I. Unia wczorajszego, senatorowie, do żywego wzruszony waszą godnością i widokiem licznie zgromadzonych osób stanu rycerskiego, którym senat dawał posłuchanie, myślałem że do mnie należało poskromić bezczelną zuchwałość P. Klodiusza, kiedy najgłupszemi pytaniami tamował sprawy dzierżawców publicznych, i chcąc się przysłużyć P. Tullionowi Syryjczykowi[1], któremu się cały zaprzedał, w oczach waszych popisywał się ze swoją na skinienie jego gotową usłużnością. Upamiętałem tego szaleńca, skorom mu sądem pogroził: zaledwie wyrzekłem dwa słowa, powstrzymałem cały zapęd tego zapalczywego wysiekacza.
Nie wiedząc jeszcze jakich mieliśmy konsulów, blady z gniewu, pałający wściekłością, wyleciał raptem z senatu z niektóremi pogróżkami w ustach, teraz już próżnemi i bezsilnemi, lecz któremi nas straszył za czasu Pizona i Gabiniusza. Gdym się puścił za wychodzącym, miło mi było widzieć, że wszyscy senatorowie ruszyli się z miejsc swoich, i że dzierżawcy przy mnie stanęli. Stracił wtedy śmiałek przytomność, i z twarzą wybladłą, nie mogąc słowa wymówić, zatrzymał się, potem się obejrzał, a skoro zobaczył konsula Kn. Lentula, upadł w progu prawie senatu, przypomniawszy snąć sobie że tu ani Pizona, ani wiernego mu Gabiniusza nie było. Co mam powiedzieć o jego ślepej i wyuzdanej wściekłości? Nie mógłbym go zgromić ostrzejszemi słowy od tych, jakiemi go zaraz na
- ↑ Syryjczykowie uskarżali się wtenczas na dzierżawców dochodów publicznych, których sprawę jako należących do stanu rycerskiego Cycero popierał.