Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/762

Ta strona została przepisana.

koni i innych bydląt, które tak licznemu wojsku potrzebne były. Wszystko przeświadczać powinno było Krassa o zdradzie przewodnika, najbardziej zaś to, gdy Artawasdes dał mu znać, iż król Partów wkroczył w kraj jego, a zatem nie mogąc słać przyobiecanych posiłków, radził, aby się ku Armenji zbliżył, a tam dopiero złączywszy wspólnie siły, łatwiej nieprzyjaciela pokonają. Dodawał i to, iż jeżeli rady jego usłuchać nie zechce, niech przynajmniej strzeże się miejsc otworzystych, gdzie jazda Partów, w której najwięcej mają zaufania, rozpostrzećby się mogła. Krassus zamiast odpisu ustną dał odpowiedź : Iż nie ma czasu zatrudniać się teraz Armenią : « pójdę ja tam (dodał) ale po to, abym zdrajcę Artawasda przykładnie ukarał. »
Nad rzekę Balissus przyszli Rzymianie, gdy dano znać, iż Party się zbliżają, i już straże ich przednie zaczynały się pokazywać. Stanęło wojsko w gotowości, i dały się widzieć wkrótce liczne i świetne hufce, któremi sam Surena dowodził. Niecierpliwi w zapalczywości, tak długo wstrzymanej, uderzyli zaraz na nieprzyjaciela Rzymianie; a gdy według zwyczaju swego zdawały się Party ustępować z placu, wzmogła się tak dalece ochota w ścigających, iż rozpierzchnąwszy się z szyków hurmem bez żadnego porządku za nimi biegli. Zebrali się natychmiast do kupy, niby uciekający Partowie, i wpadłszy razem na goniących z wielką ich nawzajem stratą odparli. Jak mogli przychodząc lubo z ciężkością do szyku, wytrzymywali Rzymianie coraz liczniejsze Partów najście, ale gdy poczynali w odporze słabieć, słał Krassus rozkaz do syna, którego był na skrzydle postawił, aby nieodwłócznie szedł swoim na pomoc; lecz ten na około obskoczony bronił się i opierał mężnie przewyższającej nierównie liczbie nieprzyjaciela. Już był niektóre półki pokonał i rozproszył, lecz że wielu ze strony jego legło, nie zdołał przebić się przez niezmierną mnogość coraz świeżo przybywających Partów, ranny nakoniec śmiertelnie gdy już bronią władać nie mógł, dobić się swoim rozkazał. Przeniósł śmierć nad niewolą młodzieniec wielkich przymiotów i nieporównanej waleczności.
Od samychże Partów, którzy głowę uciętą młodego Krassa zatknąwszy na proporzec wojsku rzymskiemu ukazywali, dowiedział się Krassus o śmierci syna swojego; chociaż więc przeraził ten widok nieszczęśliwego ojca, wzmógł się jednak, i dodawał swoim serca, a pełen żalu i rozpaczy sam się narażając na niebezpieczeństwa odparł Party, i lubo z znaczną stratą wrócił do obozu. Tam gdy wszedł do swego namiotu padł na ziemię jęcząc, i w tym go stanie znaleźli namiestnicy Oktawiusz i Kassyusz. Chcieli wzmagać i cieszyć, ale widząc, iż wszystkie ich usiłomania, namowy i prośby próżne były, przywoławszy starszyznę złożyli radę, i postanowili tejże nocy zwrócić się ku Eufratowi, ale inną niż tą co przyszli drogą, w którejby żywność i wygody dla wojska znaleźć się mogły. Wyszli więc nieodwłócznie z obozu zostawując w nim chorych i rannych, których wieść z sobą nie można było.
Obronną ręką szło wojsko w powrocie, i zbliżyło się ku Karrom. Rządca tamtejszy skoro się o klęsce Krassa dowiedział, wyszedł przeciw niemu i do miasta wprowadził. Spoczęli tam nieco Rzymianie, a Party tejże nocy opanowawszy obóz, pozostałych w nim, których do czterech tysięcy rachowano, wyrżnęli, wielu rozproszonych po drodze zabrawszy w niewolą.
Gdy się dowiedział Surena, iż Krassus zamknął się w Karrach, szedł tam spieszno z ludem swoim, a niechcąc szturmem dobywać twierdzy, ile że do tego i sposobu wojowania Party nie były przywykłe, słał posły do wodza rzymskiego, wzywając go do wspólnej rozmowy, w którejby o przyszłej ugodzie mówić z sobą mogli. Przestał na takowem żądaniu Krassus; ale gdy na miejscu swojem posłał namiestnika, odpowiedzieli wręcz Partowie, iż wprzód do ugody nie przystąpią, póki im sam Krassus w ręce oddany nie będzie.
Takowa odpowiedź dała poznać myśl Partów, i przywiodła Krassa do opuszczenia Karrów : szedł ku Armenji, ale zdradzony przez niejakiego Andromacha, który się przewodnictwa podjął, zaprowadzonym został między błota i trzęsawiska. Nie śmieli i tam jeszcze natrzeć Partowie na Rzymiany, zdaleka tylko rzucając pociski. Bali się albowiem tym sroższego odporu, im w większej widzieli ich rozpaczy. Złączył się w tym czasie z Krassem Oktawiusz, i uderzywszy na Party znacznie ich porazili.
Widząc Surena iż wstępnym bojem nie można było pokonać Rzymiany, udał się do podstępu, i wysłał znowu posły do obozu rzymskiego, a łagodniej już rzeczy biorąc przyrzekał, iż monarcha jego szczerze rzymskiej przyjaźni pragnie, i ma wolą wejść z nimi w przymierze. Nie zdało się Krassowi i radzie odrzucać takowego wezwania, i lubo oświadczenia mogły być nieszczere, w tak okropnym, w jakim się znajdowali stanie, ten już sposób jedyny do odwrócenia większego jeszcze nieszczęścia zostawał.
Mimo takowe wewnętrzne przekonanie trwała rada w niejakiej wątpliwości, coby czynić należało, ale okrzyk żołnierzy nie mogących już dalej znieść trudów i pracy, przymusił Krassa jechać na miejsce, które był ku wspólnej zmowie Surena wyznaczył. Nim jednak z obozu wyszedł, obróciwszy się do tych, którzy go otaczali, rzekł : « Oktawiuszu! Petroniuszu! namiestnicy moi, i wy starszyzno i żołnierze, którzy tu przytomni jesteście, widzicie, iż mnie ostatnia potrzeba przymusza do tej podłości, której uniknąć chciałem, a której wy teraz świadkami jesteście. Ale gdy powrócicie do ojczyzny, powiedźcie braciom naszym, iż Krassus opuszczony od swoich, zdradą nieprzyjacielską zginął. »
Szedł zatem do Sureny. Pierwsi z Partów, którzy mu drogę zaszli, zsiadłszy z koni pozdrowili go z wielkiem uszanowaniem, mówiąc, iż wódz ich wraz ze swojemi bezbronny na Krassa czeka. Na to odpowiedział : « Kto wśród nieprzyjaciół życie swoje niesie, o broń się ich nie pyta. » Wysłał natychmiast dwóch Roscyuszów braci, aby ułożyli wprzód, jakim sposobem układać się rzeczy mają.
Gdy postrzegł Surena, iż Krassus szedł piechotą, posłał mu konia z bogatem siedzeniem prosząc, aby na niego wsiąść raczył : gdy to uczynił, otoczyli go zewsząd Partowie, i wieźć z sobą rychlej poczęli. Widząc to Oktawiusz wstrzymywał konia i odpychał cisnących się, wszczął się zatem tumult, a gdy się coraz bardziej wzmagał, dobywszy oręża, najzuchwalszego z Partów, który mu lejce z rąk wyrywał, zabił Oktawiusz, samże od innych zabity : a z nim i Krassus, tak jak siedział na koniu, z tyłu wskroś mieczem przebity, poległ.