Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/93

Ta strona została skorygowana.

Czeka cię mnóztwo rycerzów u Tury.»
Jak łoskot wału, lub grom straszny chmury,
Ozwał się Swaran, wspierając na tarczy:
«Kto mojej sile w tych polach wystarczy?
Kto się nie wzdrygnie, gdy ja rzucę okiem?
Leżą rycerze, co zuchwałym krokiem
Chcieli probować razów zamaszystych.
Sam tylko Fingal, król pagórków dżdżystych,
Mógł mi się oprzeć: gdyśmy się spotkali,
Tęgiemi kroki ziemięśmy zorali.
Na górze Malmor rwały się opoki,
A w bystrym pędzie przelękłe potoki,
W inszą się stronę przerżnęły przez lasy,
Uciekły, mrucząc na nasze zapasy.
Trzy dniśmy coraz tak się pasowali,
Drżący rycerze na ustroniu stali;
Gdy się zaczęły pokazywać zorza
Czwartego, krzyknął Fingal, padł król morza!
Nie padł, rzekł Swaran, utwierdzony w kroku.
Niechże Kukulin, posępnego wzroku,
Ustąpi temu, ustąpi w pokorze,
Co tak jest straszny, jak chmura w Malmorze.
«Nie, nie ustąpi Kukulin, Swaranie,
Padnie, lub będzie wielkim; ty Moranie
Idź, weź mój oszczep, niech nim uderzona
Brzmi Kabaita tarcza zawieszona
W Turze; niech wojny głos brzmi w twierdzach, w murach,
Niech go usłyszą mocarze po górach.»
Rzekł; skoczył Moran, bije w tarcz, brzęk głośny
Po górach, skałach, rozległy, donośny,
Daje się słyszeć, drży łań przy jezierze.
Konnal zrdzewiały od krwi oszczep bierze,
Kurat z wierzchołka porywa się skały,
I syn Tawila, Krugal, jak śnieg, biały.
«Słyszę, dźwięk tarczy, woła Ronuar mężny,
Grot Kukulina bije weń potężny,
Zawołał Lugar; przywdziej hełm Kalmarze,
Pilno pośpieszaj; a ty Kaitbarze
Rzucaj las Kromli; Eth kolana giętkie
Sposób do biegu, porzuć wrzosy miętkie,
Tam kędy Lena bystre wody toczy.
I ty Kaolcie hoży i ochoczy,
Śpiesz się na wdzięczne odwadze igrzyska,
Niech z ziół pod twemi kroki rosa pryska,
Przepasuj biodra, biodra twoje białe,
Bielsze od piany, gdy w Kuton na skałę
Rzuca się morze.» — Gromadzą się mężni,
Wspaniali w kroku, a w boju potężni,
Pamięć dzieł dawnych zarumienia lice,
Na hasło wojny sklnią się już źrenice.
Rękojeść miecza każdy tęgo ściska,
A stal hartowna, jak piorunem błyska.
Schodzą z pagórków, jak potoki dżdżyste,
Wodzowie zbroje przywdzieli ojczyste,
Za niemi groźna i posępna tłuszcza;
Jak gdy się obłok płomienisty spuszcza;
Przodkuje chmurze, co ulewę nosi,
Trzaskają gromy, deszcz niziny rosi.
Brzęk słychać groźny, tarcz szczęka o tarczą,
Brytany wyją i przy panach warczą.
Już pieśń pogromu mocarze zaczęli,
Echo odgłosy po padołach dzieli,
Drżą lasy Kromli, na wierzchołkach Leni
Spoczywa wojsko. Tak w dżdżystej jesieni,
Coraz się dymy wznoszą nad potoki,
A w grube dalej gęszcząc się obłoki,
W czarną mgłę wierzchy gór wielkich gdy mienią,
Pod samę niebios wznoszą się przestrzenią.
«Zdrowie, Kukulin rzekł, dzieciom padołu;
I wam jeleni gońcom dziś pospołu.
Na insze teraz przychodzim igrzyska;
Straszne, jak bałwan, co na skały pryska.
Mamyż się z królem Loklinu potykać,
Lub z wdzięcznych nizin Insfału umykać?
Czy ręka nasza na odpór wystarczy?
Mów, ty Konnalu, kruszycielu tarczy.»
Rzekł Konnal: «Oszczep gotowy do wojny,
Lubi krew oszczep, lecz umysł spokojny;
Ręka chce bitwy, ale serce zgody.
Wodzu! patrz, jako Oceanu wody
Swarana flotą okryły się nagle,
Nieprzeliczone i maszty i żagle.
Jak giętkie trzciny na Legony bagnie,
Rycerzów mnóztwo; Konnal zgody pragnie.
Fingal najpierwszy z mocarzów walecznych,
Swarana ręki ciosów niebezpiecznych
Strzeże się; Fingal, co jak wietrzna słota,
Przerzadza hufce i mocarzmi miota.»
«Ustąp, rzekł Kalmar, miłośniku wczasu:
Idź, a wśród nizin spokojnych i lasu,
Gdzie głucho zawsze, i zwierz nie zaskomli,
Trwożne uganiaj łanie w puszczach Kromli.
Niechaj strzał twoich żelezca stępione,
Rażą jelenie w biegu ugodzone.
Ty Semy płodzie! pędź Loklińce w strony,
Twój oszczep na ich klęsce zaprawiony,
Niech gromi hufce, niech zuchwalców znosi,
Niech nasze morze ich żaglów nie nosi.
Wstańcie ò wiatry Erynu burzliwe!
Wichry i burze i grzmoty straszliwe:
Od gniewnych cieni porwany w obłoki,
Niech wśród was Kalmar spełznie, jeśli kroki
Milsze mu w puszczach, niż na placu wojny.»
«Kalmarze! na to rzekł Konnal dostojny.
Nigdym ja z placu nie zszedł, a na czele
Rot moich, znali mię nieprzyjaciele.
W oczach się moich bitwy wygrywały.
O synu Semy! tron Kormaka trwały,
Tron starożytny, lecz pokój żądany.
Choćby i zlotem miał być kupowany,
Choćby połową państwa, dajmy hojnie,
Póki nas Fingal nie wspomoże w wojnie.
Chcesz jej koniecznie? ja się jej nie wzdrygam,
Z ochotą oszczep w ręce mojej dźwigam,
Przywdzieję oręż, zbroję włożę na się,
W bitwie duch raźny, a dusza się pasie.»
«Mnie, rzekł Kukulin, miły szczęk oręża,
Jak gdy się odgłos grzmotowy natęża,
Wdzięcznym jest w wiośnie deszczu poprzednikiem.
Niechaj rycerze nasi staną szykiem,
Niech tak jaśnieją śpieszący przez wrzosy,
Jak promień słońca ukształca niebiosy,
Gdy wdzięcznym blaskiem zwykł przodkować słocie,
Nim góry zabrżmią w ogromnym łoskocie.
Gdzież jest Kaitbat śnieżystego łona?
Dukomar, piorun, co mężnych pokona?
Fergus, co ze mną dobre chwile dzielił,