laus przyrzekł? niejaki czas zostawał w milczeniu : rzekł więc Sylla : « Czyż nie wiesz o tem, iż proszącym zaczynać, a zwycięzcom odpowiadać należy? » Zaczął więc Mitrydat, jak był wymowny, rozwodzić się szeroce nad pierwiastkami tej wojny, a usprawiedliwiając działania swoje zwykłym trybem krasomowstwa, składał wszystko na los przeciwny i zagniewane bogi. Sprzykrzyły się Sylli takowe wyrazy, przerywając mu więc gadanie, rzekł : « Poznaję teraz, com o tobie słyszał, żeś wymowny, umiesz albowiem złym rzeczom dać dobrą postać. » Zwięzle mu zatem wyliczać począł nieludzkość i okrucieństwo, o które był obwiniony, a wracając się do pierwszego zapytania, powtórzył : czyli przestaje na przyrzeczeniu Archelausa? Gdy przyrzekł Mitrydat, ścisnął go Sylla i wziął za rękę, a okazując królów Nikomeda i Aryobarzana, których był z sobą przywiódł, pogodził go z nimi.
Nie w smak żołnierzom rzymskim szło przymierze z Mitrydatem, ile że widzieli odjętą sobie porę do zemsty nad tym monarchą, który w dniu jednym sto pięćdziesiąt tysięcy obywatelów rzymskich z życia wyzuł : i to ich obchodziło, iż z bogactw jego niezmiernych korzystać nie mogli, a widzieli, jak je ładował na okręty wynosząc się z krajów, które był dawniej gwałtownie posiadł. Ale Sylla usprawiedliwiał swój postępek niemożnością prowadzenia dalszej wojny, ile że się posiłków z Rzymu spodziewać nie mógł, a następował przeciw niemu Fimbrya, który zabiwszy Waleryusza konsula, wojsko jego objął, i zwyciężywszy kilkakrotnie Mitrydata wodzów, mimo pokój zawarty, przeciw niemu wojował. Uprzedził zamysły przeciwnika swojego Sylla wchodząc z Mitrydatem w przymierze. Szedł zatem z wojskiem swojem przeciw nowemu nieprzyjacielowi, a znalazłszy go w Tyatyrze mieście Lidyi, gdy obóz rozłożył, natychmiast przeciwnej strony żołnierze do niego przeszli; Fimbrya opuszczony sam sobie życie odjął.
Los szczęsny rzadkim przykładem ukazał stateczność swoję względem niego; wzmocniony nowem wojskiem wrócił do Grecyi, zabawił tam przez czas niejaki, a złupiwszy Azyą, z niezmiernemi bogactwy płynął do Rzymu.
Nie dowierzał w takowym kroku trwałemu sprzyjaniu losu, i w wielkiej zostawał bojaźni, iżby od swoich opuszczonym nie został. Widok własnego kraju mógł sprawić w ich umysłach chęć spoczynku. Obawiał się tej pory, ale oświadczyli żołnierze, iż wdzięczni wodzowi nie opuszczą go, dopókiby mu zdatnemi być mogli.
Wzmogło go takowe oświadczenie, a gdy nawet oddawali mu ku użyciu własne zdobycze, ucieszony szczodrobliwością, daru nie przyjął.
Dwa wielkie wojska, gdy przybywał do Włoch, wywiedli przeciw niemu syn Maryusza i konsul Norbanus, ale je za pierwszym swoim wstępem zniosł. Sam to pisze w życiu swojem, iż zwycięztwo takowe prawie się samo zdziałało : pierwsze żołnierzy jego natarcie rozproszyło odpornych, a ta łatwość zwyciężenia, którą zawsze szczęsnemu losowi swojemu przypisywał, utwierdziła dobrą wolą sprzyjającego mu żołnierza, i była szczeblem wielkości, do której doszedł.
Siedm tysięcy z wojska Norbana legło, on sam schronił się do Kapuy, i tam się, z resztą żołnierzy swoich zamknął.
Maryusz młody obrany konsulem, z daleko liczniejszem wojskiem, niż było Norbanowe ruszył się z Rzymu przeciw niemu. Zeszli się przy mieście Sygnium : los Sylli przemógł, dwadzieścia tysięcy Rzymian w owej walce na placu legło, a szczęsny zwycięzca pokonawszy jeszcze Telezyna wszedł do Rzymu, właścizny już swojej.
Sześć tysięcy z wojska Telezynowego pozostałych Samnitów i Lukańczyków, właśnie wówczas, gdy senat zwołał, kazał w pień wyciąć w miejscu przyległem : a gdy jęki i wrzaski ginących przerażały zgromadzonych, tak do nich mówił : « Nie dawajcie baczności na to, co słyszycie : jestto kara tych, których ukarać należało. »
Pierwszy takowy odgłos dał się usłyszeć w owym senacie, który niegdyś losem narodów władał, pierwszy takowy odgłos był hasłem zgubionej, i już nieodzyskanej wolności.
Poznali Rzymianie, iż przywołując Syllę nie znieśli tyranji, ale zamienili tyrana. Maryusza umysł i postać okazywały, czem był w istocie; ale Sylla gubił chytrze, i tym nieznośniej, im bardziej krył jadowitość swoję. Zanurzony w rozpuście i zbytkach, obrońca i naczelnik Patrycyuszów, zrazu przystępny i ludzki, i tę resztę względów i czułości odrzucił, już pewen pierwszeństwa.
Wszczęła się zatem w Rzymie rzeź, której i zapamiętałego w dzikości Maryusza słabe początki wydały się zczasem. Nie tylko przeciwnych sobie Sylla wygładził, nie tylko wywarł jad przeciw tym wszystkim, których znamienitość, cnotę, wziętość, ród, dostatki mógł uznać sobie za podejrzane; ale dogadzając domownikom, pochlebcom, najpodlejszej nawet rzeszy tych, którzy go w rozpuście otaczali, kogo tylko który z nich żądał, na śmierć skazywał, i majątek skazanych dawał w nagrodę podłych usług, które mu czynili.
W pierwszej swojej proskrypcyi ośmdziesiąt najznakomitszych obywateli na śmierć wskazał : nazajutrz dwóchset dwudziestu tenże los spotkał; a mając rzecz do ludu śmiał powiedzieć; iż potępił tych tylko, których sobie naprędce mógł przypomnieć, ale (rzekł dalej) którzy mi zczasem przychodzić będą na pamięć, wszyscy karę odniosą.
To nawet sądził być przestępstwem godnem śmierci, gdy kto osobę potępionego przechował, ukrył, lub pomógł do ucieczki i schronienia. Przyszło zatem do tego stopnia okrucieństwa, iż nie tylko przyjaciół za przyjacioły, powinowatych za powinowate, ale rodziców za dzieci : te za rodzice karano. Majętność znaczna, dóm piękny, lub ogród, przysparzały śmierć właścicielom. Jakoż gdy jeden z obywatelów zwany Kwintus Aurelius człowiek prawy, spokojny, i do niczego się nie mięszający wyszedł rano z domu, a czytając imiona wskazanych na śmierć i siebie znalazł : « Dóm mój w Albie zabija mnie. » I ledwo te słowa wyrzekł, znalazł zabójcę.
Gdy się to w Rzymie działo, młody Maryusz, który się był w Preneście zamknął, widząc iż się tam osiedzieć nie mógł, dobrowolnie z życia się wyzuł. Sylla o wzięciu miasta uwiadomiony, wszystkich tamtejszych mieszkańców w pień wyciąć kazał. Że zaś jeden był między nimi, z którym miał zachowanie, i w domu jego niegdyś gościł, dał rozkaz, aby był ocalonym : ale ten wspaniały mąż odrzucił ze wzgardą dar życia, i wolał zginąć, niż przeżyć ojczyznę.
Jakby nie był dość nasycony wywarciem okrucieństwa, chciał być morderstwa nie tylko przywódcą, ale i świadkiem. Przynoszono przed niego ucięte głowy,
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/746
Ta strona została przepisana.