I. Pragnąłbym z całego serca, sędziowie, żeby P. Sylla mógł był utrzymać się w blasku swej godności, a przynajmniej po doznanem nieszczęściu zebrać jaki owoc swego skromnego życia[1]. Ale ponieważ los przeciwny tak zrządził, że z najwyższego stopnia dostojeństwa częścią powszechną zazdrością, ubieganiem się o ten urząd podnieconą, częścią szczególniejszą nienawiścią, jaką Autroniusz[2] na siebie ściągnął, strącony został, i że, lubo z dawnej pomyślności smutne tylko i liche pozostały mu szczątki, znaleźli się jednak ludzie, których niechęci samo nawet jego ukaranie zaspokoić nie mogło; aczkolwiek szczerze boleje nad niedolą tego człowieka, atoli, wśród innych dolegliwości rad jestem, że mi się zdarzyła pora, w której dobrze myślący ludzie przypomną sobie moję znaną niegdyś wszystkim, potem jakby przerwaną litość i łagodność, źli zaś i niegodziwi obywatele, powtórnie zwyciężeni i pokonani, wyznać muszą, że kiedy Rzeczpospolita stała nad przepaścią zguby, mężny i odważny byłem, teraz gdy została ocaloną, łaskawy i litościwy jestem. A iż mój poufały przyjaciel, L. Torkwatus, myślał, że targając w swojej mowie oskarżającej związki przyjaźni, będzie mógł nieco osłabić powagę mojej obrony, połączę z oddaleniem grożącego Sylli niebezpieczeństwa usprawiedliwienie mojej usługi. Gdyby to mnie tylko
Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/305
Wystąpił problem z korektą tej strony.
MOWA
ZA PUBLIUSZEM SYLLĄ.