Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/802

Ta strona została przepisana.

ciu prosił, iż jeżeliby mu łaskę wyświadczyć chciał, uwolnił w więzieniu trzymanych niektórych Greków, co natychmiast Alexander uczynić rozkazał. Tenże gdy już po zwyciężonym Daryuszu Kratera słał do Macedonji, przykazał, aby Focyona odwiedził, i ofiarował mu i jego imieniem jedno ze czterech miast najcelniejszych Azyi do wybrania : i w tej okoliczności równą wzgardę bogactw Focyon okazał, przestając na swojem ubóztwie.
Po śmierci Alexandra rwali się Ateńczycy do broni, a najbardziej wzbudzał ich żarliwy a mniej baczny Leostenes obiecując pewne tryumfy i sławę nieśmiertelną. « Młody człowiecze, rzekł mu naówczas Focyon, twoje słowa podobne do cedrów, wyniosłe są wprawdzie, ale owocu nie dają. » Kiedyż więc prowadzić mamy wojnę pytał go Hyperydes? « Natenczas, rzekł Focyon, kiedy młodzież będzie karna, maję ni nie skąpi dla ojczyzny, a krasomowcy kraść ją i łudzić przestaną. »
Nastąpiła mimo radę Focyona wojna, Leostenes mianowany wodzem; gdy wojsko swoje porządne, szykowne i liczne chlubnie okazywał, rzekł Focyon : « Prawda, iż znaczne, ale ostatnie, na które się zdobyć było można : dziwię się wychodzącemu, ale się boję powrotu : » i słuszna była bojaźń jego. Z początku albowiem powodziło się Leostenesowi; Beocyanów zwyciężył, Antypatra z Macedończykami z miasta Lamij wygnał; ale gdy go śmierć zaszła i mimo zdania Focyona dalej wojnę prowadzić przedsięwzięli Ateńczykowie, lubo po kilkakrotnie zwyciężyli nieprzyjaciół, słabili się jednak swojemi zwycięztwy; wzmógł nakoniec Antypatra przyjściem z Azyi Krater, i gdy przyszło do bitwy, Greków pokonał. Zbliżył się zatem ku Atenom; a naówczas gdy żarliwi krasomowcy z miasta uciekli, a rzeczy w złym były stanie, udali się wszyscy do Focyona prosząc, iżby się poselstwa do Antypatra podjął. Przyjął na siebie ten ciężar mówiąc : « Gdybyście mi byli dawniej wierzyli, nie przyszłoby do tego. »
Na wszystkie przełożenia i namowy Focyona, tę tylko dał Antypater odpowiedź : « Niech się Ateńczykowie zupełnie na moję wolą zdadzą. » Opowiedział ten wyrok zwycięzcy za powrotem swoim do Aten Focyon zgromadzonemu ludowi, a gdy potrzeba kazała na nim przestać, wraz z Xenokratem posłany był do Antypatra : ten ile nie uczony, Filozofem wzgardził, a zaś Focyonowi takową dał odpowiedź, iż wejdzie w przymierze z Ateńczykami, ale z temi warunkami, iż mu wydadzą Demostenesa i Hyperyda, przyjmą ludzi jego do portu w Munichium, koszta wojenne zapłacą, i oprócz tego grzywny, które na nich za karę nałoży.
Innym posłom dość znośne zdały się takowe nakazy, sam Xenokrat z zwykłą filozofji powagą rzekł. « Niewolnikom mniej przykre, wolnym nieznośne. » Najprzykrzejszą było dla Ateńczyków rzeczą widzieć port żołnierzem cudzoziemskim obsadzony, wielu z obywatelów porzucili naówczas ojczyste siedliska, i przenieśli się do Tracyi, gdzie im Antypater osady wyznaczył. Lubo więc jawnie Aten nie opanował Antypater, jęczały pod jego jarzmem, a porównywając zdarzone swoje klęski pod Filipem i Alexandrem, przenosiły tamtejsze czasy nad te, w których im zostawać przychodziło. Używał prawda Antypater dość skromnie i względnie władzy swojej, przykra jednak była wezwyczajonym do władania i rozpieszczonym w swobodzie.
Smutnyto był los Focyona w całem życiu pasującego się o wolność ojczyzny, przy schyłku dni swoich widzieć ją w ostatnim stopniu nieszczęścia i poniżenia. Nie mogąc inaczej służyć jej, używał wziętości którą miał u Antypatra na ulżenie przynajmniej ciężaru jarzma, którego skruszyć nie mógł. Uprosił więc u niego powrót wielu wygnańców; a dla tych, których wrócić Alenom Antypater nie chciał, wyjednał takowe osady, w którychby wygodniej i bezpieczniej żyć mogli, niż przedtem : przeniesiono zatem wielu z odleglejszych krajów do Peloponezu, gdzie jeżeli nie w własnej ojczyźnie, przynajmniej wpośród Greków mieszkali.
Chcąc istotnie utwierdzić władzę swoję w Atenach Antypater, niespokojnych i nowości pragnących oddalił z miasta; takich zaś sadzał na urzędy, którym ufać mógł, iż się do żadnego buntu nie przyłożą.
Menyllus, któremu Antypater straż portu powierzył, szacując wielce Focyona, słał mu czasu jednego dary; odesłał mu je z takową odpowiedzią : iż nie większym on był panem od Alexandra, ani Focyon inakszy jak był naówczas, gdy Alexandrowi złoto jego odesłał. Gdy zaś go prosił o to usilnie Menyllus, aby synowi swojemu pozwolił wziąć co od niego, na to tak odpowiedział : « Jeżeli mój syn chce być dobrym, wystarczy mu ojcowski majątek; jeżeli złym, choćby wziął jak najwięcej, będzie to dla niego mało. »
Naprzykrzali się powtórzonemi prośbami Fycyonowi współziomkowie, ażeby wymógł na Antypatrze, z którym miał zachowanie, iżby kazał odejść z portu żołnierzom swoim, ale on widząc jak nieskuteczne byłyby namowy i prośby jego, zwlekał ile mógł takowe poselstwo. Udali się więc do Demadesa, który natychmiast do Antypatra będącego naówczas w Macedonji wraz z synem się swoim wybrał. Ale nim przybył, Antypater śmiertelnie zachorował. Kassander zaś syn jego przejął list w którym Demades wzywał Antygona, aby szedł do Grecyi, i uwolnił ją z przemocy już dogorywającego Antypatra.
Skoro przybył do Macedonji Demades, wziął go wraz z synem do więzienia, i wymawiając zdradę w oczach jego, synowi życie odebrać rozkazał, a potem własną go ręką sam zabił.
Po śmierci Antypatra objął rządy państwa Kassander, i zaraz posłał rozkaz do Menylla, aby miejsca ustąpił Nikanorowi w straży portu ateńskiego. Zazdroszcząc władzy Kassandrowi Polyperchon, wódz niegdyś wojsk Antypatra, imieniem syna Alexandrowego, którego miał w straży, pisał do Ateńczyków, obiecując przywrócić im dawną wolność. Ukrywała ta chęć pozorna dobroczynności, zdradę, chciał bowiem ubiedz miasto przed Kassandrem, czego żeby snadniej dostąpił, obmawiał Focyona, jakoby on sprzyjał następcy Antypatra, tak jak był do ojca jego przychylnym, a przeto nieprzyjacielem był własnej ojczyzny, chcąc ją mieć w niewoli. Czego więc przedtem obmowy i najusilniejsze podejścia nieprzyjaciół dokazać nie mogły, wówczas kunszt zdradny Polyperchona uiścił. Focyon wpadł w podejrzenie. Widział wprawdzie wzmagającą się przeciw sobie niechęć, ale tylekroć niewinnością ocalony, zbytnie zaufał w cnocie swojej, a tymczasem tyle na niego zjadłych obmówek i jawnie i pokątnie miotano, iż porwanym został i oskarżonym sądownie, jakoby miał zmowę z nieprzyjaciółmi, i wraz z nimi czuwał na zgubę rzeczypospolitej.
Skoro przed sądem stanął, pokazało się jawnie, iż się wszyscy byli zmówili na zgubę jego. Nie dano mu