drodze gdy odebrał wiadomość o śmierci żony Daryusza, natychmiast wrócił do obozu, i wspaniały obchód czyniąc zeszłej, nawiedził Daryuszową matkę, ciesząc ją w tak bolesnej przygodzie. Przytomny wówczas jeden z niewolników Daryusza, wykradłszy się z obozu, biegł do dawnego pana, i oznajmił o śmierci Statyry. Rzewno zapłakał na takową powieść, i narzekał na los nieszczęsny, który mu nie dozwolił przynajmniej po śmierci uczcić zwłoki ukochanej małżonki. Odebrała tę cześć, rzekł ów niewolnik. I gdy opowiedział z jaką wspaniałością pogrzebioną została; jak za życia czczoną i szanowaną w obozie Alexandra była, jaki wzgląd miał na matkę i powinowatych jego; uśmierzył się nieco w żalu, a biorąc go na stronę zaklął, iżby wiernie objawił, czyli się czego z ujmą jej sławy zwycięzca nie dopuścił. A gdy pod najstraszniejszem zaklęciem upewnił go ów niewolnik : iż powątpiwaniem nawet uczyniłby krzywdę cnocie i wsarzemięźliwości Alexandra, naówczas powróciwszy do swoich Daryusz, wznosząc ręce do nieba zawołał : « Bogowie, którzy państwy i królami władacie, raczcie zachować Persów, i krwi mojej zostawić panowanie, abym pokonawszy Alexandra, zwyciężonemu pokazał wdzięczność za jego ludzkość i cnotę. A jeżeli już taki padł wasz wyrok, iżby państwo Perskie zaginąć miało, niech nie kto inszy nad Alexandra tron Cyrusa osiędzie. »
Zeszły się nakoniec wojska między Gangamelami i Arbellą, i gdy przy nocnej porze niezmierzone okiem obozu Daryuszowego okazały się po nizinach i wzgórkach przyległych ogniska, a wrzask i szelest nieprzeliczonej zgrai ogromnemi rozlegały się i powtarzały odgłosy, okropność widoku tak dalece pierwszych Alexandrowych wodzów ujęła, iż wszedłszy w radę osądzili nocą raczej napaść na obóz nieprzyjacielski, niż wpośród dnia wstępnym bojem walczyć z przemagającą potęgą. Szli więc z takową radą do Alexandra : gdy ich wysłuchał, rzekł : « Ja zwycięztwa kraść nie chcę. » I lubo takową odpowiedź za zbyt zuchwałą poczytano, skutek pokazał, iż była rozsądną : większe albowiem było niebezpieczeństwo małą liczbę wśród ciemni paszczać, niż w dniu wieść ją porządnie wśród nieszykownego motłochu :
Że spał smaczno tej nocy Alexander, i aż go budzić rano Parmenion musiał, powieść ta oznacza, iż był zaufany w dzielności i swojej i swoich, a może też i spracowany wielce.
Wszczęła się pamiętna bitwa równo ze dniem, a część ta wojska, którą dowodził Parmenion niespodziewanym dzikiego ludu następem tak zmięszaną została, iż cofać się musiał, a tymczasem Mazeasz na czele Baktryanów wziął tył Macedończykom, i prosto ku obozowi zmierzał. Dał natychmiast o tem znać Alexandrowi Parmenion, dodając, iż obóz może pójść w zdobycz nieprzyjaciołom. Ale takową posłaniec odebrał odpowiedź : « Powiedz temu, co cię przysłał, iż jeźli zwyciężymy, i to co ma nieprzyjaciel weźmiem : jeźli oni nas zwyciężą, nie czas będzie wtenczas myślić o obozie. » Stanął zatem przybrany świetnie na czele sławnego półku wybranych swoich Macedończyków, i pierwsze zaraz hufce Persów do ucieczki przymusił.
Postrzegłszy zaś w tłoku owym zdaleka wzniosłego na wozie Daryusza, tam się przedzierał wśród najsroższej walczących wrzawy, jedynie żądając, iżby się do samego Daryusza dostał. Ale opasali ze wszystkich stron monarchę swego wierni Persowie, i wśród tak walecznego tłoku nader ciężki był przystęp do niego. Gdy się jednak srogim bojem coraz ta mnogość przerzedzała, nie dotrzymał Daryusz miejsca, i śpieszną ucieczką ocalił życie; lecz odjął reszcie walczących odwagę, gdy postrzegli, iż ich odstąpił. Nie byłby jednak uszedł rąk Alexandra, który go nieodstępnie ścigał, gdyby powtórny Parmemiona posłaniec nie był go zwrócił z pogoni, dawając znać, iż z tamtej strony Persowie dotrzymywali kroku, i sam z częścią wojska, którą miał przy sobie, nie mógł im podołać. Z niezmiernem zmartwieniem musiał porzucić zdobycz prawie pewną, i gdy wracał na pomoc Parmenionowi, zastał już pokonanych zupełnie nieprzyjaciół.
Zwycięztwo pod Arbellą zakończyło Persów monarchią. Alexander Azyą odzierżał. Babilon otworzył wrota nowemu panu, a zatem i stolicę Perskich monarchów posiadł. Skarby które tam zastał, zawierały w sobie skład tego wszytkiego, co świat naówczas w bogactwach, kunsztach i okazałościach najszacowniejszego w sobie zawierał. Czterdzieści tysięcy talentów w srebrze samem mennicznem zastał, reszty mnogość nieprzeliczoną. Powiadają, iż samej purpury najprzedniejszej znalazło się pięć tysięcy cetnarów.
Wszedł zatem w samo królestwo perskie, i opanował stołeczne miasto Persepolis; tam wśród biesiady sam zbytkiem napoju rozmarzony pałac królów zapalił. Spłonął więc gmach ten najwspanialszy w Azyi, a w nim wielkie bogactwa. Postrzegł niebaczność swoję i płochość mniej przystojnego postępku, kazał natychmiast pożar gasić : ale już było po czasie, moc ognia pochłonęła gmach ów wspaniały, i dotąd jeszcze, pomimo przeciąg tylu wieków, ostaki jego zadziwiają ogromnością swoją.
Im bardziej pomnażała się możność Alexandra, tym szczodrzej innym dostatków udzielał, co się w wielokrotnych okolicznościach, zwłaszcza w tym czasie okazało. Aryston wódz jazdy Peońskiej zabiwszy wodza perskiej jazdy, rzucił głowę jego pod nogi Alexandra mówiąc; « U nas za to dają złotą czaszę; ale bez wina, odpowiedział Alexander, a ja ci ją tak dam, i za twoje zdrowie wypiję. » Drugiego razu widząc, iż chłop pędząc muła złotem obładowanego, gdy ten ustał, sam z niezmiernem utrudzeniem wór niósł owego złota, i gdy już dalej zdołać ciężarowi nie mógł, rzekł do niego : « Nie ustawaj w pracy, a zanieś do i domu ten wór, który ci daruję. » Obraził się był na jednego z dworzan : przyjaciele jego ledwo Alexandra ułagodzili. Przywoławszy go więc przyjął do łaski : ten jak był żartobliwy rzekł : « A jakąż będę miał przebłagania twojego rękojmią? » Rozśmiał się Alexander, i kazał mu natychmiast pięć talentów wyliczyć. Te i inne szczodrobliwości jego nadzwyczajnej skutki wypróżniały skarb, i zdawało się, iż wylany na uszczęśliwienie innych zapominał o sobie; co bacząc matka jego Olimpias upominała go wielokrotnie, iżby poprzestał takowej szczodroty. Nie ganię ja tego, pisała mu, iż uszczęśliwiasz przyjaciół i domowników, ale trzeba, iżbyś miarę zachował w darach twoich, i nie równał z sobą tych, nad któremi przełożonym jesteś. Lubo przestrogi wdzięcznie odbierał, i dogadzał jej żądaniom, nie cierpiał jednak tego, iżby się w sprawy publiczne wdawała.
Widząc zbytki niezmierne u domowników, a przeto
Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/787
Ta strona została przepisana.