Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/803

Ta strona została przepisana.

nawet czasu do usprawiedliwienia, a Polyperchon, który sam zasiadał, skrępowanego na wóz wsadzić i do więzienia publicznego wieść rozkazał. Przeraził czułych widok bolesny; płakali patrząc na zhańbienie takowe prawi obywatele, ale mała ich była liczba, a lud niewdzięczny i płochy natrząsał się z wybawiciela swojego. Gdy przyszło dawać kreski, jeden z poczciwych obywatelów rzekł : Ponieważ my sądzić mamy Focyona, niechże z naszego zgromadzenia cudzoziemcy ustąpią. Nie dano mu dalej mówić, a natenczas z temi słowy ozwał się do ludu Focyon : « Ateńczykowie! jeźli ja mam ginąć, pocóż tylu niewinnych wraz ze mną gubić chcecie? Osądźcie mnie samego na śmierć, ja się na nię potępiam : ale tych, coście ze mną do sądu stawili, a którzy są niewinnemi, darujcie życiem. Na to lud krzyknął : « Zginą, bo byli twemi przyjaciółmi. » Umilkł zatem czekając wyroku, który był takowy : lud kreskować się będzie, i wielością głosów osądzi, czyli zasłużyli więźnie na śmierć; skoro ten sąd wypadnie, natychmiast śmiercią ukarani zostaną.
Nie wielością, ale jednostajnemi głosy skazany na śmierć został, a z nim Nikokles, Tudyp, Hegemon, nieprzytomni zaś Demetryusz z Falery, Kallimedon i Charykles.
Odprowadzono zatem więźniów do więzienia : a gdy jeden z pospólstwa śmiał plwać w oczy Focyonowi, obrócił się do sędziów i rzekł : « A nie maszże tu ta kiego, któryby nie dozwalał takowych nieprzyzwoitości. »
Tudyp społecznik kary widząc, iż truciznę przyprawiano, płakał rzewnie, że z Focyonem, umierać musi. « Niech ci to pociechą będzie » rzekł Focyon. Pytano go się zatem, jeżeli miał jakie zlecenie dla syna : « Powiedźcie mu, rzekł, niech o tem zapomni, że ojciec jego niewinnie zginął. »
Nie stało trucizny, gdy przyszła kolej na Focyona, a kat nie chciał przyprawiać nowej, pókiby mu za nię nie zapłacono. Gdy więc rzecz szła w zwłokę, zawołał do siebie jednego z przyjaciół i prosił go, żeby zapłacił, kiedy bez pieniędzy i umierać w Atenach nie można.
Nie dość było jeszcze na tem nieprzyjaciołom, iż mu odebrali życie : wypadł wyrok, aby zwłoki jego wymieciono za granicę, a tam iżby się żaden z Ateńczyków być przy obchodzie jego pogrzebowym nie ważył; i stało się tak, a niewiasta jedna z Megary widząc, iż je blizko jej domu prowadzono, zdiąć je kazała z wozu, i wielbiąc nieszczęśliwą cnotę, u siebie pogrzebła.

KATON UTYCEŃSKI.

Pierwszy Katon cenzor, którego się życia wyżej położyło, nadal rodowi swojemu prawdziwą, bo z cnot i zasług pochodzącą zacność. Ten którego się teraz życie kładzie, od niego pochodził.
Z młodości wydawała się w nim nadzwyczajna stałość : cokolwiek przedsięwziął, wszystkich sił dokładał, iżby do skutku koniecznie przywiódł. Uporu więc jego ani groźby, ani łagodność przezwyciężyć nie mogła. Ponury był i milczący, do gniewu nieporywczy, ale gdy weń wpadł, z trudnością wielką ułagodzić go ledwo można było.
Gdy go do szkół oddano, zdał się być niepojętnym, ale czego się raz nauczył, tkwiło stale w umyśle jego pamięć miał gruntowną co zwyczajnie się nadarza tym, którzy nierychło pojmują rzeczy. Nie wierzył z pierwszego wejrzenia, ale pierwej rzecz roztrząsnął, a dopiero na niej przestawał. Był posłusznym na rozkazy starszych, badał się jednak o przyczynę rozkazów, w czem mu ulegał roztropny nauczyciel jego Sarpedon.
Jeszcze był niemowlęciem, gdy niektóre sprzymierzone narody starały się w Rzymie o uczestnictwo obywatelstwa; jeden z ich posłów Pompedyusz Sylon mąż znamienity, mieszkał naówczas w domu Liwiusza Druza, u którego Katon, jako wuja swojego, po śmierci rodziców wraz z bratem Cepionem zostawał na opiece. Bawił się rad z temi dziećmi Pompedyusz, i razu jednego mówił, aby się za nim przyłożyli do wuja w wyrobieniu obywatelstwa, o które się starał. Cepion przyrzekł do razu, a gdy Katon milczał, wziął go na ręce Pompedyusz, i zmyślając postać surową wystawił za okno mówiąc : « Jeżeli za mną nie będziesz prosił, rzucę cię na dół. » Trzymał go dość długo, ale gdy niezmięszany trwał upornie w milczeniu, stawiając go na ziemi rzekł do przytomnych : « Co za szczęście dla Rzymian, jeźli się to dziecię uchowa : gdyby był teraz w dojrzałym wieku, nie otrzymalibyśmy pewnie tego, czego żądamy. »
Rządził Rzymem naówczas Sylla, a że był przyjacielem rodziców Katona, kazał go często wraz z bratem do siebie przywodzić, i bawił się z niemi. Katon który już wychodził z niemowlęctwa, widząc jak zabitych z rozkazu tyrana przynoszono do niego nie tylko zdobycze, ale i głowy ucięte, pytał się nauczyciela swego Sarpedona. « Dla czego kto się nie obrał, któryby Syllę zabił? » Dla tej przyczyny odpowiedział Sarpedon, iż bardziej go się boją jeszcze, niż nienawidzą. « Pocóż rzekł Katon, kiedy mnie tu wiedziesz, nie dasz nu broni, którąbym ja go zabił, i Rzym wybawił z niewoli? » Przestraszył się niezmiernie takową odpowiedzią nauczyciel, i odtąd miał pilne oko na ucznia, iżby nie zjścił tego, do czego się być tak skłonnym pokazał.
Lubo się być mniej czułym i nieużytym zdawał, kochał jedynie brata swego, i dopiero się wtenczas z nim rozłączył, i podzielił ojczystym majątkiem, gdy do urzędów był powołanym. Choć jednak był dość dostatnim, wiódł życie pracowite i ostre, strzegąc się nie tylko zbytku, ale i wygód; a widząc jak wiele na wiadomości zależy, pod znamienitemi mistrzami ćwiczył się: w nauce Filozofji i Krasomowstwa. W pierwszej największy wzgląd miał na obyczajność, tyle zaś tylko drugiej chciał korzystać, ile mu do spraw publicznych potrzeba było. Nie stawał więc u sądów, jak inni ćwiczący się w krasomowstwie czynili, a gdy mu to wymawiano rzekł : « Wolę, że mnie o to obwiniają, iż milczę, niż gdyby mnie ganić miano, iż zle żyję. Zacznę ja mówić, ale wtenczas dopiero, gdy to, co powiem, nie będzie godne zamilczenia. »
Był gmach w Rzymie, gdzie sądy odprawiano, i zwał się bazyliką Porcyusza, gdyż go Porcyusz Katon cenzor, przodek naszego stawiał; że w nim jedna kolumna zacieśniała miejsce, chcieli ją trybunowie wyrzucić. Oparł się takowemu przedsięwzięciu młody Katon, i pierwszy raz wtenczas miał rzecz do ludu, a mowa jego dawała poznać, iż nie była dziełem młodzieńca : owszem zwięzłością i mocą oznaczała z powagą dzielność. Były w niej wyrazy mocne, ale i wdzięk się wydawał niepospolity, co razem złączone tak ujęło słuchaczów, iż nad