do szczególnych bitew; jakoż od kogokolwiek wyzwanym był na pojedyncze spotkanie, (co tylko u Rzymian z nieprzyjacioły w czasie wojny zdarzało się), nigdy z placu bez pokonania przeciwnika nie zszedł. W młodym jeszcze wieku, przy pierwszej wyprawie na wojnie Sycylijskiej, brata swojego Otacyliusza, w niebezpieczeństwie życia zostającego, puklerzem osłonił, i póty stawał przy nim, dopóki wszystkich, którzy się nań miotali, nie pokonał; czem wielką sobie sławę u swoich i u nieprzyjaciół zjednał. Gdy do Rzymu powrócił, gdzie go już była wieść dzieła chwalebnego poprzedziła, wkrótce go lud Edylem obrał; niedługo potem wszedł w liczbę Augurów albo wieszczbiarzów, co w owe czasy wielce upoważniało każdego, który tego stopnia doszedł.
Ledwo co się była zakończyła trwająca przez lat dwadzieścia dwa pierwsza wojna Punicka, nastąpiła druga, równie wielka i groźna Rzymowi z narodami Insubryi, Celtów i Gallów : trwała albowiem jeszcze pamięć owych czasów, gdy Rzym od nich zburzony, cudownym prawie sposobem powstał. Przewidując niebezpieczeństwo takowej zaczepki dzikich, mężnych, i gromadnych narodów Rzymianie, zaczęli ze swojej strony myślić o należytym odporze, i takowe czynić przygotowania ku tej wojnie, jakich jeszcze nie pamiętano.
Początki równe prawie obu stronom nadarzały zwycięztwo i klęski. Flaminiusz i Furyusz konsulowie zwyciężyli nieprzyjaciela, ale iż byli wprzód powołani do Rzymu, i nie stawili się na wezwanie, lud obrażony takowem nieposłuszeństwem, lubo fortunna bitwa zaszła, czynił trudność Flaminiuszowi w otrzymaniu tryumfu, i ledwo nakoniec ubłagany pozwolił. Urząd jednak konsulowski Flaminiusz złożyć musiał, gdyż pokazało się, iż przy obraniu jego nie były dostatecznie zachowane obrządki przepisane. Nastąpiło zatem nowe konsulów wybranie, Marcellus zyskał względy ludu, i przybrał do wspólnictwa władzy Scypiona.