Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/215

Ta strona została przepisana.
DRUGA MOWA
PRZECIW LUCYUSZOWI KATYLINIE
MIANA DO LUDU.

I. Już tedy, Rzymianie, L. Katylinę, śmiałego do szaleństwa, dychającego morderstwem, knującego zgubę ojczyźnie, mieczem i ogniem wam i Rzymowi grożącego, z Rzymu wyrzuciliśmy, albo wypuściliśmy, albo dobrowolnie, wychodzącego z pożegnaniem odprowadziliśmy. Odszedł, ustąpił, umknął, wyleciał. Już ta poczwara, ten straszny dziwoląg, w murach waszych goszcząc, murom waszym zguby gotować nie będzie. Tego tedy jedynego herszta wojny domowej bez oporu pokonaliśmy. Nie przedrze się już do serc naszych jego puginał: lękać się go już nie będziemy na polu Marsowem, na Forum, w senacie, między ścianami domów naszych. Wyruszono Katylinę z jego stanowiska, gdy go z Rzymu wypędzono. Już otwarcie i bez żadnej przeszkody z tym nieprzyjacielem sprawiedliwą wojnę prowadzić będziemy. Pokonaliśmy bez wątpienia tego człowieka, i świetne nad nim odnieśliśmy zwycięztwo, kiedyśmy go wyparli z ukrytych zasadzek, i pomiędzy jawnie grasujące kupy buhajów wpędzili. A że skrwawionego miecza, jak sobie życzył, z sobą nie wyniósł, że żywych nas odszedł, żeśmy mu żelazo z rąk wytrącili, że obywatelów nienaruszonych, że miasto stojące zostawił, co za smutek, co za boleść, myślicie, to mu sprawić musiało! Leży on teraz, Rzymianie, obalony na ziemię, a czując się zbitym i zgniecionym, oczy swe nieraz zapewne ku temu miastu obraca,