i nie laurem, ale mirtowym liściem był uwieńczony.
Czwarty raz gdy został konsulem obrany, i w Rzymie znajdował się, nieprzyjaciele jego oburzyli Syrakuzanów, i do tego przywiedli, iż słali posły oskarżając go o nieprawe z sobą obchodzenie się. Tegoż dnia, którego stawili się przed senatem, Marcellus przytomnym nie był, z urzędu albowiem jako Augur czynił ofiary Jowiszowi w Kapitolium; ośmieleni tym bardziej niebytnością jego, przekładali uciemiężenia, niesprawiedliwości i zdzierstwa, których się dopuszczał w czasie bytności swojej. Uwiadomiony o takowem obżałowaniu przybył do senatu, i zasiadłszy miejsce swojemu urzędowi przyzwoite, sprawiał sądownictwo, jak był zwykł każdego dnia. Gdy działania dokończył, powstał z krzesła i stanął, gdzie obwinieni stawać byli zwykli. Takowym widokiem przerażeni byli zrazu oskarżyciele : wzmógłszy się jednak nieco, dalej rzecz swoję prowadzili, tym obżałowanie swoje kończąc wyrazem : iż nie doznali tego od Marcella, w czem insi zwyciężcy, pospolicie bowiem oszczędzać zwykli byli zwyciężonych.
Gdy mówić przestali, tak na ich zarzuty odpowiedział : « Prawda to jest, iż ucierpieli wiele Syrakuzanie, ale też niemniej zasłużyli na to, co ucierpieli, zwłaszcza, iż przy zdobyciu szturmem, niepodobna rzecz zapobieżeć gwałtownościom, i nieodbitym w takowym razie nieszczęściom i klęskom. Sami jednak stali się przyczyną tak wielkiego nieszczęścia, i sprowadzili dobrowolnie na siebie los okropny, nie chcąc przystać na łagodne wezwania, które im kilka razy czynione były. Nie mogą zaś mówić, iż tyrani gwałtem ich do odporu przywiedli, ponieważ, żeby nam czynić odpór, sami poddali się tyranowi. »
Gdy przyszło do dania kresek : wyszli Syrakuzanie, a za nimi Marcellus, i spokojnie wyroku czekał; padł ten zupełnie na stronę jego, a oskarżyciele uznając błąd po niewczasie, a bojąc się zemsty, udali się do błagania i próśb pokornych, aby im winę odpuścił, i lekkomyślność, iż się uwieść dali. Lubo ze wszech miar sprawiedliwa była uraza jego, i z przyrodzenia skłonny był do gniewu, zwyciężył go naówczas, winę darował, i nie tylko w dalszym czasie zemsty znaku żadnego nie dał, ale owszem dopomagając wszelkiemi sposobami do powstania nieszczęśliwemu miastu, stał się dowodnym i ludu i każdego w szczególności obywatela obrońcą i wspomagaczem. Wdzięczni tak heroicznego postępku czcili go w życiu, płakali po zgonie, i postanowili u siebie ten na potomne czasy obaczaj, iż kiedykolwiek który z Marcellów do Syrakuzy przybył, dzień ten jak uroczysty miasto obchodziło.
Ciągnęła się uparcie wojna z Annibalem. Wódz ten Rzymowi ciężał, i gdy go wstępnim bojem pokonać trudno było, starali się niszczyć zwłoką; ale trwał statecznie w przedsięwzięciu, i tym zamiarem pozbyć się go nie było można. Wysyłano więc przeciw niemu wojska, ale wodzowie mieli się na ostrożności, żeby do sprawy nie przyszło, czego on ile w tej mierze i biegły i doświadczony jedynie pragnął. Gdy kolej przypadła na Marcella, postanowił tą razą nie iść za przykładem drugich, ale wstępnym bojem nacierać. Zwłóczyć wojnę mniemał być wyniszczeniem kraju, a Fabiusza postępowanie ciągle i wytrzymujące, sądził raczej przedłużeniem, niż leczeniem choroby, grożącej krajowi ostatnią zgubą, jeżeliby się dłużej przewlekać miała.
Na pierwszym zaraz wstępie opanował obronne zamki Samnitów, które sie były przeciw Rzymianom zbuntowały; znalazł w nich wielki dostatek żywności, Kartagińców zaś będące w nich straże do trzech tysięcy w niewolą zabrał.
Gdy się ku dalszym wyprawom sposobił, doszła go wieść o klęsce Rzymian, w której prokonsul Fulwiusz życie stracił, a z nim jedenastu trybunów; wojsko zaś całe rozproszone zostało. Chęć zemsty natychmiast opanowała serce jego, i pisał do senatu, iż odda to obficie Annibalowi, co ten Rzymianom udziałał. Jakoż ścigał go jak najśpieszniej i znalazł rozłożonego na górach nieprzystępnych prawie w Lukanji, nie daleko miasta Numistron zwanego. W dolinie położył się natychmiast obozem, i zaraz nazajutrz wywiódł wojsko w pole, i uszykował do bitwy. Nie odmówił chciwy zwycięztwa Annibal, i zszedł z gór, a gdy przyszło do spotkania, lubo z obu stron wielu na placu legło, los był obojętny; drugiego dnia wyszedł w pole Marcellus, ale Annibal cofnął się nazad. Odzierżawszy więc plac, zwłoki pozostałe spalić kazał, swoim należyty obchód sprawił, i dalej szedł w pogoń za Annibalem. Czynił ten wielokrotnie zasadki, ale mu się nie udawały; gdy zaś przychodziło niekiedy do utarczek, zawsze dla Rzymian były pomyślne.
Kończył Marcellus rok swego konsulatu, i gdy obranie nowych konsulów przytomności dawnych wyciągało : senat przez wzgląd dla niego, żeby mu władzy nad wojskiem w tym czasie nie odjął, wspólnika Lewina sprowadził z Sycylji nakazując mu, aby Fulwiusza ogłosił dyktatorem. Nie podobał się ten wybór Lewinowi : w nocy więc wsiadłszy na okręt, do Sycylji nazad popłynął. Lud przeto użył mocy swojej najwyższej, i sam dyktatorem Fulwiusza mianował, jednakże zachowując dawne przepisy, wskazano do Marcella, aby jako konsul, ten wybór potwierdził i ogłosił : co gdy uczynił, przedłużono mu rządy nad wojskiem, i w roku następującym, jako prokonsul miał niem władać.
Sprawował wówczas urząd konsula Fabiusz Maximus, ów godny dzieł Marcella wspólnik w przeszłych przeciw Annibalowi wyprawach; żeby więc teraźniejsza pomyślną była, takowe między sobą zdziałali ułożenie, iż Fabiusz Tarent oblęże, Marcellus zaś będzie miał no oku Annibala, iżby oblężonym nie przyśpieszał ku pomocy. Ścigał tedy nieustannie Kartagińców, i zawsze oba wojska naprzeciw sobie stawały, do bitwy jednak przez długi czas nie przychodziło.
Razu jednego gdy Annibal obóz swój wzmacniał, niespodziewanie przypadł Marcellus, przyszło do bitwy, ale ją noc przerwała; nazajutrz gdy ujrzał Annibal gotowe do potyczki Rzymiany, rzekł do swoich : « Widzicie i uważać to powinniście sami, jak po tylu otrzymanych zwycięztwach ledwo nam teraz zwyciężeni odetchnąć dają : wśród tryumfów nie znajdziem odpoczynku, jeżeli tego napastnika od nas nie odpędzimy. » Natarły więc z obustron na siebie wojska z niezmierną żwawością, Annibal zwycięztwo otrzymał, dwa tysiące Rzymian na placu legło.
Rozgniewany Marcellus i rozjątrzony srodze takową porażką (lubo poniekąd był jej przyczyną osłabiwszy na odwodzie stojące półki), gdy do obozu powrócił, rzekł do swoich : « Widzę wprawdzie zbrojnych przed sobą, ale Rzymianów nie masz. » Gdy więc błagali go obiecując, iż we krwi nieprzyjaciela zmażą hańbę, którą ponieśli, odpowiedział : « Zwyciężonym nie prze-
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/715
Ta strona została przepisana.