Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/514

Wystąpił problem z korektą tej strony.

człowieku, nic przynajmniej złego obawiać się z jego strony nie należało. Ale tak bywa, sędziowie: miecz dany w rękę dziecku, lub zgrzybiałemu, niedołężnemu starcowi, nic może sam przez się nikomu zaszkodzić; ale jeżeli będzie oparty o nagie piersi najmężniejszego człowieka, samo ostrze i ciężar żelaza skaleczyć go może. Tak się stało, kiedy dano konsulat jakby miecz jaki ludziom wycieńczonym, bezsilnym, którzy sarni przez się nie mogliby zadrasnąć żadnego obywatela; uzbrojeni władzą najwyższą, zamordowali Rzeczpopolitę. Oba zawarli otwarte przymierze z trybunem ludu, od którego mieli dostać prowincye, jakie im się podobają, tyle wojska i pieniędzy, ile sami zechcą, pod tym warunkiem, że mu wprzód wydadzą ujarzmioną i uciśniętą Rzeczpospolitą. To zaś przymierze mogło być, jak mówili, krwią moją stwierdzone. Gdy się ta zmowa odkryła (a taka zbrodnia nie mogła sic ukryć i utaić), tego samego dnia dwa prawa podał trybun do wiadomości publicznej, jedno na moje zgubę, drugie przeznaczające po imieniu prowincye konsulom.
XI. Zatrwożony wtedy senat, obudzony stan rycerski, cała Italia wzruszona, wszyscy nakoniec wszelkich stanów obywatele myśleli, że w tak ważnej sprawie publicznej należało wezwać pomocy konsulów przyodzianych władzą najwyższą; a tymczasem ci dwaj wichrzyciele, prócz onego szalonego trybuna, nie tylko upadającej ojczyźnie na pomoc nie przyszli, ale nawet smucili się że zbyt powoli upadała. Narzekali wszyscy uczciwi ludzie, domagali się od nich codziennie, senat prosił, aby się sprawą moją zajęli, aby działali, aby nakoniec co do senatu wnieśli. Ale oni nie tylko nie chcieli, ale z tego szydzili, najszanowniejszych członków tego zgromadzenia prześladowali. Wiem gdy znagła niesłychane mnóstwo zgromadziło się w Kapitolu z całego miasta, z całej Italii, wszyscy byli tego zdania, że należało odmienić suknie, i że, ponieważ Rzeczpospolita znalazła się bez naczelników, obowiązkiem było obywateli bronić mnie koniecznie własnemi siłami. Senat tymczasem radził w świątyni Zgody, która mu przypominała mój konsulat. Tam wszyscy ze łzami błagali za mną wymuskanego konsula; bo ten drugi najeżony, srogi konsul, zaniknął się umyślnie w domu. Z jaką pychą ta brudna dusza, ten podły człowiek odrzucił prośby najpierwszego Rzeczypospolitej stanu! odepchnął od siebie najdostojniejszych obywatelów łzami zalanych! Jak mną samym pogardził ten marnotrawca publicznego,