każdemu z obywatelów rzymskich dał z niej na trzy miesiące żywność, jeszcze siedm tysięcy talentów, po tak niezmiernym wydatku zostało.
Sposób zebrania takowych bogactw nie był uczciwy, owszem pełen podstępów i gwałtowności. Rzeź Sylli najzyskowniejszym była jego połowem. Nieodstępny zdziercy tego i gwałtownika towarzysz, czuwał, na zdobycz ginących proskrypcyą współobywatelów, i nietrudny w wyborze, nasycał obficie niepohamowane łakomstwo.
Między innemi sposobami zarobków, lego używał, iż chował własnych pięćset mularzów : kupował zatem place puste i domy spalone lub upadłe, stawiał natychmiast nowe bez kosztu na rzemieślników, i niemi frymarczył, a takowym sposobem ciągle działając, połowy prawie Rzymu dzierżycielem został. Innych niewolników w kunsztach i naukach umyślnie dla tego ćwiczyć kazał, iżby potem najmując je, lub przedając bardzo drogo, zysk jak najobfitszy otrzymał. Dla siebie jeden tylko dóm, i to pomierny wystawił : zwykł albowiem był mawiać : « Iż kto nadto dla siebie buduje, ten niema potem gdzie mieszkać. »
Przy tej jednak nienasyconej chciwości żył dość uczciwie według stanu swojego; stół jego choć niewytworny, dostatni był i ochędóżny, dóm zaś otworem stał nie tylko dla powinowatych i przyjaciół, ale i przychodnie z ludzkością podejmowani byli.
Z młodych lat ćwiczył się w krasomowstwie, i miał ten zaszczyt, iż go między najcelniejszemi liczono. Stawał częstokroć u sądu, przez co zyskał wziętość, zwłaszcza gdy uboższych sprawy popierał. Że zaś był w posiedzeniu przyjemnym i zabawnym, umiał sobie ujmować tych, z któremi przestawał.
Oprócz innych nauk, w filozofji dość był ćwicznym i biegłym. Gdy mu gospodarstwo lub sprawy publiczne dozwalały czasu, rad go na czytaniu, lub uczonej rozmowie trawił; chował przeto w domu Alexandra filozofa Arystotelesowej sekty. Tego gdy brał z sobą na wieś, dawał mu czapkę, aby się od upału w podróży zasłaniał, odbierał ją zaś za powrotem, aby na drugą podróż służyła : trzeba więc było być filozofem, żeby u takiego pana zostawać na dworze.
Kiedy Cynna i Maryusz opanowawszy Rzym rozpoczęli niesłychane dotąd morderstwa, ojciec i brat Krassa wówczas życie postradali, on uszedł niebezpieczeństwa, i udał się do Hiszpanji, gdzie niegdyś ojciec jego był rządcą. Skrył go tam w pieczarach niejaki Wibiusz, i chował przez ośm miesięcy. Gdy wieść doszła o śmierci Cynny, wyszedł z ukrycia, i nazbierawszy dwa tysiące pięćset ochotnika, płynął do Afryki, gdzie się złączył z Mettellem; z tym się potem zwaśniwszy, udał się do Sylli. Ten przyjął go wdzięcznie, i gdy stanął we Włoszech, słał go na zaciągi do Marsów; że zaś przez kraj nieprzyjacielski trzeba było przechodzić, żądał wspólników ku obronie. Urażony trwożliwą ostrożnością Sylla, rzekł z gniewem : « Straż którą ci daję, jest twój ojciec, brat, przyjaciele, wyrżnięci przeciw słuszności i prawu, których ja teraz zabójców ścigam. » Zawstydzony, lecz wzbudzony takiemi słowy, szedł śmiało, znaczne wojsko zebrał, i przywiódł do Sylli, którego odtąd nierozdzielnym stał się towarzyszem.
Znajdował się wówczas razem z nim młody jeszcze Pompejusz : tego i dla przymiotów i dla dzieł znamienitych wielce poważał Sylla, co wzbudzało w nim zazdrość, a z niej wzrosła nienawiść. Pomnażała się coraz, zwłaszcza gdy chciwość Krassa zmierziła go nawet w oczach Sylli, a Pompejusz coraz się wsławiając, zyskał chwalebne wielkiego przezwisko. Niemile mu było to znamię, i gdy tak w obecności jego Pompejusza zwano, rzekł : « Nie zdaje mi się, iżby był tak osobliwego wzrostu. » Że więc w wojennych dziełach dojść go nie mógł, starał się w sprawach publicznych podobną jemu zyskać wziętość. W czem nieraz mu zrównał : co stąd najbardziej pochodziło, iż słodyczą obcowania umiał się każdemu przymilić, Pompejusz zaś ponury i małomówny, chronił się towarzystwa, i z poufałemi tylko przyjaciółmi rad przestawał.
Po różnych odmianach, we trzech osobach, zawarło się pierwszeństwo, a te były Pompejusz, Cezar i Krassus. Prawi a baczni obywatele trzymali się Pompejusza : zuchwali i chciwi łączyli się z Cezarem : Krassus niby pośrednik, do jednego, lub drugiego skłaniał się na przemiany, a raczej tam szedł, gdzie zyskał.
Bunt niewolników, wojną Spartaka, od wodza ich zwany, nastał właśnie w te czasy z takowej przyczyny. Obywatel miasta Kapuy zwany Lentulus Batiatus swoim kosztem utrzymywał pewną liczbę szermierzów : ci po większej części byli Gallowie, lub Tracy. Tęskniąc w niewoli, ile w ustawicznem zamknięciu trzymani, i tylko na igrzyska wyprowadzani, przedsięwzięli ucieczką wolność odzyskać, i zmówiło się ich na to dwieście. Gdy się lakowy spisek odkrył, siedmdziesiąt ośmiu uciekło, a dostawszy broni uczynili, obrawszy z pomiędzy siebie wodzem niejakiego Spartaka, z rodziców Traków w Numidyi urodzonego. Ten równie silny i śmiały, łączył z walecznością roztropność i ludzkość, zgoła miał umysł wzniesiony nad stan, który go upadlał. Wysłano pogoń, ale gdy przyszło do spotkania, przywykli do walki szermierze tak mężny dali odpór, iż pokonawszy goniących broń im odebrali. Porzuciwszy więc mniej zdatne dawnego rzemiosła narzędzia, uzbroili się łupem zwyciężonych, i zamknęli w miejscu obronnem.
Gdy takowa wieść do Rzymu przyszła, wyprawiony był naprzeciw zbiegłym Klodyusz z trzema tysięcy zbrojnego ludu, i obiegł górę owę, na której się byli zawarli. Że jednak zaniechał ze wszystkich stron ich opasać, przeszedłszy przez ścieżki nieopatrzone, uderzyli nagle na Rzymiany, i rozproszywszy przestraszonych takowem najściem, zdobyli obóz z tem wszystkiem, cokolwiek się w nim zawierało.
Odgłos zwycięztwa wzbudził ze wszystkich stron niewolników : zbiegali się więc gromadnie, a łącząc się ochotnie ze zwycięzcami, tak dalece zwiększyli liczbę, iż stało się wojsko ogromne pod tak odważnym i biegłym wodzem.
Przymuszeni byli Rzymianie znaczniejsze wojska słać przeciw Spartakowi, i wiódł je Publiusz Varinus; ale gdy przyszło do bitwy, pierwszy z namiestników jego Furyusz nie mógł się oprzeć żwawej natarczywości nieprzyjaciela; równego losu doznał Kossyniusz, który na placu bitwy poległ. Gdy po namiestnikach samego wodza Publiusza Spartak zwyciężył, i liktorów jego zabrał w niewolą, tychże samych odtąd na wzór wodzów rzymskich używać począł. Niedufając jednak szczęściu swemu przebierał się ku Alpom, aby przeszedłszy je, każdy z jego towarzyszów mógł iść bezpiecznie do kraju swego : ale wojsko, które wiódł, dumne otrzymanemi zwycięztwy, poznawszy co przemyśliwał, sprzeciwiło
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/759
Ta strona została przepisana.