Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu/28

Ta strona została przepisana.

z blizka naciera na przeciwnika, drugi walczy z nim na obszerniejszem polu: jeden jest zawsze subtelny w sporze, drugi mniej może, ale często dobitniejszy. Jednemu niema nic do ujęcia, drugiemu do dodania. Widać w Demostenesie więcej pracy, w Cyceronie więcej naturalności. Co do żartów i sposobów pobudzenia do litości, dwóch celnych poruszeń umysłu, Rzymianin przewyższa Greka.»

Nieco dalej tak się przechyla na stronę Cycerona. «Rzekłbyś że bogowie zesłali go na ziemię, żeby wymowa okazała całą swą moc w tym wielkim człowieku. Kto może dokładniej nauczyć, wzruszyć gwałtowniej? jaki mówca miał kiedy więcej powabu? do tego stopnia, że co ci wydziera, zdaje się że sobie uprosił, i że sędziowie uniesieni bystrym jego wymowy potokiem, myślą że sami postępują, kiedy ich z sobą porywa. We wszystkiem zresztą co mówi taka jest powaga, że wstyd ci różnić się z nim w zdaniu. Nie tylko gorliwość obrońcy, ale wiarogodność świadka z sobą przynosi. Wszystko to, coby pojedynczo nie przyszło drugiemu bez wielkiego wysilenia, płynie u niego gładko i bez najmniejszego wymusu; tak iż jego mowy, nad które nic piękniejszego słyszeć nie można, mają w sobie coś tak łatwego, iż się zdaje że ten szczęśliwy geniusz nie podjął w ich powiedzeniu żadnej pracy. Nie bez słusznej tedy przyczyny powiedzieli ludzie jego wieku, że w sądach panował, i nie mniej sprawiedliwie zjednał sobie u potomnych tę sławę, że imię Cycero nie tak służy do oznaczenia człowieka, jak samej wymowy. Miejmy go zatem przed oczyma, bierzmy go za wzór do naśladowania, i bądźmy pewni że ten już daleko postąpił, komu się Cycero bardzo podobał[1]

  1. Iustit. orat. X, 1.