Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/90

Ta strona została przepisana.

Już do ostatniej rozpaczy się brało,
Gdy wrzask okropny radzących potrwożył:
Okropny odgłos echo przyczyniało;
A gdy się coraz straszliwiej powtórzył,
Chcąc wiedzieć, co się w stanowiskach działo,
Szedł Osman. Nowy widok się otworzył.
Strwożonej rzeszy umysł niespokojny
Przegraża buntem, pragnąc końca wojny.

Jęknął bezbożny, a łzy zajadliwe
Pełne rozpaczy z oczu mu wypadły;
Coraz się wrzaski wzmagały straszliwe:
Poniżon, zdręczon, a zemstą rozjadły,
Darmo chciał tłumić bunty zapalczywe;
Więc pełen złości, drżący i wybladły
Skłonił kark dumny: wyznaczono posły,
Coby wstyd jego w podłej prośbie niosły.

Skinder, gdy imie swe słyszał i zoczył,
Wpadł wpośród rzeszy, a pałając wzrokiem:
«Niech idzie, krzyknął, kto pierwszy wykroczył;
«Niech się haniebnym upodla wyrokiem
«Kto z drogi wiernych Muzułmanów zboczył,
«I śmie sromotnym deptać honor krokiem:
«Kto zniesie, by go wstyd ostatni tropił,
«Niech idzie!» — Wtem miecz wśród serca utopił.

Jak piorun w trzasku, tak śmierć walecznego
Przelękłe tłuszcze zarazem ujęła:
Jęk powstał; widok rycerza wielkiego,
Pamięć na jego heroiczne dzieła,
Mnożyła boleść. Wśród zgiełku strasznego
Powszechną wolą ta rada stanęła;
Spahów, Janczarów groźny poczet wrzasnął:
Żebrać pokoju. — Kto go miał dać, zgasnął.

Próżne tam zwycięztw pienia i odgłosy,
Gdzie ostateczną czas się zbliża chwilą:
Te, co bujały w dostawaniu, kłosy,
Pod sierp dojrzałe niżą się i chylą.
Już czas przychodził, aby ten, co ciosy
I złą odwrócił od ojczyzny chwilą,
Spełnił swój wyrok: a dusza swobodna
Tam odpoczęła, kędy spocząć godna.

Płaczliwe rzesze otaczają łoże,
W którem obrońca ojczyzny spoczywał.
Widzi płaczących, i jeszcze się wzmoże,
Rzucił blask płomień, który dogorywał:
«Wielbmy, rzekł, wielbmy miłosierdzie boże;
«Zjścił Pan wiernym to, co obiecywał.
«Niechaj się dumni mocy jego boją,
«Zgnębił mocarstwa świętą ręką swoją.

«Nie płaczcie! — Radość niech w sercach przebywa,
«Miła ojczyzna kiedy ocalała.
«Jeszcze na wiernych jej synach nie zbywa:
«Was, jeśli wzrusza jej godność i chwała,
«Znajdzie obrońców, i będzie szczęśliwa.
«A gdy cios taki dzielnie wytrzymała,
«Znać, że zastępów Pan, który ją broni,
«Wyrwie i potem, choć z najgłębszej toni.

«Miejcie w pamięci, żeście prawowierni,
«I święte boże zachowujcie prawa.
«Bądźcie monarchom waszym zawsze wierni,
«A pamiętajcie, iż je Bóg nadawa,
«Bracia jesteście, możni, czy mizerni,
«Chowajcie równość, jak każe ustawa.
«Ojczyzno!» — Zamilkł. — A gdzie cnota wiodła,
Tam duch odpoczął wśród istności źródła.

Tak cedr, co w niebo wzniosł wierzch okazały,
I cieniem swoim doliny zasłaniał;
Próżno nań groźne wiatry powstawały;
Trwał: młode drzewka, krzewiny ochraniał.
Doznał nakoniec, iż nie wiecznotrwały:
I gdy się chwiejąc ku upadku skłaniał,
Padł. — Wstrząsł się Hermon, a Libanu skały
Odgłosem spadku jego zajęczały.

Wzmógł się niewierny, a ostatnie siły
Wywarł, chcąc zmazać hańbę, którą znosił;
Po smutnych jękach groźby nastąpiły:
A który zgnębion o przymierze prosił,
Nowe go zemsty duchy orzeźwiły:
Odgłos się wojny natychmiast podnosił.
Wsparci nadzieją wodzowie i basze,
Wiedli swe tłumy na okopy nasze.

W nich zacne, dotąd umieszczone zwłoki
W najokazalszem miejscu spoczywały.
Poutwierdzane nadbrzeżne opoki,
Zmocnione straże szańców pilnowały,
Opatrzon obóz żywnością bez zwłoki,
Wódz Lubomirski, przezorny i śmiały,
Godzien następcą zostać Chodkiewicza,
Przemysłem twierdzom obrony użycza.

Stanął najpierwszy wówczas, gdy tłum dziki
Na obóz całą potęgą uderzył;
Stanęły w miejscach swoich wojowniki,
A gdzie się impet pohańców zamierzył,
Pomimo groźby i okropne krzyki,
Wszędzie go odpór waleczny uśmierzył.
Wszędzie odparci, wstyd swój jawnie baczą,
Wracają z hańbą i wściekłą rozpaczą.

Tyś, Lubomirski, w dzień ów zawołany,
Stanął ojczyźnie za wybawiciela;
Odporem twoim Bisurman zmięszany
Tryumfalnego przymnożył wesela.
Z hańbą od szańców naszych odegnany;
A zgnębionego grom nieprzyjaciela
Wzniósł sławę polską: niewinnych obrońca,
Bóg wsparciem swojem zasilał do końca.

Ci, co z szacownej nas wyzuć swobody,
I w podłe jarzmo swoje wprzęgnąć mieli;
Upokorzeni na nowe zawody,
Żebrać pokoju sromotnie musieli.
Stanął; czas przyszedł wspaniałej nagrody,
W wiecznej ją chwale nasi osiągnęli.
A sława, która bystrym lotem leci,
W obronie matki uwielbiła dzieci.