posunąć i zbliżyć cokolwiek do murów śmieli. Przemógł kunszt Archimeda, zapalczywość najżywszą szturmujących, a Marcellus widząc, iż wszystko cokolwiek tylko zdziałać było można czynili z siebie Rzymianie, odwołał ich od szturmu, i bojąc się większej jeszcze i w ludziach i w okrętach szkody, zdaleka stojąc, w ścisłem oblężeniu trzymał miasto ze wszystkich stron opasane.
Uszedł tym sposobem dalszych zasadzek Archimeda, i żartując z przygody tak mówił do strwożonych i żalem przejętych żołnierzy swoich, wzbudzając w nich nieco zmniejszony zapał ku zwycięztwu : « Pókiż z tym Bryareuszem walczyć będziem, który sobie igraszki z nas czyni i okręty na powietrze wznosi i rozbija; i moję sambukkę, w której tyle ufności pokładałem, nie źle upoliczkował? Przenosi on zaprawdę owych sturęcznych olbrzymów, o których nam bajki prawią, gdy nas razporaz i dziwi i straszy, i kaleczy i pali, i nie tak kamieńmi, jak skałami przywala. »
Gdy więc odstąpił pierwszego przedsięwzięcia wziąć miasto mocą, oposał Syrakuzę, i na to miał odtąd największą baczność, aby przejąć wszelkie sposoby dowozu żywności oblężonym, i głodem ścisnąwszy do poddania się przymusić, zwłaszcza iż miasto było i z siebie wielce ludne, i przybyłymi z okolic napełnione.
Zostawiwszy Appiusza namiestnika swojego pod miałem, udał się z częścią wojska ku Megarze, i to wielce obronne miasto szturmem opanował; że zaś ze wszystkich stron tam się był lud udał, wielką znaleźli Rzymianie zdobycz. W kilka dni potem nie daleko Akrylów zwiódł bitwę z Hippokratem wodzem Syrakuzanów; nie dotrzymał placu trwożliwy Sycylijczyk : o ośm tysięcy wojska jego naówczas legło. Korzystał ze zwycięztwa Marcellus, i wstępnym bojem szedł ku osadom Kartagińców, kilka miast, które w ich dzierżeniu zostawały, opanował.
Powróciwszy do obozu dostał w niewolą Spartana Damippa, który morzem się był z Syrakuzy wybrał, a że był wielce poważany, chcieli go odkupić Syrakuzanie. Że zaś ku ułożeniu rzeczy mieli z Rzymianami schadzki nie daleko murów, przytomny tam Marcellus postrzegł basztę jednę, która nie miała należytego opatrzenia, pod nią zaś był mur dość łatwy do wnijścia i nie bardzo wzniesiony. Dawszy więc tajemnie swoim rozkazy, gdy nadchodziła uroczystość Dyany, a w owych obchodach, igrzyskach i ucztach udawali się na zbytki wszelakie mniej baczni na okoliczność, w której zostawali, Syrakuzanie; nocą pod ów mur dawniej postrzeżony w jak największem milczeniu podstąpił; zdobył go, a zatem i basztę bez straży. Doszli potem Rzymianie blizkiej tamtego miejsca bramy od części miasta zwanej Hexapylu, i wybiwszy w niej wrota, uczynili wstęp wolny całemu wojsku. Wszczął się zatem niezmierny rozruch, który dla większego zatrwożenia chcąc pomnożyć Marcellus, wszystkim trębaczom ozwać się razem rozkazał.
Zanurzeni w pijaństwie po owych bankietach i niewczesnych igrzyskach Syrakuzanie, obudzeni nagle uciekali w zawody, nie wiedząc, w strachu zwłaszcza w nocy, co począć, i gdzie się udać. Marcellus zatrzymał nieco swoich, i aż gdy dzień się ukazywać począł, i już widoki rozeznawać było można, z Hexapylu przedmieścia, które był opanował, wszedł do Syrakuzy; i jak wieść niesie, gdy mu namiestnicy jego i cała wojska starszyzna winszowali tak wielkiej sławy i zdobyczy, on patrząc z górnego miejsca na okazałość tak wielkiego miasta, a czując los nieszczęśliwych jego mieszkańców, gdyż żołnierzy od rabunku trudno powściągnąć było, nie mógł się od łez wstrzymać. Tyle przecież wymógł upominaniem, prośbą nakoniec, iż ocalił gmachy od zburzenia; życie zaś obywatelów mając na pieczy, surowie przykazał żołnierzom, ażeby się od mordów wstrzymali, co też po części było wykonane; nie podobna rzecz jednakże była, iżby się bez zabójstwa w takowej okoliczności obeszło.
Twierdzą pisarze najbliżsi tamtejszych czasów, iż tyle znaleziono bogactw w Syrakuzie, ile potem Rzym zdobył w zburzonej Kartaginie. Majątek obywatelów dostał się wojsku, skarb publiczny, i to co się było jeszcze od królów pozostało, do Rzymu zawieziono.
W radości którą czuł Marcellus obchodził go i dotykał boleśnie los nieszczęsny Archimeda : powiadają albowiem, iż nieczuły na rozruch i zgiełk, a zanurzony w swoich wynalazkach, właśnie wówczas jakieś figury kreślił, gdy wpadł do jego domu żołnierz przysłany od Marcella, aby go przywiódł; nie chciał tego uczynić, pókiby kreślenia nieskończył, a tymczasem zwłoki niecierpliwy żołnierz mieczem go przebił. Niektórzy twierdzą, iż już szedł do Marcella, i niósł niektóre narzędzia wynalazku swego : rabownicy zaś mniemając, iż uchodzi ze skarbami, odebrali mu życie.
Dotąd okazywali Rzymianie światu waleczność, ale niewiedziano jeszcze o tem, iż równie sprawiedliwością i ludzkością byli znamienitemi, i jeżeli nie przewyższali, wyrównywali pewnie w tej mierze innym narodom. Marcellus dał tego dowód; sposób jego działania, względy dobrotliwe na zwyciężonych i wziętych w niewolą, nieskończoną i jemu i Rzymianom sławę przyniosły.
Wojna trwająca jeszcze z Annibalem, od wielu już lat zasiedziałym w krajach włoskich, była powodem Rzymianom do przywołania Marcella. Wybierając się z Sycylji wziął z sobą najszacowniejszą zdobycz z posągów, obrazów i sprzętów, nie dla swojego użycia, ale iżby ukształcały tryumf, którego się. spodziewał, a potem służyły ku ozdobie miastu. Dotąd albowiem Rzym nie znał tego rodzaju zwierzchniej okazałości, i gmachy jego nie miały innego przyozdobienia nad broń zdobytą, którą w przysionkach świątnic wieszano.
Wielu z obywatelów sprzeciwiali się temu, iżby rzeźby i malowidła wprowadzone były, mieniąc, iż takowe zbytków narzędzia rozpieszczając umysły, ku sromotnej gnuśności wiodą. Przytaczali w tej mierze świeży Fabiusza postępek, który zburzywszy Tarent, zabrał z niego to, co znał być użytecznem, posągów zaś i malowideł nie tknął, mówiąc : « Zostawmy Tarentowi i zagniewanych na niego Bogów. » Nie poruszały jednak Marcella takowe mowy, i owszem brał to sobie za chlubę, iż kunszta i nauki w kraj zbyt wojną zdziczały wprowadzał.
Uraził tym sposobem myślenia i działania wielu ze współziomków, u których dawność zwyczaju była w bałwochwalczem prawie poważeniu, a stąd bezbożnością odmianę zwali. Że więc nie byli z tej miary przychylni jemu, sprzeciwili się tryumfowi, który miał wieść, i wyznaczono mu pomniejszy, który zwano Ovatio, a to od ofiary na górze Albańskiej z owiec. Tam zwyciężca z okazałością, ale nie na wozie, lecz pieszo szedł na podziękowanie bogom za zwycięztwo,
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/714
Ta strona została przepisana.