pierwiastkach młodości swojej osobliwe względy dla siebie u wszystkich zyskał. Upatrywano w nim osobliwsze jakoweś podobieństwo do Alexandra, gdy w młodym był wieku, co też wiele się przyczyniało do wziętości, którą sobie zjednywał; zwłaszcza gdy już się poczynał znamienitemi dziełami wsławiać. To podobieństwo tak było powszechnie uznane, iż gdy raz w sprawie jego stawał u sądu Filip mąż najpierwszemi urzędy dostojny, od tego zaczął : iż temu nikt się dziwić nie powinien, gdy Filip mówi za Alexandrem.
Wspomniało się wyżej, iż ojciec jego Strabon był wielce nienawidzony dla wielkiej chciwości zbiorów, którą w każdej okoliczności ukazywał. Gdy mu była zlecona wyprawa przeciw Cynnie, a nienawiśni wodzowi żołnierze dali się przeciwnej stronie uwieść, oblawszy czas nocny do wykonania zamysłu swego, udali się prosto do namiotów Strabona, chcąc mu życie odebrać : ale przeniknął ich zamysły młody Pompejusz, i obwarowawszy bezpieczeństwo ojca, udał się sam wśród zbuntowanych : tam gdy prośby usilne zmiękczyć ich nie mogły, położył się we wrotach, aby nie inaczej, jak po nim zdeptanym przechodzili. Widok synowskiej cnoty przebłagał nieprzyjacioły ojca, i miał pociechę w jednymże czasie i życie jego ocalić, i honor z władzą utrzymać. Dzieło takowe uczyniło go szacownym, zwłaszcza w owym czasie, gdzie już rzadkie były takowe zdarzenia : chęć albowiem zysku, dostojeństw i władzy, tłumiła najświętsze względy zbyt wielkiem wzniesieniem skażonych Rzymian.
Po śmierci ojca wiele miał do czynienia odzierżawszy spadłe na siebie dziedzictwo. Wielkie dostatki, które spadkiem na niego przyszły, po większej części ziemi sposoby były nabyte. Z tych więc powodów, i sławy obwinionego ojca bronić, i skarbowi publicznemu uiścić się, i wielu szczególnym krzywdy nagradzać mu przychodziło. Użył wielkiej wymowy swojej w obronie ojca, iżby wyrokiem publicznym nie był osławiony : i tak był szczęśliwym, lubo w obronie dość podejrzanej sprawy, iż Strabon usprawiedliwionym został, a Pretor Antystyusz, który względny raczej, niż sprawiedliwy dał wyrok, ujęty tak żarliwą i dzielną rodzica obroną, własną mu córkę w małżeństwo oddał.
Po śmierci Cynny, który tyrańską władzę na Rzymiany wywarł, równy mu w zbrodniach i okrucieństwie nastąpił Karbon. Strwożeni srogością jego najznamienitsi Rzymu obywatele, skoro się dowiedzili, iż po zwyciężonym Mitrydacie Sylla powraca, udawali się do niego żądając wsparcia i zemsty. Podobnyż był zamysł młodego dwadzieścia tylko trzy lat mającego Pompejusza; ale chcąc rzecz z chwałą imienia swojego uczynić, i nie tak jak drudzy, żebrać względów Sylli, tyle dzielnością i łagodnością swoją dokazał, iż z okolic mielca, gdzie przemieszkiwał znaczne wojsko zebrał, a wziąwszy na siebie wodza powagę i władzę, z nowo zaciężnym ludem oparł się przemocy Karbona : z miast i powiatów, którędy przechodził, wypędzając sprzyjających tyranowi, wojsko znaczne ze trzech legij złożone do obozu Sylli przyprowadził. Nim jednak złączyć mu się z nim przyszło, zaszli mu drogę namiestnicy Karbona, Karynnas, Celius i Brutus, i ze trzech stron razem na niego uderzyli. Niestrwożony bynajmniej Pompejusz stanął w kroku, a wpadłszy na Gallów, którzy tani byli, sam ręką swoją wodza ich zabił : łatwo zatem poszli w rozsypkę, a przykładem wodza tak walecznego wzmocnione i orzeźwione wojsko, po żwawej bitwie ze wszystkich tych trzech przeciwnej strony dowódców odniosło zwycięztwo. Wyszedł potem przeciw niemu Scypion, ale skoro się wojska do siebie zbliżyły, żołnierze opuszczając wodza przeszli na stronę Pompejusza; Scypion ledwo ucieczką życie ocalił.
Powziąwszy wiadomość o takowych czynach Sylla, a mniemając go być w niebezpieczeństwie, szedł śpieszno na pomoc. Przyjął go na czele zwyciezkiego wojska swego Pompejusz, i uczczonym tak dalece od niego został, iż dawszy mu tytuł imperatora, nad wszystkich odtąd przenosił i czynów swoich chciał mieć uczestnikiem.
Wiedząc dobrze Pompejusz, iż takowe względy mogły mu uczynić nieprzyjaciół, obchodził się skromnie w każdej okoliczności : nawet gdy go Sylla chciał wysłać do Gallji, nie wprzód podjął się tej wyprawy, która dawniej zlecona była Metellowi, póki go tenże sam nie wezwał.
Niedługo tam bawił, gdyż wezwanym został do Rzymu do Sylli, który dożywotnim dyktatorem uczyniony, chcąc go sobie zupełnie zniewolić, dał mu w małżeństwo wnuczkę swoję Emilią. Tę iż gwałtem pierwszemu mężowi wydarł, a Pompejusza do odesłania własnej małżonki przywiódł, krok taki skaził niejako sławę Pompejusza, depcącego najświętsze związki dla dogodzenia żądaniom dyktatora; uważano albowiem w kroku takowym nieczułość i upodlenie.
Wyprawiony przed Syllądo Sycylji, resztę nieprzyjaciół jego, których był przywódcą Karbon, rozproszył, hersztów i samego Karbona śmiercią ukarał. I w tym postępku nie zdał się iść własnym sobie torem : zbyt wielka surowość dogodziła wprawdzie żądzom mściwego Sylli, ale tym mocniej czerniła Pompejusza cnotę, im jawniejsze dawał dowody ludzkości i łagodności. Pamiętny przykład w działaniu naówczas swojem zostawił, jak jedna namiętność gdy górę weźmie, tłumi najszacowniejsze przymioty; nienasycona albowiem wyniosłość przeistoczyła sposób myślenia jego dotąd łagodny i ludzki. Uczuł to sam, gdy chcąc przeciwnych Sylli ukarać obywatelów miasta Himery, wydał na znamienitszych wyrok śmierci : wystąpił naówczas jeden z nich zwany Stenius, i z temi się słowy odezwał. « Wstrzymaj się z ukaraniem Pompejuszu, iżbyś zamiast jednego winowajcy wielu niewinnych śmierci nie był przyczyną. » Gdy go pytał, kto to był ten winowajca, rzekł « Ja nim jestem. Ja sam namową przyjaciół, mocą przeciwnych przywiodłem współziomków moich do tego dzieła, za które teraz chcesz karać. » Wspaniałość takowej odezwy wzruszyła wrodzoną łagodność Pompejusza : darował przywódcę życiem a przez wzgląd cnoty jego i współziomkom odpuścił winę.
Wkrótce potem odebrał listy senatu z rozkazem udania się do Afryki przeciw Domicyuszowi, który na wzór Maryusza wielkie tam zebrawszy wojska groził Sylli i ulegającemu jemu Rzymowi. Skoro się przez morze przeprawił, i na ląd nie daleko Attyki i Kartaginy wysadził wojska, siedm tysięcy zbiegłych od Domicyusza żołnierzy przyszło do jego obozu, niezabawem sam Domicyusz zaszedł mu drogę. Mimo niesposobność miejsca i czas słotny przyszło do bitwy; w tej zwyciężony Domicyusz ledwo trzy tysiące niedobitków z placu uwiódł, ale w ucieczce zabity, a obóz jego poszedł na zdobycz zwycięzcom. Skoro się wieść o zwycięztwie
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/776
Ta strona została przepisana.