Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/223

Ta strona została przepisana.

mężnego serca obywateli; ale ci osadnicy widząc się znagła w dostatkach, kiedy się ich bynajmniej nie spodziewali, zaczęli pyszniej niż im przystało szafować na zbytki, chcąc iść o prym z pierwszymi bogaczami w stawianiu okazałych gmachów, mieć folwarki, lektyki, gromadę niewolników, wspaniałe bankiety, przez co w takie wpadli długi, że dla wybrnienia z nich potrzebaby im wskrzesić Syllę z grobu. Pociągnęli także do siebie niektórych ze wsi hołyszów i chudych pachołków, czyniąc im nadzieję że się wrócą dawne rozboje. Jednych i drugich, Rzymianie, kładę w rzędzie rabusiów i łupieżców, ale ich przestrzegam, niech przestaną szaleć i myśleć o proskrypcyi i o dyktaturze: tamte albowiem czasy tak głęboką obywatelom zadały ranę, że nic tylko ludzie, ale nawet, iż tak rzekę, bezrozumne bydlęta nicby teraz podobnego nie zniosły.
X. Czwarta część jestto zbieranina rozmaitego rodzaju niespokojnych ludzi, którzy już oddawna pogrążeni w przepaści, nigdy się z niej nie wydźwigną, którzy częścią przez gnuśność, częścią przez zły rząd, częścią przez ogromne wydatki, chwieją się pod ciężarom dawnych długów, którzy znękani pozwami, wyrokami sądowemi, rozbiorem dóbr pomiędzy wierzycieli, ruszyli, jak wieść niesie, wielką gromadą z miasta i ze wsi do onego obozu. Tych ja nie za dzielnych żołnierzy, ale mam za ociągających się z wypłatą bankrutów, którzy jeśli ustać o swojej mocy nie mogą, niech upadną, tak jednak żeby nie tylko Rzym, ale nawet najbliżsi sąsiedzi nie poczuli ich upadku. Nie wiem ani czemu wolą ginąć sromotnie, nie mogąc żyć uczciwie, ani dla czego to sobie uroili, że mniej boleśnie ginąć z drugimi pospołu, niż samemu.
W piątym rzędzie mieszczą się mężobójce, rozbójniki, słowem wszyscy złoczyńcy, których ja od Katyliny nie odwołuję, bo ich od niego oderwać nie można. Niechaj wyginą w zbojeckiem rzemiośle, bo ich tak wielu, że żadne więzienie ogarnąćby ich nie mogło.

Ostatni rodzaj nie tylko z porządku, ale i ze sposobu życia, jest łudzi najpodobniejszych do samego Katyliny, których on sobie podobierał, i jako najserdeczniejszych przyjaciół ma zawsze przy swym boku, których widzicie z uczesanym i lskniącym od pomady włosem, bez brody[1], albo z pięknie ugłaskaną brodą, ustrojonych

  1. Młodzieńcy, którzy jeszcze nie zarastali, lub którzy dla pieszczonej elegancji kazali sobie wyskubywać włosy z brody. Seneka często o to przymawia