Jako kwiat polny, co mu rosa sprzyja.
Gdy żywą farbą wdzięcznie pasie oczy,
Podcięty kosą zwiędłe kolki zwija;
Tak grot smiertelny słabi go i mroczy,
Na pierś śnieżystą mdła skłania się szyja.
Padł śmierci łupem młodzieniec ochoczy.
Rumiane lice gasną i drewnieją,
Usta, przyjemne uśmiechem, sinieją.
Kto żal, kto rozpacz przytomnych opisze,
Na tak okropne zbiegłych widowisko?
Przypadli tłumem wierni towarzysze,
A zwłoki w puszczą gdy zanieśli bliską,
Tam je w posępną złożyli zaciszę.
Sami zaś biegli na pobojowisko
Mścić się na reszcie pierzchającej rzeszy,
Co trwożna do swych stanowisk się śpieszy.
Zapłakał Wejher, kiedy się dowiedział
O nieszczęśliwej młodzieńca utracie:
Ani się dłużej w okopach osiedział;
Ale o mściwej myślący zapłacie,
Wypadł w tłum dziki, który coraz rzedział.
Więc w pożądanej nasi alternacie
Gromią niewiernych, a na wszystkie strony
Obfitych zwycięztw odbierają plony.
Wysłał Chodkiewicz, aby hamowali
Starsi żołnierza impet zbyt rozjadły.
Więc się zwyciężcy nazad powracali,
I mężne hufce, skąd wyszły, osiadły.
Bogu cześć winną wszyscy oddawali.
A gdy już nocne ciemności zapadły,
Szli na spoczynek, lecz im nie był miły.
Zwłoki Zawiszy gdy w obóz przybyły.
Gmin rozmaity, żołnierze i wodze
Wyszli naprzeciw w żałośnej postaci;
Żal ciężki wszystkich dotykał zbyt srodze,
Ale największy był jego współbraci.
Grono młodzieńców stanęło na drodze,
Grono młodzieńców, co swój zaszczyt traci.
Płakali rzewnie na pierwiastki smutne,
Co losy nagle zdziałały okrutne.
Szacowne zwłoki krył całun bogaty.
Gdy na śmiertelne włożono je mary,
Młodzieńcy drogę uściełali kwiaty,
A pod ozdobne gdy wniesion kotary,
Płacz rzewny wszystkich głosił wielkość straty:
Płakał go równie, i młody i stary.
Chodkiewicz tłumiąc żal serca głęboki,
Tak mówił, patrząc na szacowne zwłoki:
«Dzielnością, cnotą, i gorliwą wiarą,
«Wszystkiemi zgoła dary ozdobiony,
«Młodzieńcze, żadną nieskażon przywarą!
«Jużeś w przybytkach bożych umieszczony:
«Ojczyzny miłej wyborna ofiaro!
«Patrz na żal twoich, płacz nieutulony;
«Niewcześnie zgasłeś, a pamięć twa miła,
«Wszystkich nas ciężkim żalem rozrzewniła.
«Stanąłeś teraz już w porcie szczęśliwym,
«Doszedłeś mety po krótkiej przeprawie;
«Proś Boga, niech nam będzie miłościwym,
«Na twą ojczyznę niech spójrzy łaskawie.
«Nasza rzecz mścić się mieczem zapalczywym:
«Dogodzim żalom, dogodzim i sławie.
«Przysiężmy przez ten przykład, który chwalim,
«Że jego zemścim; kraj, wolność ocalim.»
Rzekł, a natychmiast powstały okrzyki.
Jeden głos, jedno hasło wszystkich było;
Szerzył się, wzmagał, a pomiędzy szyki
Hasło wspaniałe coraz się mnożyło.
Na stanowiska poszły wojowniki;
Już też ciemnością niebo się zakryło.
Namiot tymczasem ozdobiwszy wieńcy,
Przy zwłokach smutni zostali młodzieńcy.
Im więcej w mocy nadziei położył,
Dumną potęgą Osman zaufany.
Tym się zjadliwiej zawziął i nasrożył,
W zuchwałych myślach swoich oszukany.
Nową natychmiast radę baszów złożył,
Jakby pognębić i znieść Chrześcijany.
Zeszli się wszyscy skupieni do razu,
Na straszny wyrok tyrana rozkazu.
Różne projekta były roztrząsane;
Wtem jeden z rady Osmanowi rzecze:
«Pewną mieć będziesz, Padyszo, wygranę,
«Żaden przed mieczem twoim nie uciecze;
«Niech stanie Omar, ten sprawi odmianę,
«Ten przyszłość dalszych powodzeń dociecze.
«A czarnoxięzkie gdy pocznie zaklęcia,
«Zmięsza niewiernych dumne przedsięwzięcia.
Stanął natychmiast Omar zawołany,
Stanął wśród rady za pana rozkazem,
Obiecał zgubić wszystkie Chrześcijany,
Zniszczyć do szczętu ogniem i żelazem.
«Poznasz, o panie! rzekł, szczęsne odmiany,
«Oddam w zwycięzkie ręce wszystkich razem,
«Żywych, czy martwych, w jakiej chcesz postawie,
«U stopni tronu twojego postawię.»
Tam, gdzie się ciągła rozległa dolina,
A przez nię strumień czyste wody toczy,
Las się zdaleka podnosić zaczyna,
Wybujałemi drzewy dziwi oczy:
Nazwisko jego dawne Bukowina,
Cienmi zarośli wieczystemi mroczy.
Dęby stuletnie, i buki i jodły,
Ledwo dojrzane wierzchołki wywiodły.