Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/245

Ta strona została przepisana.
CZWARTA MOWA
PRZECIW LUCYUSZOWI KATYLINIE
MIANA W SENACIE.

I. Widzę, senatorowie, wszystkich was oczy na mnie zwrócono, widzę że was trwoży wasze i Rzeczypospolitej niebezpieczeństwo, a jeżeli to oddalone zostało, żeście nie mniej o moje troskliwi. Ta wasza ku mnie życzliwość jest mi pociechą w nieszczęściu, osłodą w utrapieniu; ale was proszę przez bogów nieśmiertelnych, oddalcie ją z serc waszych, zapomnijcie o mojem bezpieczeństwie, a myślcie tylko o sobie i dzieciach swoich. Jeżeli taki ma być los mego konsulatu, abym na nim wszystkie gorycze, boleści i męki wycierpiał, nie tylko mężnie, ale nawet chętnie wycierpię, byle tylko godność i całość wasza i ludu Rzymskiego była prac moich owocem.

Jestem, senatorowie, ten konsul, dla którego ani Forum, przebytek sprawiedliwości, ani pole Marsowe, uświęcone konsulowskiemi wróżbami, ani izba senatorska, najpewniejsza wszystkich narodów ucieczka, ani dom, spólne wszystkich schronienie, ani łóżko na spoczynek dane, ani nakoniec krzesło senatorskie, na którem mam honor zasiadać, od zasadzek i niebezpieczeństwa śmierci nigdy wolne nie były. Siłam zamilczał, siłam zniósł, siłam odstąpił[1], siłam uleczył z niejaką moją przykrością wśród waszej obawy. Jeżeli przy końcu mego konsulatu pozwolili mi bogowie nieśmiertelni wybawić

  1. Odstąpił Cycero rządy Macedonii towarzyszowi swemu w konsulacie, Antoniuszowi, żeby go odciągnąć od Katyliny.