Moję gorliwość o Rzeczpospolitę już wtenczas okazałem, kiedy po długiej przerwie dawny zwyczaj wniosłem, i na prośbę sprzymierzeńców i przyjaciół ludu Rzymskiego i moich także przyjaciół, człowieka najzuchwalszego zapozwałem. Co ludzie najcelniejsi i najdostojniejsi, między którymi wielu z was było, tak pochwalili, że nawet temu, który był kwestorem Werresa, i od niego obrażony, słusznej swej nieprzyjaźni chciał zadosyć uczynić, nie tylko oskarżać, ale nawet, czego sobie życzył, za pomocnika podpisać się nie pozwolili. Do Sycylii dla śledztwa pojechałem, w którem moję czynność prędkim powrotem, pilność zebraniem mnóstwa dowodów i świadków okazałem, moję zaś delikatność i skromność przez tom udowodnił, że, lubo jako senator[1] do sprzymierzeńców ludu Rzymskiego przybyłem, i do tej prowincyi w której kwestorem byłem, wolałem jednak, obrońca publicznej sprawy, u przyjaciół moich stanąć gospodę, niżeli u tych, którzy mojej pomocy żądali. Nikomu przybycie moje nie przyczyniło trudu lub kosztu, ani urzędnikom, ani osobom prywatnym. W poszukiwaniu taką moc miałem, jaką mi prawo dawało, a nie taką, jakąby mi uczucie krzywdy uciemiężonych przez Werresa ludzi nadać mogło. Gdym z Sycylii do Rzymu powrócił, a on i jego przyjaciele, wytworni i na wielkim świecie bywali panowie, dla odjęcia świadkom odwagi, pogłoskę rozsieli, jakobym za wielkie pieniądze dał się odwieść od sumiennego oskarżenia, lubo temu nikt nie wierzył, bo i z Sycylii tacy byli świadkowie, którzy mnie w prowincyi kwestorem znali, i tutejsi najznakomitsi obywatele, jak są sami znani, tak każdego z nas bardzo dobrze znają; bałem się atoli aby kto o mojej prawości i wierności nie wątpił, aż nadszedł czas rugowania sędziów.
VII. Wiedziałem że niektórzy za pamięci naszej przy rugowaniu sędziów nie uniknęli podejrzenia zmowy, chociaż w samem oskarżeniu pilności i staranności swojej dali dowody. Tak odrzuciłem sędziów, iż się okazało, że odkąd trwa teraźniejszy skład sądownictwa[2], żadnego nie było sądu złożonego z tak dostojnych i go-