Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 1 Mowy.djvu/464

Wystąpił problem z korektą tej strony.

ganne uważam; ale ten jego postępek takim mię żalem przejmuje, że nic haniebniejszego, nic więcej oburzającego nie widzę. Miałżeby Werres dom swój pełen rozpusty, sprosności, wszeteczeństwa, pomnikami Scypiona Afrykańskiego przyozdobić? Miałżeby Werres pomnik najwstrzemięźliwszego i najczystszych obyczajów człowieka, wizerunek dziewicy Diany, w tym domu postawić, w którym nieustannie sprośne kobiety i sprośni mężczyźni swą niecnotę płodzę?
XXXIX. Ale czy ten jeden tylko pomnik Scypiona Afrykańskiego naruszyłeś? Nie zabrałżeś także Tyndaritanom dobrodziejstwem tegoż Scypiona postawiony, a bardzo pięknie zrobiony posąg Merkuriusza? Ale jak? bogowie nieśmiertelni! jak śmiało, jak samowolnie, jak bezczelnie! Słyszeliście niedawno posłów Tyndaritańskich, zacnych i pierwszych w swern mieście ludzi, opowiadających jak ten Merkuriusz, który u nich w świętach dorocznych cześć odbierał, którego Scypio Afrykański po zdobyciu Kartaginy dał Tyndaritanom, nie tylko jako pomnik swego zwycięztwa, ale także jako znak ich wierności i sprzymierzenia, gwałtem, nakazem, bezprawiem przez Werresa zabrany został. Skoro do Tyndaris przybył, natychmiast, jak gdyby nie tylko tak należało, lecz koniecznie potrzeba było, jak gdyby mu to senat polecił i lud Rzymski rozkazał, posąg zdjęci do Messiny zawieźć kazał. Go gdy obruszyło obecnych, innym zdawało się rzeczą niepodobną do wiary, nie upierał się Werres przy tem za swojej pierwszej bytności. Ale odjeżdżając dał zlecenie Sopatrowi proagorowi, którego zeznanie słyszeliście, żeby posąg był zdjęty. Wzbrania się Sopater, Werres mu strasznie grozi, i tak z miasta wyjeżdża. Proagor odnosi rzecz do rady miejskiej: zewsząd mocny opór. Żeby to w krótkości opowiedzieć, powtórnie do nich po niejakim czasie przybywa i zaraz o posęg pyta. Odpowiadają że rada nie pozwala, że jest kara gardła postanowiona na tego, któryby się dotknę! bez rozkazu rady, przypominają mu oraz świętość posągu. Wtedy on na to: «Co mi tu prawisz o świętości, o karze, o radzie? Żywy ztąd nie odejdziesz, umrzesz pod rózgami, jeżeli mi posąg dany nie będzie.» Sopater znowu z płaczem donosi radzie o żądzy Werresa, groźby opowiada. Rada nie daje żadnej odpowiedzi Sopatrowi, ale przerażona i strapiona rozchodzi się. Wezwany przez posłańca do pretora, rzecz przekłada i dodaje że to się żadnym sposobem stać nie może.
XL. Cała ta rozmowa (żadnego bowiem szczegółu jego zuchwal-