Wkrótce po owem wybrania doszła wiadomość, iż się nieprzyjaciel do granic zbliża. Ruszył się jak najśpieszniej z Rzymu Maryusz do wojska, i rozłożył obóz
nad rzeką Rodanem, opatrując go w dostateczną na czas długi żywność. Co żeby mu snadniej przyszło, kopać kazał kanały i niemi ją z krain nadbrzeżnych spuszczał; zażywał do takowej pracy własnych żołnierzy, ażeby i pospólstwu czynił ulgę, i lud swój coraz bardziej wprawiał do trudów i pracy i dotąd jeszcze dają się widzieć koryta tych spławów, które zowią fossami Maryusza, fossæ Marianæ.
Na dwie części rozdzielili się barbarzyńcy : tym którzy iść mieli przez Norycyą zabiegł drogę Katulus. Maryusz straż trzymał Ligurji, przez którą druga część przechodzić miała.
Cymbrowie co mieli iść Noryeyą, spóźnili się, Ambrowie zaś i Teutony, na których czuwał Maryusz, przeszedłszy Alpy stawili się przed jego obozem. Wiele kraju zajęły ich stanowiska, a ryki niezliczonego tłumu odbijały się po okolicach.
Gdy się już zupełnie roztasowali, wywabiali w pole zamknięte w obozie Rzymiany; ale przezorny Maryusz patrzał na dal i wstrzymywał niewczesną porywczość żołnierzy i namiestników swoich, którzy nie mogąc znieść przegróżek i urągania, rwali się do oręża. « Zdrajca ten ojczyzny (mówił im) który dumie swojej dogodzić pragnie, a o dobro publiczne nie dba; nie o zdobyczy i tryumfach myslić teraz, ale o ocaleniu ojczyzny należy. » Temi i podobnemi słowy hamował starszych; żołnierzy zaś wytrzymywał jak najdłużej na szańcach, aby się przyzwyczaili, patrząc na obóz nieprzyjacielski, do widoku dotąd im nieznajomego owych dzikich postaci, i nie dali się uwodzić zbyt żywej imaginacyi, która straszniejszemi jeszcze wystawiała ich w oczach, niż byli w istocie. I tak się stało : pomału : wezwyczajeni żołnierze przestali się dziwować, a nakoniec czynili sobie igrzysko z przegróżek owej dziczy. Zaufani więc w dzielność własną powstali przeciw wodzowi, iż ich gnuśnie w zamknięciu trzymał. Na to właśnie Maryusz czekał, a widząc jako wszystko szło według jego myśli, przyrzekł, iż wkrótce ich żądzom dogodzi, ile że i wieszczka doświadczona w przepowiadaniu; którą był umyślnie do obozu sprowadził, upewniała go (jak twierdził), o pożądanem dla Rzymian zwycięztwie.
Nie wychodzili jeszcze z obozu Rzymianie przez czas niejaki, czekał albowiem Maryusz dogodnej pory do bitwy z Teutonami. Wtem nagle wpadli na obóz, i z niezmierną wrzawą darli się przez okopy i szańce, ale krzyki przeraźliwe nie zastraszyły wojska; odparli ich Rzymianie z wielką ich stratą. Widząc zatem iż czas darmo trawią, ruszyli się ze stanowisk; i szli pomimo obóz rzymski zmierzając ku krajom włoskim.
Przez dni sześć snuły się tłumy barbarzyńców wołając na zamkniętych, iż idą do Rzymu, i pytali z naigrawaniem; czy nie każą pozdrowić żony i dzieci. Wstrzymał i tu jeszcze zapalczywość swoich, już w ostatnim prawie stopniu będącą Maryusz, i gdy przeszli, on także ze stanowiska ruszył, i szedł za nimi, zawsze się jednak miał na ostróżności, i nie inaczej rozkładał obóz, jak w miejscach warownych, gdzieby mógł być bezpieczen od napaści siły nierównie go przewyższającej. Takowym sposobem ścigając ich z daleka, doszedł do miejsc, które zwano, źródłami Sexta — Aquæ Sextiæ. Tam gdy się zastanowili Teutonowie, i on obozem stanął; a widząc miejsce takowe, któremu wielce zdawało się być dogodnem, tam bitwę stoczyć postanowił, i prędzej niż zamyślał, przypadek mu ją nadarzył.
Dość była opodal woda od obozu rzymskiego, trzeba było iść po nię gromadnie i zbrojno; gdy więc tam przyszli Rzymianie, zastali Teutonów, przyszło do zajścia, a gdy coraz tak Rzymianom, jako i Teutonom przybywały na pomoc świeże posiłki, nie było już w mocy Maryusza wstrzymać raz wszczęty zapał. Najpierwsi Liguryanie rządnie wpadli na nieprzyjaciela : wsparły ich polki rzymskie tak potężnie, iż złamawszy gęste dziczyzny orszaki pędzili je w rzekę, wiele tam z nich legło, nierównie więcej utopiło się, noc przerwała zabój, a rozproszeni barbarzyńcy z wielka klęską powrócili do stanowisk. Toż samo z swojej strony uczynili Rzymianie, oczekując dnia, który miał dopełnić szczęśnie już rozpoczętego dzieła.
Tej nocy nie słychać już było u Teutonów wycia i krzyków, jak przedtem bywały, co gdy oznaczało trwogę, dodawało jeszcze bardziej serca Rzymianom. Przyszedł dzień ów długo oczekiwany, a gdy nie śmieli wyjść w pole Teutonowie, Maryusz też swoich zatrzymał; dla większej albowiem pewności poczynił zasadski, i zdał to na Marcella, aby gdy przyjdzie do spotkania, wziął tył nieprzyjacielowi.
Gdy wszystko było w gotowości, wyprowadził Maryusz w pole wojsko swoje, wyszły i Teutony z Ambronami; pierwsi Rzymianie szli w bój, i wszczęła się owa pamiętna bitwa, na której zawieszony był los tylu narodów. Z początku trwała równie, i nie znać było, gdzie się skłaniało zwycięztwo; ale gdy za daniem znaku ukazał się Maryusz. z zasadzek, padł strach na barbarzyńców; zmięszali się w szyku, a widząc się być otoczonemi, tłoczyli się wspólnie, nie wiedząc z której strony mieli dawać odpór. Wzmogli się Rzymianie widząc mięszającego się nieprzyjaciela, a silniej jeszcze nań nacierając, rozpraszać poczęli dotąd ściśnione w szyku niezmierne zgraje; powszechna zatem trwoga ogarnęła je, i uciekali w zawody. Pędzili zbiegłych ze wszystkich stron zwycięzcy, a w owej straszliwej rozjadłego żołnierza pogoni, ledwo podobną do wierzenia stratę dzicz poniosła, gdyż do stu tysięcy tak ległych, jak jeńców rachowano. Obóz nieprzyjacielski dostał się w zdobycz; niezmierne w nim łupy znaleziono. Z tych najcelniejsze zachował Maryusz ku ozdobie tryumfu, wiele oddał na ofiarę bogom, resztę między wojsko podzielił; i w tymże czasie przybiegli z Rzymu gońcy donosząc mu, iż piąty raz konsulem obrany został. Ale jakby na przekorę tak wielkiej pomyślności dano znać, iż Cymbrowie przebywszy w górach zapory, które był Katulus porobił, Rzymian mostu i twierdzy pilnujących znieśli, weszli w kraj, i ponadbrzeża Tessynu pustoszyli, coraz się bardziej wgłąb kraju pomykając.
Zbiegł przywołany do Rzymu Maryusz; i lubo miał wyznaczony tryumf, odłożył go śpiesząc na pomoc wspólnikowi : z tym złączywszy się szedł przeciwko Cymbrom, którzy nie wiedzieli jeszcze o klęsce towarzyszów swoich.
Już byli z Katulem przeprawili się przez rzekę Padus, gdy przyszli do nich posłowie wyprawieni od Cymbrów, wyraziwszy imieniem współbraci chęć ustanowienia się we włoskiej krainie, żądali, aby im miejsca ku osadom
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/737
Ta strona została przepisana.