Strona:Dzieła M. T. Cycerona tłum. Rykaczewski t. 2 Mowy.djvu/519

Wystąpił problem z korektą tej strony.

w tak dobrej sprawie, w której miałem za sobą przychylność senatu, jednomyślna zgodę wszystkich uczciwych ludzi, gotowość nakoniec całej Italii do popierania jej wszelkiemi siłami, jeślim, mówię, uchylił się przed wściekłością trybuna okrytego pogardą świata, jeżelim się uląkł lekkomyślności i zuchwalstwa nie mniej pogardy godnych konsulów, wyznaję żem był zbyt bojaźliwy, żem nie miał żadnej odwagi, żadnego postanowienia.
Co podobnego w Kn. Metellu? Chociaż sprawę jego pochwalali wszyscy dobrzy obywatele, nic ujął się za nię jednak ani senat w imieniu wszystkich, ani żaden stan w szczególności, ani cała Italia przez swe oświadczenia. Metellus miał więcej na widoku pewną jakąś chlubą, niżeli niewątpliwe dobro Rzeczypospolitej, kiedy sam jeden nie chciał zaprzysiądz prawa przez gwałt postanowionego; i jeżeli okazał wielką moc duszy, zdawało się jednak że poświęcił miłość ojczyzny niewzruszonej stateczności umysłu. Miał do czynienia z niezwyciążonem wojskiem K. Mariusza, swego nieprzyjaciela, K. Mariusza, zbawcy ojczyzny, po raz szósty konsula; miał do czynienia z L. Saturninem, po raz drugi trybunem ludu, człowiekiem czujnym, i w sprawie ludu jeżeli nie bardzo umiarkowanym, to pewnie popularnie działającym i bezinteresownym. Ustąpił, żeby albo zwyciężony od walecznych mężów nie upadł z niesławą, albo zwycięzca z wielu dzielnych obywatelów Rzeczypospolitej nie osierocił.
XVII. Sprawę moją wziął na siebie senat otwarcie, stan rycerski ochoczo, cała Italia publicznie, wszyscy dobrzy obywatele osobiście i usilnie jej się podjęli. Nie sam jeden byłem sprawcą dokonanych przezemnie czynów, ale przewodnikiem woli powszechnej, czynów, które dotykały nie tylko mojej własnej sławy, ale dobra wszystkich obywateli, ledwo nie wszystkich narodów; com zdziałał, tak zdziałałem, żeby to wszyscy zawsze bronić i utrzymać mieli sobie za obowiązek. Trzeba mi było walczyć nie ze zwycięzkiem wojskiem, ale z najętymi wyrobnikami, poduszczonymi na rabunek miasta. Miałem nieprzyjacielem nie K. Mariusza, postrach nieprzyjaciół, nadzieję i podporę ojczyzny, ale dwa straszne potwory, których niedostatek, których ogromne długi, których lekkomyślność, których nieprawość wprzęgła w jarzmo trybuna ludu. Nie miałem do czynienia z Saturninem, który wiedząc że dla znieważenia go odjęto mu dozór nad rzeczą zbożową, kiedy był kwestorem w Os-