Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/96

Ta strona została skorygowana.

Czasów onych dzieci morza
Kiedy do nas przybyły,
Tysiąc masztów pierwsze zorza,
Tysiąc żaglów odkryły.
Wyszła przeciw tej gromadzie
Raźna młodzież Erynu,
Za powinność sobie kładzie
Bronić brzegów Ulinu.
Karbar ów nąjpierwszy z ludzi,
Piękny Grudar, tam byli,
Nieprzyjaźni gniew ich budzi,
Nieraz bitwy toczyli.
Kiedy przyszło do odporu,
Zapomnieli o bliznie,
Zjadłość dawnego rankoru
Darowali ojczyznie.
Na ich przyjście; ludzie morza
Co przypadli, jak wściekli,
Skoro tylko zeszły zorza,
Obelżywie uciekli.
Wracają razem, postrzegli,
O co była waśń stara,
Znowu do potyczki biegli,
Zabił Karbar Grudara.
Przyszedł Karbar sam do Tury,
Gdzie najmilsza z sióstr jego
Brassolis, wdzięcznej postury,
I oblicza pięknego,
Od wieczora do poranka
Wylewała łzy hojnie,
Trwożyła się o kochanka,
Czy nie zginął na wojnie.
Weź ten puklerz zakrwawiony,
Rzekł brat, powieś na szczycie,
Czyj był, zginął, zwyciężony,
Odebrałem mu życie.
Poznała puklerz miłego,
Wzięła w rękę i zbladła,
Nie rzekła słowa żadnego,
Jękła i martwa padła.
Przy tym posępnym padole,
Kędy rolą zorano,
Patrzaj, gdzie są dwie topole,
Tam ich zwłoki schowano.

Rzekł wódz, Karylu! głos twój tak jest wdzięczny,
Jak rosa wtenczas, gdy promyk miesięczny,
Bladawą jasność na góry przywdziewa,
O Bardzie! niechaj arfa twa opiewa
Tę, którą kocham; śpiewaj tę odludną,
Śpiewaj tę gwiazdę Dunskaru przecudną.
Niechaj kochana, wybrana wśród wiela,
W twych pieśniach wdzięcznych nam zabrzmi Bragela.

O małżonko Semowica!
Otrzyj łzy z twojego lica,
Wychodź na wierzch górnej skały,
Patrz, czy pędzą okręt wały.
Dzieli morze serca wierne,
Patrz, jak bałwany niezmierne
Bielą się pienistym szumem,
Jedne drugie pędzą tłumem.
Nieraz się ucieszysz nagle,
Biorąc bałwany za żagle;
Nieraz cię wzrok miły zwiedzie,
Że twój wierny mąż przyjedzie.
Wróć się do domu kochana,
Wiatr północny wieje zrana:
Wróć się, niech cię żal nie dręczy,
Spij, mąż czuje, śpij, mąż jęczy.

«Mów mi Konnalu, rzekł wódz rozrzewniony.
Mów mi o wojnie.» — Konnal rzekł: «z tej strony
Gdzie Swaranowe czują na nas roty,
Miej baczność, jakie ich będą obroty,
Póki wojsk swoich Fingal nie sprowadzi
Konnnal nietrwożny, ale pokój radzi.
Uderzył w puklerz wódz, co byli legli
Wszyscy rycerze na odgłos przybiegli.
Wysłał na zwiady mocarzów wybranych,
Miły sen objął resztę zmordowanych.
Tymczasem zeszłych wojowników duchy,
Głuchym odgłosem straszyły podsłuchy.
Echo jęk niesie, a żałosne krzyki,
Pewne są przyszłych śmierci poprzedniki.



DUMA II.
Cień Krugala, jednego z bohatyrów Irlandzkich, zabitego w boju, pokazuje się Konnalowi. Przepowiada przegraną Kukulina, i radzi zawrzeć pokój ze Swaranem. Konnal opowiada swoje widzenie Kukulinowi, lecz ten przez punkt honoru, nie chce pierwszy żądać pokoju. Druga bitwa. Ucieczka Grumala trwoży Irlandczyków. Kukulin i Konnal zasłaniają uciekających. Pokazuje się flota Fingala: Kukulin swoje niepowodzenie przyznaje śmierci Ferdy swego przyjaciela, którego niedawno zabił. Karyl Bard chcąc okazać, że nie wszyscy ci, którzy niewinnie zabili swoich przyjaciół, są nieszczęśliwi, opowiada mu historyą o Konnalu i Galwinie.


Pod starym bukiem Konnal odpoczywał:
Potok, co z blizkich skał się wydobywał,
Mruczeniem wdzięcznem sprawiał mu sen miły.
Wtem się zdaleka o uszy obiły
Jęczenia duchów; sam był widział we śnie,
W ognistej łonie Krugala, co wcześnie
Zszedł z świata, ręką Swarana zabity:
Twarz jego, jako xiężyc mgłą zakryty,
Wtenczas gdy bladą jasnością przyświéca;
Ozdobne niegdyś siność szpeci lica:
Oczy, jak światło kiedy dogorywa:
Piersi zawrzała krwią rana okrywa.
«Tyżeśto Krugal? rzekł Konnal nietrwożny;
Tyśto mocarzu w sławie tak zamożny?
Synu Dedgala, tyżeśto, coś w puszczy
Druzgotał tarcze nieprzyjaznej tłuszczy?
Zkąd taka bladość? straszliwy w zamachu,
Nie bladłeś nigdy za życia od strachu:
Powiedz, jakie cię przygody zmieniły?»
Stanął duch: z oczu łzy mu się puściły;
Dotknął Konnala ręką zamartwiałą,
Zimno natychmiast wskroś go przejmowało.
Ozwał się: ale jak szelest wietrzyka,
Gdy się po łozach nieznacznie pomyka,
Taki głos jego. «Konnalu! w mgłach dżdżystych
Duch się mój błąka po wzgórkach ojczystych,
Ciało na piaskach Ulinu spoczywa.
Gdzie owa nasza uprzejmość życzliwa?